Część szósta

1.8K 189 47
                                    

Ciałem wróciłem do domu. Dusza została na dachu Nekomy. Miała już nigdy do mnie wrócić. Trwać w słodkim pocałunku. Nie przejmować się tym co dzieje się z resztą.

Minęły trzy dni. Trzy cholerne dni, podczas których nie potrafiłem skupić się na najprostszych czynnościach. Może ciało chciało wrócić do duszy?

Nie rozumiem tylko, po co to wszystko? Po co zaciągnął mnie w tamto miejsce? Po co mówił mi takie rzeczy? Po co dawał mi nadzieje na lepszy koniec? Nic by się nie stało, gdybym nadal trwał niewzruszony, tłumiąc w środku to czego nie mogę pokazać.

Jeśli chciał się mną zabawić, to zrobił to w wyjątkowo okrutny sposób. Choć pewnie nie ma o niczym pojęcia. O tym jak bardzo tego chciałem.

-Jedź do niego.

Obróciłem głowę w stronę Tadashiego. Siedzieliśmy razem przed salą gimnastyczną. Wzrok skierował gdzieś ponad budynek.

-O czym ty mówisz?

-Nie udawaj, bo to nie ma sensu. Myślisz, że o niczym nie wiem? Nie trudno jest się domyślić, kto zajmuje twoje myśli. Gdy jesteś zakochany, jesteś cholernie przewidywalny.

-Aż tak to po mnie widać? Zresztą, od kiedy mowa o jakimś zakochaniu?

-Dalej okłamujesz sam siebie. Ja za ciebie nic nie zrobię, ale dobrze ci radzę, jedź do niego.

Yamaguchi wstał i podbiegł do stojącego w przejściu sali Hinaty. Zostałem sam.

Nie wierzę, że wszystkiego się domyślił. Takie coś graniczyłoby z cudem, ale to jedyne wytłumaczenie. Nigdy nikomu nie spowiadałem się z uczuć. I robić tego nie będę.

-Gdyby to wszystko było takie łatwe...Nawet nie mam jego adresu.

Pojechałbym do Tokio i co bym mu powiedział? Że gdy poznałem go na obozie, poczułem coś dziwnego? Że te kilkumiesięczne pisanie i dzwonienie zbliżyło mnie do niego? Czy może to, że ten pocałunek utwierdził mnie w przekonaniu o tym, że to nie jest przyjaźń? Przynajmniej nie z mojej strony.

To wszystko, to była gra. Kolejne doświadczenie. Dowiedział się, jak to jest całować chłopaka. Tyle mu wystarczy.

A ja chcę czegoś innego.

Chcę być jego.

Do: Bokuto-san

11:45

Temat: Prośba

Bokuto-san, mam ogromną prośbę. Czy podałbyś mi adres Kuroo-san? To dla mnie bardzo ważne.

***

Tak, Tokio zdecydowanie robiło wrażenie. Kocham tu wracać. Te ciasne uliczki mają swój urok. Przy jednej z nich mieści się dom Kuroo. Mam nadzieje, że Bokuto ze mnie nie zakpił. Nie miał żadnego interesu w tym, aby mi pomóc.

Być może przyjechałem tutaj na marne. Bo niby co tu jest do wyjaśnienia.

Poniosła go chwila, chęć poznania. Tyle. A jak głupi dopowiadam sobie nie wiadomo co.

Tylko czy w tym wszystkim nie straciłem siebie?

To tutaj. Jego mieszkanie nie jest zbyt wielkie. Z tego co mi opowiadał, to mieszka sam. Czasami mu tego zazdrościłem.

Boję się nacisnąć dzwonek. Mam szansę jeszcze stąd uciec. Udać, że nic się nie stało. Bo co może się stać? Prawdopodobnie więcej nie zobaczę Kuroo na oczy. Jest trzecioklasistą, więc za niedługo skończy szkołę. Jeśli jednak będzie miał miejsce mecz z naszym udziałem, zobaczę go tylko po drugiej stronie siatki. Nic więcej.

Od czterech dni nie słyszałem jego głosu. Tego kojącego, głębokiego głosu, który rozpoznałbym wszędzie.

Nie zadzwonił. Nie napisał. Nie zrobił nic. Tak samo jak ja.

„Przepraszam"

Rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Nie ma odwrotu.

-Idę, już idę!

W drzwiach stanął uśmiechnięty Kuroo, ubrany w czarne dresy i trochę za dużą, czarną bluzkę. Gdy tylko zobaczył mnie, uśmiech ustąpił miejsca ogromnemu zdziwieniu.

-Tsukishima? Co ty tutaj robisz?!

Nie użył tego głupiego „Tsukki". Tak bardzo chciałbym to teraz usłyszeć.

-Wybacz, że zawracam ci głowę, Kuroo-san, jeśli jesteś zajęty, to przyjadę kiedy indziej.

-Oszalałeś? Po co ja głupi pytam... No dobra, to... Wejdź do środka, nie będziemy rozmawiać w przejściu.

Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Na jego twarz wkradł się delikatny rumieniec.

-Przepraszam za najście.

Zdjąłem buty w przedpokoju i ruszyłem za Kuroo do pokoju dziennego.

-Napijesz się czegoś?

-Jeśli mogę, to poproszę herbatę.

Odwrócił się i udał w stronę kuchni. Mam wrażenie, że mnie tu nie chce. Musi wytrzymać te kilka minut. Powiem mu, co mam do powiedzenia i jeśli zechce więcej nie będzie musiał ze mną rozmawiać. Tak jakbyśmy się nigdy nie znali.

Tak, jakbym nigdy nie żywił do niego żadnych głębszych uczuć.

-Proszę, to dla ciebie.

Podał mi kubek z herbatą i oboje usiedliśmy przy niskim stoliku, w centralnej części pokoju. Obok mnie zauważyłem porzuconą bluzę Nekomy.

Zachodzące słońce zostawiało ostatnie ciepłe promienie. Pojedyncze promyki oświetlały twarz Kuroo, odbijając się od jego ciemnych oczu, jednocześnie ukazując ich głębie.

Upiłem łyk herbaty. Nie mogłem się skupić.

-Mogę wiedzieć co cię do mnie sprowadza?

Spuścił głowę w dół. Nawet nie chce na mnie patrzeć. Rozumiem go doskonale. Czasami też chciałbym nie widzieć siebie w lustrze.

-Bardzo cię przepraszam, powinienem był zadzwonić i zapytać czy mogę przyjechać.

-Przestań z tym oficjalnym tonem. Od kiedy jesteś taki?

Od kiedy wiem, że zrobiłem coś złego.

-No więc, chcesz o czymś porozmawiać?

-Tak, po to tu jestem. Zdobyłem adres od Bokuto-san, mam nadzieję, że nie jesteś za to zły.

-Nie, coś ty. To nawet miłe, że fatygowałeś się taki szmat drogi specjalnie dla mnie.

Miał cały czas spuszczoną głowę, ale spod przydługiej grzywki dostrzegłem tłumiony uśmiech.

-Tylko problem w tym, że nie wiem od czego zacząć.

Uniósł lekko głowę i skierował wzrok na mnie.

-Najlepiej od początku. 

Kot i kruk (KuroTsukki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz