Epilog

699 25 1
                                    

20 lat później
- Ryan, przynieś proszę talerze z kuchni! - krzyknął Alex coraz bardziej nerwowo spoglądając na zegarek. Za 10 minut mieli zjawić sie goście a oni nie mieli przygotowanego jeszcze do końca obiadu.
- Już idę! - odkrzyknal Ryan, a chwilę potem Alex usłyszał delikatne kroki swojego męża na panelach. - Nie denerwuj sie tak, jeszcze mamy sporo czasu.
- Kochanie, kiedy ostatnio sprawdzałes godzinę? - Alex uśmiechnął sie z politowaniem. Dobrze wiedzial, ze kiedy Ryan pracowal to całkowicie się w tym zatracal. Został w końcu artysta, co bylo jego marzeniem. Miał jednak drobny cień nadziei, ze dzisiaj zwróci uwage na to, co dzieje sie wokół niego.
- No juz Ci pomogę, nie narzekaj.
        Od tego momentu obaj szybko przygotowywali sie do spotkania. Nie bylo żadnej okazji, jednak chcieli po raz pierwszy od dawna spotkać się z rodziną i przyjaciółmi w komplecie, chociażby miał to byc zwykły obiad.
        Kiedy zadzwonił dzwonek, wszystko było juz prawie gotowe. Ryan poszedł otworzyć drzwi w trakcie kiedy Alex wykładał potrawy na stół.
- Czesc Peter, Alan. Milo Was widziec. Ciebie też Kevin mimo, ze jak zwykle chciałbyś stąd wyjść, jak najszybciej.
        Kevin był synem Petera i Alana. Adoptowali go 5 lat po ślubie chcąc mieć pełną rodzinę. Kiedy zobaczyli go pierwszy raz, byli oczarowani.  Mały, wtedy 2-letni chłopiec z bujnymi blond lokami patrzący na nich swoimi radosnymi zielonymi oczami od razu rozkochal ich w sobie. Po wielu trudach udało im sie zostać jego rodzina zastępcza, chociaż wielu ludziom ta decyzja wcale sie nie podobała. Teraz, 17-latek był mimo wszystko bardzo szczęśliwy. Nie przejmował sie obrazami i zniesmaczonymi spojrzeniami rzucanymi w jego stronę. I chociaż wychowany przez dwóch mężczyzn, miał dziewczynę z którą póki co układało mu sie bardzo dobrze.
        Zaraz po Peterze, Alanie i Kevinie zjawił sie Roberto ze swoją zona Camille spodziewająca się dziecka oraz Natalie z Blainem i Rosalie, jej rodzina. Wkrótce potem pojawili sie także rodzice Alexa i matka Ryana. Wszyscy goście usiedli przy stole i zaczęli rozmawiac. Na początku były to luźne tematy; rozmawiali o pracy, rodzinach, imionach dla dziecka Roberto. Niedługo potem tematem głównym ich rozmowy bylo wspólne życie Ryana i Alexa.
- Macie zamiar powiększyć nieco rodzinkę? - zapytała matka Alexa, co spowodowało, ze tamten niemal sie zakrztusil.
- Nie, mamo, nie mamy zamiaru - kobieta zrobiła rozczarowana mine i opuściła wzrok z powrotem na jedzenie.
- I bardzo dobrze. Dzieci to porażka - stwierdził Kevin uśmiechając się blado do Ryana.
- Ale wzniesmy toast! - krzyknął Roberto i wstał trzymając w palcach kieliszek z winem, który wcześniej napelnil Alex. - Za Ryana i Alexa, którzy mimo 20 lat razem nie postanowili wziąć rozwodu!
- My też nie wzięliśmy rozwodu, a jakoś nikt o tym nie mowi - stwierdził Peter, ale z usmiechem na ustach, więc nikt nie odebrał tego jako wyrzut.
        Po 2 godzinach od toastu ludzie zaczęli sie powoli rozchodzic. Na początku odeszli rodzice Alexa wraz z matka Ryana, gdyz udawali sie oni wspólnie do teatru. Od chwili ślubu mężczyzn ich rodzice niesamowicie się do siebie zblizyli. Zarówno Ryan, jak i Alex choć z początku zdziwieni takim rozwojem wydarzeń, teraz byli z tego powodu zadowoleni. Dzięki temu ich rodzicom łatwiej bylo pogodzić się z tym, ze nie doczekają się od nich wnuków, choć wciąż na to liczyli. Wkrótce po nich wyszła takze Natalie z mężem i córka. Od razu zaprosili też Ryana i Alexa na obiad do nich w przyszłym tygodniu. Roberto z żoną, gdy zobaczyli, ze większość juz wyszła, sami wymowili się jakimś ważnym spotkaniem.
        Po pozegnaniu tej części gości, Alex i Ryan czując sie już swobodnie, zmęczeni niemal rzucili sie na kanapę, na której siedzieli Peter, Alan i Kevin. Od razu rozlegly się okrzyki oburzenia.
- Co wy robicie? - zapytał Alan, jednak w jego głosie dało sie słyszeć delikatną nutę rozbawienia.
- Przez Was zrobiło sie tu niewygodnie - stwierdził Peter robiąc naburmuszona mine natomiast Kevin rozgladajac sie między nimi stwierdzil typowym dla siebie kpiacym tonem:
- Ale z Was panienki.
        Te pare słów zaskoczyło i rozbawiło mężczyzn tak, że wszyscy niemal w tym samym momencie wybuchneli głośnym śmiechem. Kevin patrzył na nich jako jedyny będąc poważnym i kręcił głowa z niedowierzaniem. Wkrótce jednak słysząc nieustajacy głęboki śmiech mężczyzn, sam sie uśmiechnął.
        Po parunastu minutach wszyscy sie uspokoili. Ryan i Alex nie byli w stanie nawet podnieść powiek, byli tak bardzo zmęczeni. Peter patrzył na nich z litościa. Nie rozumiał, czemu byli tak niesamowicie wykończeni.
- Nie patrz tak na nich. Denerwowali sie tym spotkaniem.
- Ale nie rozumiem dlaczego. Przecież znali nas wszystkich.
- Nie znasz ich? - zapytał Alan śmiejąc się. - Jak zwykle chcieli zrobić jak najlepsze wrażenie. Ale teraz powinnismy chyba dac im odpocząć.
- Masz rację - westchnął Peter. - Kevin, rusz się, wychodzimy.
* * *
        Alex i Ryan obudzili sie 2 godziny później czując ze opuściło ich już uczucie kompletnego zmęczenia. Rozejrzeli sie dookoła spodziewając się, że za moment z kuchni lub z ich pokoju wybiegnie Alan i Peter koniecznie chcąc ich przestraszyć. Pomimo upływu dwudziestu lat oni wciąż nie dojrzali na tyle, aby zauważyć, ze ich zachowanie absolutnie nie bylo odpowiednie biorąc pod uwagę ich wiek. Zdziwieni więc stali i przeciągając się ruszyli każdy w swoją stronę - Ryan do łazienki natomiast Alex na balkon.
        Ulubionym miejscem Alexa w mieszkaniu był właśnie balkon. Kiedy potrzebował czasu na przemyślenia czy nawet w poszukiwaniu ciszy i spokoju kierował się w stronę tego miejsca. Stamtąd mógł obserwować życie w mieście. Ludzie z góry wyglądali jak małe robaczki, mrówki, pedzace każdy w swoją stronę. Nigdy nie rozumiał tych ludzi, którzy biegali nie patrząc nawet na innych. Nagle poczuł, że mimo tego iż ma wszystko, czegoś mu brakowało. Nie wiedział tylko czego. Miał w końcu piękne mieszkanie, dobrze płatna pracę i, oczywiście,  wspaniałego męża. Skąd więc znalazła się w nim ta pustka?
        Wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i odpalił jednego. Stal, opierając się o balustrade i zaciągajac się dymem, wpatrywal się w dal. Chwilę potem poczuł, jak ktoś zarzuca mu coś na ramiona. Obejrzał się i spostrzegl Ryana z oburzonym wyrazem twarzy.
- Przeziebisz się - syknal w jego kierunku i stanął koło niego tak jak on patrząc przed siebie. - Jak chcesz już palić to przynajmniej ubieraj się zanim tutaj wychodzisz.
        Ryan do tej pory nie lubił, kiedy jego mąż palił. Zawsze miał wtedy wrażenie, ze coś jest nie w porządku, miał wrażenie, ze myśli o czymś nieprzyjemnym, a on,  jedyne czego pragnął to jego szczęście. Chciał jednak, żeby Alex sam rozpoczął rozmowę na temat tego, co go dreczylo. Bo widział, ze ostatnio był wyjątkowo przygnebiony z jakiegoś powodu, o którym nie chciał mówić. A Ryan nie miał zamiaru naciskać. Kiedy już jednak miał odejść i samemu wrócić do pracy, zatrzymał go głos Alexa:
- Nie wydaje Ci się, ze czegoś nam w życiu brakuje? - Ryan odwrócił się na powrót twarza do niego, zaskoczony.
- Co masz na myśli?
- Nie wiem. Od paru dni o tym myślę. A po wizycie tych wszystkich ludzi jeszcze bardziej. Patrząc na nich miałem wrażenie, ze oni są szczęśliwi, ze ich życie rozwinęło się na tyle, ze założyli rodziny, przejęli odpowiedzialność, a my? My staliśmy w miejscu, cały nasz wolny czas spędzając na rozwijaniu się zawodowo. Popatrz, jakie mamy teraz nudne życie - spojrzał Ryanowi prosto w oczy. - Staliśmy się tymi ludźmi, którymi nigdy nie chcieliśmy się stać.
        Ryan westchnął. Nie wiedział, co powinien mu odpowiedzieć. Chciał poznać jego myśli, ale teraz, kiedy już o nich wiedział, nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Nigdy w ten sposób o tym nie myślał. Nie zastanawiał się nad tym. Nie miał czasu. W tym momencie zrozumiał, co Alex miał na myśli.
- Masz rację - rzekł, jednak z jakiegoś powodu nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy. - Zagubilismy się. Ale teraz, co możemy zrobić z tym teraz?
- Idźmy gdzieś, zacznijmy żyć, wydawać pieniądze, może zastanówmy się nad słowami mojej matki.
- Chciałbyś tego? - zapytał Ryan.
- Co masz na myśli?
- Chciałbyś dziecka?
        Między nimi zapadła cisza. Można było niemal usłyszeć bicie serc obu mężczyzn. W pewnym jednak momencie Alex złapał Ryana za ręce i mocno scisnal uśmiechając się. Zdecydował się, wiedział, czego brakowało mu w życiu. Brakowało my dziecka, kogoś, kto przejmie po nich to, co osiągnęli w ciągu ich życia, kto będzie przy nich kiedy będą już osobami starszymi nie będącymi w stanie samemu sobie poradzić, kogoś kto być może da im kiedyś wnuki, ale nawet jeśli nie to co z tego? Wiedział, ze zaakceptuje swojego syna lub córkę nieważne, jak by wyglądało, a tym bardziej, kogo będzie kochać. Chciał dac komuś jeszcze szczęście, czyli coś, czego ani on, ani Ryan nie doświadczali będąc młodymi. Ale dziecko chciałby nauczyć, ze to jego lub jej szczęście jest najważniejsze. I miał nadzieję, ze kiedyś będzie im to dane.
        Ryan oparł swoją głowę na ramieniu Alexa doskonale rozumiejąc jego gest. Byl zachwycony ta decyzja i wiedział, ze może też liczyć na wsparcie Alana i Petera, którzy z chęcią pomogą im w zaadoptowaniu jakiegoś dzieciaka.
        Stali więc i patrzyli na nocne miasto i na niebo rozswietlone gwiazdami. Wiedzieli, ze chcą osiągnąć pełnię szczęścia i mieli zamiar do tego dążyć. Cieszyli się, że ich drogi się przeciely. Kochali się i po wszystkich przeżyciach pragnęli tylko spokoju i radości. Czuli, ze powoli zaczynają się starzec.

* * * * * * * * * *
Dziękuję wszystkim, którym udało się dotrzeć do końca. Jest mi bardzo trudno żegnać się z chłopakami mimo że wiem że są szczęśliwi. Co dalej się z nimi stało? Czy udało się im zaadoptowac dziecko i osiągnąć "pełnię szczęścia"? Na to pytanie każdy może sobie sam odpowiedzieć. Ja osobiście myślę, że wszystko skończyło się dla nich świetnie. Jeszcze raz wszystkim dziękuję, tym co tylko czytali pozostawiając po sobie ślad jedynie przez ilość wyświetleń, tym co zostawili "gwiazdki" i tym co komentowali. Mam nadzieje ze nikogo nie zawiodłam a wszelkie sugestie lub zażalenia chętnie przyjmę. Wystarczy napisać ;)
A teraz życzę dobranoc lub witam dzień dobry (nie wiem o której godzinie ktoś czyta :') )

Odrzucony (YAOI) [W TRAKCIE POPRAWIANIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz