Czternasta śmierć

86 12 1
                                    

Rozchylił lekko moje wargi i włożył delikatnie język. Dotykał powolutku mojego jakby czekał na pozwolenie na dalsze dotykanie go. Dotknęłam więc języka Nataniela. Złączył je razem. Miałam doskonałą okazje.
Ugryzłam go mocno w język. Poczułam odrobinę jego krwi na swoim języku. Z jego ust usłyszałam krzyk.

- Ała! Coś ty zrobiła?! Pojebało cię?!
Powiedział sepleniąc. 

- Chyba ciebie pojebało. Myślałeś że po prostu dam ci się przelecieć?
Wstałam. On klęczał na kolanach dotykając swojego języka. 


- Nie zamierzałem cię przelecieć! 
Dalej seplenił. 

- Tja, jasne! Bo ci uwierzę!
Nic nie odpowiedział. Wyjął serwetkę z koszyka i przyłożył sobie do ust. Spojrzał na mnie.

- Przepraszam... Pośpieszyłem się... Naprawdę cię przepraszam... Zasłużyło mi się... Jestem idiotą...


- Jesteś.
Odpowiedziałam uśmiechając się do siebie lekko. 

- Już więcej tak nie zrobię! Obiecuję!

- Trzymam cię za słowo. 
Wyciągnęłam do niego rękę by pomóc mu wstać. On skorzystał z propozycji. - Nataniel... Co to miało w ogóle być?


Patrzał na mnie tępo. Widać że nie wiedział co powiedzieć. 

Nataniel 

I co mam zrobić?! JAK ODPOWIEDZIEĆ?! W myślach błagałem o pomoc. Nawet nie wiem kogo. Sparaliżował mnie strach. Teraz muszę odpowiedzieć za swoją głupotę...

- Yy.. Bo... Yy.. J..Ja.. Yyy...

Patrzała tylko na mnie. Dalej czekała na odpowiedzi. Ale co ja mam jej powiedzieć?! Że ją kocham a ona tego nie widzi?! Nie powiem że mi się podoba! To nie możliwe! Nie! nie! nie! 
Czułem że się czerwienie. Miałem wrażenie że robię z siebie idiotę... 

- Nataniel? Wszystko w porządku?

- Yy.. Tak! W jak najlepszym! 

- Wystaw język. Pewnie mocno cię ugryzłam..

- Yy.. Niee.. Trochę poboli i przestanie..
Uśmiechnąłem się krzywo. 


- No pokaż.
Wykonałem rozkaz. 


- Auć. 
Odpowiedziała.

- I jak?

Powiedziałem. Ledwo co mnie rozumiała. W końcu z wystawionym językiem trudno cokolwiek powiedzieć. 

- Mocno cię boli?

- Niee... 


- Nataniel mówię poważnie.. Boli czy nie?

- Yy.. Troszkę... 


- Yhh... Może pojedziemy do domu? Dam ci jakieś leki przeciw bólowe. 

- Co?  Nie! jeszcze nie chce wracać!
Puściła moją głowę. 

- To co chcesz robić?

- Yy.. Na pewno nie wracać do domu!


- Kreatywnie.
Odpowiedziała. Zapadła niezręczna cisza. Chyba powinienem ją przerwać. 


- Yy... Ren... Dobrze się czujesz?
Brawo. Niesamowite przerwanie ciszy. Po prostu kłaniać się królowi idiotyzmu!

- Co to za pytanie?

- Yy.. To nie w tym sensie! Bo.. Chodzi o to że.. T..Ty... Mam wrażenie że.. Yy.. Jesteś wściekła na mnie.. Oczywiście masz do tego pełne prawo!

- Mam. Ale nie jestem zła. 

- To... Co ci jest?

- Yhh.. To trochę niezręczna sytuacja...

- Ym... Zgodzę się... Hmm... Może chciałabyś pójść na miasto?


- Tam jest w chuj policji...

Klęcząc rysowała kółka patykiem na piachu. 

- Ee tam.. Moglibyśmy kogoś.. Hmm... Zabić?


- Nie zabijam dla zabawy. 

- Yy.. Rozumiem...

Jak ja mam kontynuować rozmowę? Hmm... - Ładnie ci w tych włosach. 


- Dzięki. 
Chyba nie była chętna by nawiązywać jakąkolwiek rozmowę. Zauważyłem że się trzęsie. Pewnie z zimna. Podeszłem do niej. Zrzuciłem kurtkę z siebie i narzuciłem na jej ramiona. 

- Przestań. 
Powiedziała ozięble. 

- Widzę że jest ci zimno. 

- I?

- I to że nie chce żebyś się przeziębiła. 

- Mam to gdzieś..


- Proszę, Ren..

Z niechęcią poprawiła kurtkę tak by nie spadała jej z ramion. - Co mam zrobić byś przestała się gniewać?


- Zostawić. 

Ren


Jak ja mogłam.. Dałam się mu oczarować.. On chciał się tylko mną pobawić... Za dobrze go znam.. Chyba.. Yhh... Jak ja chciałabym cofnąć czas... 

- C..Co? Nie zostawię cię! 

- Yhh...

Odpowiedziałam poirytowana i zrzuciłam z siebie jego kurtkę. Wylądowała za ziemi.

- Ren.. Mam pytanie.. 

- Mów.

- Tylko że.. Nie wiem czy powinienem pytać..

- Mów.


- Dobrze ale ja...


- Mów a nie mydlisz mi oczy!

- Kto ci to zrobił?

Przejechał ręką leciutko po moich rękach. 

- Nie twoja sprawa. I nie dotykaj mnie! 


- Ren.. Proszę.. Powiedz mi...


- Pierdol się. Nic ci nie powiem.

- Ren...

- Głuchy jesteś?!
Irytował mnie. Nic mu nie powiem! Nie ma mowy! Idiota! 

- Nie krzycz na mnie... 

- Mam cię pierdolnąć! Nie odzywaj się do mnie! Zostaw mnie! Jeszcze brakowało żebyś o tym mówił! 
Rozpłakałam się i upadłam na piasek. Nie wytrzymałam.. Myśl o tym bólu... Myśl o bliznach... Myśl o tym że oszpeciła moje ciało już do końca życia.. Myśl że przez blizny już nigdy nie wymarzę tego z pamięci... To było.. Jak strzał w głowę..  

- Ren? Wszystko w porządku?


- Zostaw mnie!
Krzyczałam. 


- Ren.
Odpowiedział z troską i zaniepokojeniem. - Mów! Teraz!

Nataniel

Wszystko mi się przypomniało.. Nie... To nie może być prawda... Ren nie mogła jej napotkać.. Tylko ja mam takie nieszczęście.  Ale... Zabandażowane dłonie... Ręce... Ramiona...  Nie.. To nie może być prawda.. Nie może.. Nie może... Nie może... Nie może! 

- Nataniel, proszę.. Nie każ mi...

- Błagam Ren!

- Mogę Ci zaufać?

- Oczywiście że możesz Ren.

- Yhh... No... D..D...Do...Dobra! Powiem Ci co się stało...
Proszę... Niech to nie będzie prawda! Proszę... Proszę... Proszę... 

________________________________________

Przepraszam że taki krótki i słaby ale nie miałam weny. Niestety nie ma ferii to nie ma też fajrantu. Ogólnie to jakoś źle mi ostatnio na psychice więc kolejny rozdział pojawi się dopiero gdy mi przejdzie (chyba). Mimo tego mam nadzieje że wam się spodobał. W krótkim czasie mam plan zaczęcia kolejnej książki i prowadzenia dwóch jednocześnie ale nie wiem czy się na to zdecyduje. Noo... to tyle...











Wydział mangozjebstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz