Dwudziesta dziewiąta śmierć

41 9 0
                                    

Właśnie sporzywałam śniadanie, robili to wszyscy w domu. Ukradkiem spoglądali na siebie, jednak słychać było tylko głos szurających o porcelane sztućców. Spojrzałam na Nataniela. Nie odwracałam wzroku. Jakoś tak na niego padło.

- Co jest?

Zapytał przeżuwając pokarm.

- N..N..Ni..Nic...

Powiedziałam zawstydzona. Nie powinnam tak się w niego wpatrywać, tego jestem pewna.

- Na pewno?

Uśmiechnał się. 

- Nataniel pacanie daj dziewczynie spokój.

Odezwała się kobieta w Kitlu. Ano, jak ona miała... No tak. Do teraz nikt mi nie powiedział. Otworzyłam usta by już zapytać się o jej imie aż nagle kobieta przerwała moje zamiary.

- Moja przyjaciółka wpadnie za około dziesięć minut. Proszę więc wszystkich was tu zebranych o spokój i cisze. Kobieta miała przez ostatnie miesiące bardzo ciężko. 

Poprawiła okulary.

- Co dokładniej? Czemu tak ciężko?

Zapytał czarnowlosy, osiemnastoletni chłopak.

- Nie wiem dużo,  jedynie to że jej córka bardzo się stoczyła, i że kobiea istnie jej nienawidzi. Mam nadzieje że dziś dowiem się dlaczego. 

- Jak tak można? Przecież to jej dziecko.

Wtrącił się Nataniel.

- Może ma jakiś poważny powód.

- Siostra.. Przyjaciółka i ty nie wiesz?

Powiedziała Pani Dorocia.

- Aj, to może być poważne, skoro tak długo zbierała się do rozmowy.

- Zgaduje że nawet nie znasz jej nazwiska.

- Znam! Chwila.. Yym... O..O.. Coś na O.

- Brawo.

Zakpił Nataniel.

- Eh, nie ważne. A imie?

Zapytała jej siostra. Kobieta jednak nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ przerwał jej dzwonek. Wszyscy wstali od stołu a ja i Nataniel stanęliśmy na środku salonu. W sumie to chyba ktoś ważny. Gorzej, jeżeli spanikuje z powodu tego iż jestem seryjnym zabójcą. Chociaż.. Cenzurowali moją twarz w gazetach. Może nie pozna. Miejmy nadzieje. Poczułam jak Nataniel łapie mnie za ręke. Uśmiechnął się łagodnie. Dobijała dziesiąta, zaraz będziemy wychodzić. 

- Przywitamy się i wychodzimy. - Uśmiechnął się białowłosy.

Kobieta zaczęła otwierać drzwi po czym je otworzyła. Zamarłam. Miałam ochote uciec, albo się zrzygać. W drzwiach stanęła moja matka. RODZONA MATKA. Ta która mnie wydziedziczyła, ta która powiedziała że mnie nie nawidzi, ta której wyrządziłam największą krzywde. Do moich oczu naleciały łzy. Na początku zajęta była przywitaniem z Lekarką, jednak po wejściu do środka, jej  zszokowany wzrok spoczywał na mnie. Patrzałyśmy krótką chwile na siebie. Po chwili opuściła koszyk który trzymała i wybiegła. Podążyłam za nią. Biegłam za nią chwile, jednak była bardzo wolna więc nie trwało to długo. Złapałam ją za rękaw płaszcza, na co ta z histrią wykrzyczała. - Zostaw mnie dziwko! - Zakryła twarz dłońmi.

- Mamo proszę nie mów tak.

Łzy zaczęły lecieć mi jak szalone. Nie mogłam ich opanować.

- Mamo?! Nie jestem twoją matką! - Odeszła zbulwersowana.

- Mamo... - Opadłam na kolana.

- Mamo Przepraszam. - Wyszeptałam.

-------------------------------

O połowe słów więcej! Sukces! Mam wene! Może jeszcze dziś skończe książke. No chyba że coś się rozkręci. - Robimy maratonik? ^^ I tak dwa rozdziały w dzień więc sukces. 

EDIT : Napisałam kolejne 2

Wydział mangozjebstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz