Dwudziesta pierwsza śmierć

72 11 10
                                    

Weszłam do gabinetu. Dlaczego Nataniel płacze? Ymm... Aż nie chce pytać. Cały gabinet był dość przytulny. Drewniane meble oraz skórzany fotel na którym siedziała owa siostra pani Doroci. Aż dziwne. Nie są do siebie w ogóle podobne. Nataniel oparł głowę o ścianę a jego łzy kapały pojedyńczo na podłogę.
- N..Nataniel...  Co się stało? Dlaczego płaczesz?
Nic nie odpowiedział. Lekarka też posmutniała. Co im jest do cholery?! 
- Ren.. Proszę.. Usiądź... 
Wykonałam polecenie. Po chwili do pomieszczenia weszła pani Dorocia. Jej mina malowała to że wie co chce powiedzieć mi jej siostra, ponieważ i ona miała smutny wyraz twarzy. Pani Lekarz zaczęła zbierać papiery do jednej kupki po czym odłożyła je na kąt biurka i złączyła ręce razem opierając łokcie o mebel.
- Ren... Pamiętaj że wszystko co teraz powiem nie jest jeszcze do końca potwierdzone. 
Przełknęłam głośno ślinę. 
- R...Rozumiem.
Nataniel wyszedł z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. - A temu co jest?
- Ciężko to przeżywa..
- Ale co przeżywa?! Co wam wszystkim do cholery odbija?! 
- Spokojnie Ren...
- Jak mam być spokojna?! Nataniel właśnie wybiegł z płaczem!  Nie mogę go zostawić!
Wybiegłam z pomieszczenia. Dom był duży, jednak szybko zauważyłam w wielkim i zadbanym korytarzu że brakuje jednej pary butów oraz kurtki. Nataniel pewnie wyszedł. Założyłam szybko zapasowe buty Nataniela. Były to czarne kozaki. Cały dom umieszczony był w lesie a ostatnio strasznie padało więc pewnie na zewnątrz jest rosa. Wybiegłam z domu. Nie myliłam się. Było nie dość że zimno (a ja nie założyłam kurtki), a w dodatku mokro. Za to jest jeden plus. Ścieżka zamieniła się  w błoto a ja widziałam ślady kroków Nataniela. Biegłam jak najszybciej mogę. Szłam po prostej drodze po której już kiedyś musiały jechać auta. Z daleka ujrzałam białą postać. 
- Nataniel!
Krzyknęłam w jego stronę. Ani drgnął. Podbiegłam Bliżej.
- Nataniel!

Nic. Byłam już na prawdę blisko.

- Nataniel!
W ostatniej chwili odwrócił się. czułam że plączą mi się nogi. Powoli upadam. No tak! Bo po co wiązać sznurówki? Spadałam na ziemie. Nagle  poczułam że ktoś łapie mnie w tali. Podnoszę głowę do góry. Zderzyłam się z twarzą Nataniela. Patrzył mi prosto w oczy. Były spuchnięte i czerwone od płaczu. Moją i jego twarz dzieliły milimetry.
- Wszystko dobrze, Ren?

Poczułam że moje serce bije szybciej. Dlaczego? Przecież on nawet mi się nie podoba. Serce zaczęło być szybciej. Szybciej. Szybciej.  Nie mogłam się odezwać. Wykrztusić słowa. Nawet jakbym chciała. Nie potrafiłam. 
- Dobrze Ren. Nic nie mów. 

Objął przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w niego. Moja głowa była na jego klatce piersiowej. Miał nie zapiętą kurtkę a pod nią najzwyklejszy T-schirt. Chwila. Czy jego serce... Też bije szybko? Czyli to normalne? Może po prostu sobie coś wmawiam? Odezwać się czy nie odezwać. Odezwać czy nie odezwać... 

- N..Nataniel...
Powiedziałam cicho. 
- Tak, Ren?
Moje serce zabiło mocniej jak tylko wypowiedział moje imię. Dlaczego tak dziwnie się przy nim czuję? 
- Twoje serce biję. 
Powiedziałam nie pewnie. 
- Każdemu biję serce.
- Ale twoje bije szybko.
W tym momencie jego serce zaczęło bić tak szybko jak pompa. 
- Wydaje ci się. 
Przyłożyłam rękę do jego torsu. 
- To ci wydaje się że twoje serce bije w umiarkowanym tempie. 

Wtuliłam się w niego. Lekko się zawstydził. - Nataniel? Co powiedziała ci pani Lekarka? Dlaczego płakałeś?
- Ren... To poważna sprawa... Boje się o tym mówić...
- Chodzi o mnie, prawda? Chce wiedzieć. 
- Ren... Dowiedziałem się że... T..Ty... Ty...
Zaczął się jąkać. Do jego oczu napłynęły łzy.
- Spokojnie Nataniel.
- Chorujesz na schizofrenie Ren. 

**************************************************************
Dziękuje za przeczytanie rozdziału! Wiem że troszkę krótki ale zrekompensuje to wam następnym. Przynajmniej trzema najbliższymi. 

Wydział mangozjebstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz