Dwudziesta piąta śmierć

70 10 2
                                    

- Nataniel! Czekaj!

Podbiegłam do niego. On odwrócił się w moją stronę.
- Ren, idiotko! Dlaczego wyskoczyłaś taka rozlegniżowana?!
Zdjął swoją kurtkę i nałożył na mnie. Normalnie to bym ją zrzuciła, no ale jest tak zimno...
- Eh... Nataniel...
- Cicho bądź. 

Odpowiedział i przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w niego
- Fochnąłeś się?
- Nie.
- Pff...
Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. On w odpowiedzi się zarumienił. 
- Dzieecko.
- Co proszę?!

Oburzył się.
- Wystarczy że na ciebie spojrze a ty już jesteś cały czerwony.

- Ee... Znaczy... J.. Eh...
- Głupek. 
Pacnęłam go delikatnie w głowę. 
- Wiem! Miałem cię gdzieś zabrać, pamiętasz?
- Racja, mówiłeś coś.

- W takim razie...
Podniósł mnie na rękach jak księżniczę.
- Nataniel, opuść mnie.
- Nie, nie. Nie bawimy się tak. 

Zaniósł mnie do samochodu i położył na siedzeniu.  Po chwili sam wsiadł i odpalił pojazd. Ruszyliśmy.
- Gdzie jedziemy?
Zapytałam.
- Zobaczysz.
Uśmiechnął się złowieszczo. Zapalił papierosa i włożył sobie do ust po czym się zaciągnął.
- Daleko?
- Nie, kilka minut drogi.
Rzeczywiście nie było długo. Po około pięciu minutach dojechechaliśmy. Nataniel wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo.
- Gdzie idziemy?

Zapytałam. 
- W mało romantyczne miejsce. 
Powiedział zapalając kolejnego papierosa.
- Stresujesz się?

- C..Co?! Czemu?

- Bo kiedy się stresujesz to dużo palisz.

- Yy.. N..Nie.. To nie tak.. Znaczy.. Eh... Pamiętasz jak wypytywałaś o moją rodzine?
- Tak, ale powiedziałeś że wolałbyś nie mówić za dużo.
Nagle zorientowałam się że idziemy na cmentarz. - Nataniel, dlaczego idziemy na cmentarz? I dlaczego wtedy gdy akurat jest ciemno i zimno? Nie możemy rankiem?
Nic nie odpowiedział. Złapał mnie za ręke. 

- Nataniel C..Co ty...
- Raźniej?
Zapytał. Nawet na mnie nie spojrzał. Patrzył tylko tępo w prost przed siebie. - Dobra, wracając do rodziny, dziś poznasz jednego z członków. 
- Ż...Że co?! A...Ale... TUTAJ?!
- Tak. Co w tym takiego dziwnego?
- Yy... N...N...Nic... 
- Rozumiem. Trochę przerażające. 
- Yy.. N..Nie.. Nie jest...
Skręcił w jedną z uliczek. Grobów nie było dużo. Dałabym z osiem maksymalnie. Są też jakieś małe grobiki. Mniejsze niż te jak stawia się przy miejscu spoczynku dzieci. Widziałam napis na jednym z nich. ,, Kicia" później drugi. ,,Filemon" następne jeszcze mniejsze. ,, Karmel & Sisi" Kolejny ,,Spaykuś". Pewnie w tej części pochowane były jakieś zwierzęta Spojrzałam na większe. ,,HisayukiFuchida " Yuko Fuchida" ,,Eri Fuchida". Na resztę nawet nie patrzałam. Był to grobowiec jednej rodziny.  Zauważyłam że Nataniel stanął na jednym z grobów. 
- N..Nataniel... C..Co ty...
Podeszłam do niego.
- Zapomniałem wspomnieć ci że przylatując do Azji zabrałem ze sobą siostre. Wtedy jeszcze żyła. Leży na grobowcu rodziny przyrodniej siostry pani Doroci. Nie ma tu jej krewnych ponieważ ona urodziła się w Polsce. Tak jak ja. Tylko że przejąłem japońskie nazwisko po ojcu.

Patrzałam tępo w nagrobek. Przeczytałam. Juri Komatsu. Miała tylko dwanaście lat. Jejciu... Co musiało się wydarzyć?
- Wiem. Była młoda.
Uklęknął i przejechał ręką po nagrobku. Do jego oczu napłynęły łzy. 

- Na co zmarła?

Zapytałam. Powinnam?
- Czad. Kąpała się w domu Pani Fuchida. Zamknęła za sobą drzwi. Na klucz. Nie wychodziła przez dlugi czas. Pomyślałem że chce mieć spokój. W końcu wchodziła w okres dojrzewania. Zostawiłem więc ją. Jestem potworem. 
Po jego policzku zaczęły spływać łzy. Nie wiedziałam co zrobić. Usiadłam przy nim na ziemi na kolanach i złapałam za jego rękę. 
- Nie mów tak. Nie jesteś. Skąd mogłeś wiedzieć?

- Z mamą było tak samo. 
- C..Co? 

- Chorowała na astmę. Ja czytałem książke w innym pokoju. Nie słyszałem jak się dusi. Później wrócił tata. Powiedział że to moja wina. Że miałem siedem lat. Że powinienem opiekować się mamą. Że to ja byłem mężczyzną w tym domu. Alex też często mi to wypominał. Lubił moją mame. A wiedział że to był mój słaby punkt. Zawiodłem ich. A najbardziej mame. Zabiłem ją. 
Rozpłakał się. Wtuliłam się w niego.
- Nie zabiłeś Nataniel. To nie twoja wina. Mówili tak bo nie mieli na kogo zrzucać winy. 
- Zawiodłem je... Kochałem je... Były najważniejrzymi Kobietami w moim życiu... Jestem żałosny...


________________________________________________

Mówiłam że rozdziały będą rzadziej a są częściej. Zauważyłam że pisanie mnie odpręża. To chyba dobrze.



Wydział mangozjebstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz