Dwunasta Śmierć

117 15 8
                                    

- N..N..Nataniel?!
Krzknęłam. Co on tu robi?! Jak?! Po co?! Dlaczego?!
Stanął odsuwając białą maskę  z ust i wyciągając rękę w moją stronę.
- Musiałem w końcu jakoś się odwdzięczyć po akcji z komisariatem... Z resztą... Działamy razem, prawda?
Uśmiechnął się do mnie i pomógł mi wstać łapiąc za nadgarstki specjalnie w miejsce które nie jest zabandażowane.
- Jasne że prawda.
Odpowiedziałam wstając.
- Trzymaj, podał mi broń.
- Yy.. Nataniel.. 
Pokazałam mu swoje zabandażowane ręce.
- Coś ty? Yhh.. nieważne.. Osłaniam cię, dobra?

- Dobra. 
Podbiegł do jedynego okna na korytarzu. 
- Ren! Widze że drugą ręke masz w połowie sprawną. Wsadź  tasak między rączki drzwi. Drewniany młotek długo nie wytrzyma.
- Robi się!
Podążyłam do drzwi. Zrobiłam o co mnie poprosił. Słyszałam wybicie szyby i odwiercanie śrub od krat okna stalowym cięzkim i grubym śrubokrętem. Podążałam w jego strone. Słyszałam ludzi błagających o ratunek. O to by zabrać ich ze sobą. Nie chciałam ich zostawiać..
- Nataniel! Yy.. Może wieźmiemy ze sobą tych ludzi?
- Nie mam mowy! Szybko! Zaraz policja się tu dostanie!
- Ale Nataniel!
- Powiedziałem nie.
- A ja mówie tak.
- NIE.
- TAK
- Nie kłuć się ze mną!

- Po prostu ich weźmy! nie wszystkich! Kogokolwiek!
- Ren zaraz uda im się wyważyć drzwi rozumiesz?! Szybko!
- Nie ruszam się z tąd do puki nikogo nie weźmiemy. 
- Ren szybko!
- A zamierzasz kogoś wziąć?
- Ren!
- Czeekam...
- W takim razie tu zosta...
Nie dokończył. Złapał mnie i niósł na rękach.
- Zostaw mnie!
- Sieć cicho!
- Nataniel!
Nie odpowiedział. Byliśmy na dachu. 
- Trzymaj łuk spinaczkowy.

- Ręce.
Powiedziałam złym głosem.
- Yhh.. To co ja z tobą zrobie? Wszędzie jest policja... Czekaj... Wejć mi na barana.
Stałam. Nie zamierzałam wchodzić.
- Nie fochaj się tylko wchoć.
Stał odwrucony tyłem. Ja nie ruszałam się z miejsca. 
- Ren do chuja!

Nic.
- Nie zachowuj się jak dziecko! Bo cię tu zostawie i zastrzelą cię! Rozumiesz to?! Ren! Zdaj sobie sprawe! Nie zaufam już żadnej dziadydze z więzienia rozumiesz?!
-Pff..

Weszłam na jego plecy. Przelatywał między budynkami. Były osadzone blisko siebie. 
- Mój kolega nas podwiezie.
Biegł przez chwile ulicą. Wspinał się po kolejnych budynkach. Widziałam że jego płuca palacza nie wytrzymują ciężaru mojego ciała. Znajdowaliśmy się na dachu jednego z budynków. 
- Ren trzymaj się bo będę skakał z pewnej wysokości. 
- Yhh.. dobra, skacz.
Skoczył na daszek wejścia do klatki schodowej jakiegoś z bloku po czym stanął przed autem. Zeskoczyłam z niego. Zastrzelił jeszcze kilkoro przechodniów którzy mogliby  zauważyć auto. Weszłam na miejsce pasażera z przodu. 
- Piłeś?!
Nataniel powiedział do chłopaka który siedział za kierownicą.
- Yhh.. Tylko trochę..
- Ja pierdole.. Można na ciebie liczyć... Wsiadaj do tyłu. Chłopak wykonał polecenie a Nataniel usiadł z przodu. 
Przyjżałam się chłopakowi. Miał czarne włosy i niebieskie jasne oczy. W wzroscie przypominał Nataniela. Tak samo umięśniony i nawet tak samo przystojny. Miał na sobie czarną koszulke oraz niebieskie dżinsy. Na jego nogach gościły czarne trampki. 
- Dlaczego nie chciałeś wziąść ze sobą tych ludzi?

Zapytałam.
- Yy..

Jąkał się. Widać że chciał omijać temat szerokim łukiem.
- No mów..
- Bo.. Ostatnio wzielismy tamtych.. i oni... oni.. o..oni..
Jąkał się okropnie.
- Okradli go i uciekli.
Dokończył czarnowłosy chłopak. Zaczął śmiać się cicho. Nataniel przechylił wiszące lusterko by tylny pasażer ujrzał jego morderczy wzrok.
- Okradli Cię? Ciebie? Tego niepokonanego Nataniela? Błagam..
Zaczęłam śmiać się z czarnowłosym.
- Dzieci..

Odpowiedział zapalając papierosa. 
- Jak się nazywasz?
Zapytał mnie chłopak siedzący za mną.
- Ren..
- Jestem Aleksander ale mów mi Alex. Miło mi.
Odpowiedział uśmiechając się. Miał przepiękny uroczy uśmiech. Chwila! Ren o czym ty myślisz?!
- Pojedziemy do domu Alexa bo mój przejął chwilowo patron policji.

Wydział mangozjebstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz