Część piąta

1.8K 214 94
                                    

Nie poznawałem tej części szkoły. Nie wiem dokąd mnie prowadził. Ale czy to takie ważne? Szedł obok mnie. Mogłem wyczuć jego zapach. Mogłem dostrzec kątem oka uśmiech na jego twarzy. Mogłem wyczuć jego silną dłoń na mojej własnej.

Byliśmy sami. Chciałem zatrzymać czas i zapamiętać tę chwilę. Wiedziałem, że nie będzie mi dane powtórzenie tego. To tylko chwilowe szczęście.

W pewnym momencie Kuroo przystanął.

-Zaraz będziemy na miejscu, więc proszę zamknij oczy.

Posłusznie spełniłem jego prośbę, choć nie wiedziałem czego się spodziewać. Poczułem, jak otacza mnie swoją ręką.

-Spokojnie, poprowadzę cię- nachylił się do mnie, a jego ciepły oddech owionął moja twarz.

Szliśmy dalej, choć nadal w milczeniu. Dzięki ogarniającej nas ciszy i bliskości jego ciała, mogłem usłyszeć jak niespokojnie bije jego serce. Tak, jakby czegoś się obawiał.

To raczej ja powinienem się bać, że to wszystko okaże się snem. Jakże okrutnym dla mnie.

Zrobiło się zimniej. Chyba nie wyszliśmy na zewnątrz?

- Teraz powoli, usiądziemy sobie na ziemi. Dobrze, teraz możesz otworzyć oczy.

Pierwsze co dostrzegłem, to Kuroo siedzący przede mną. Znajdowaliśmy się na dachu, ale w tych ciemnościach nie mogłem dostrzec zbyt wiele szczegółów wokół siebie.

Ale dostrzegłem to.

Na niebie widocznych było milion gwiazd. Błyszczały, jak maleńkie perełki ułożone na czarnym płótnie. Bez ani jednej skazy. Dopełnieniem tego obrazka był księżyc w pełni, który teraz oświetlał twarz Kuroo.

-To...to cudowne, nawet nie wiem co powiedzieć.

Uśmiechnął się.

-Wiedziałem, że ci się spodoba.

Wiedział? Przecież prawie mnie nie zna. Ani ja jego. Mimo to myślę o nim. O tym jak bardzo chciałbym być dla niego kimś więcej. Poznać się lepiej.

-Tęskniłem za tobą, wiesz?

Spojrzałem na niego. Ponownie spuścił głowę w dół. Zupełnie jak dziecko, które czegoś się wstydzi.

-Za mną? Niby czemu?

-Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Po prostu czułem, że mi cię brakuje.

Tak, jakbym słyszał sam siebie. Nie rozumiałem tylko dlaczego mi to mówi.

-Nie jest ci żal, że opuściłeś mecz?

-Przecież jestem tutaj z tobą, nie mam czego żałować.

Okazał mi najwspanialszy uśmiech na świecie. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się stało.

Gdybym dzisiaj nie pojechał na ten mecz, nigdy by do tego nie doszło.

Dzielą nas dziesiątki kilometrów, ale czasem myślałem sobie, że przecież nadal jesteśmy pod tym samym niebem. Każdego ranka budziło nas to samo słońce. Zasypialiśmy patrząc na te same gwiazdy. Deszcz padał na nas równo, choć na każdego z osobna, obmywając ze wszelkich zmartwień.

Teraz też siedzieliśmy pod tym samym niebem, choć nie dzieliła nas ogromna odległość ,bo  oddychaliśmy tym samym powietrzem.

Straciliśmy poczucie czasu. Rozmowa zdawała się nie mieć końca. Miałem wrażenie, jakbyśmy znali się od kilku lat. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, a ja mogłem patrzeć na jego przystojną twarz, oświetlaną przez księżyc.

-Kuroo-san, naprawdę cię lubię.

Na te słowa pochylił się do mnie.

-Mów mi Tetsuroo.

Nie zdążyłem odpowiedzieć. Przestałem myśleć. Czułem tylko dotyk ust Kuroo na moich własnych. Tak słodkie i jednocześnie gorzkie. To nie mogło dziać się naprawdę.

Poczułem jak obejmuje mnie rękoma. Uczyniłem to samo. Wiedziałem, że będę tego żałował. Ktoś taki jak Kuroo nie mógł odwzajemniać moich uczuć, bo niby skąd miał o nich wiedzieć.

Nie wiedziałem co nim kierowało gdy złączył nasze wargi.

Nie wiedziałem co mną kierowało gdy otworzyłem usta, wpuszczając jego język do środka.

„Im bardziej się angażuję, tym bardziej cierpię"

Postanowiłem skorzystać z tego chwilowego szczęścia. Z tego, że mam go przy sobie. Poczuć, że choć przez chwilę mam w ramionach osobę, na której mi zależy. I że może w jakiś stopniu też się jest dla niej ważnym.

Pocałunek trwał już dłuższą chwilę. Czułem, jak jego język ociera się o moje podniebienie. Serce boleśnie tłukło o żebra.

-Kuroooo! Jesteś tu?

To Yaku. Szybko przerwałem nasz pocałunek. Kuroo popatrzył na mnie zdziwiony.

Nie zauważył nas, bo po chwili usłyszałem, jak dźwięk jego kroków coraz bardziej się oddala, a w pewnym momencie znika.

Oboje wstaliśmy.

Kuroo nic nie powiedział. Żadne „kocham cię" nie padło z jego ust. To była tylko jednorazowa przygoda. Dla niego to pewnie kolejne doświadczenie.

To, co zrobiliśmy, nie powinno mieć miejsca.

Nigdy.

Popatrzyłem na niego jeszcze raz. Nie mogłem tam dłużej zostać.

Zacząłem biec. Uciekłem. Zostawiłem go samego.

Nie wiem jak odnalazłem drogę do pokoju. Biegłem po prostu przed siebie, nie patrząc w jaki korytarz skręcam.

Gdy tam dotarłem, wszyscy zawodnicy Karasuno byli już w środku. Wszedłem do środka i położyłem się na swoim futonie.

-Hej, jak twoja ręka, wszystko w porządku?

Yamaguchi pochylił się nade mną. Na jego twarzy widać było nieśmiały uśmiech.

Choć w środku byłem pusty, na zewnątrz musiałem ubrać kolejną maskę.

-Tak, wszystko dobrze, na szczęście już nie boli. Przykro mi, że nie mogłem brać udziału w całym meczu.

-Przecież to tylko sparing, musisz być w formie na narodowe!

Chciałbym zostać sam. Zamknąć się w sobie i nic nie czuć.

Wyciągnąłem telefon z torby i położyłem przed sobą.

Zamknąłem oczy. Nie uda mi się wyrzucić tego z pamięci. Jedyne słodkie wspomnienie.

Poczułem wibracje telefonu.

Masz 1 wiadomość tekstową.

Wiem kto jest nadawcą, ale boję się co będzie mi dane w niej przeczytać.

Od: Kuroo-san

21:01

Temat: brak tematu

Przepraszam.

Nie Kuroo. To ja przepraszam. Za to, że miałem śmiałość cię pokochać.  

Kot i kruk (KuroTsukki)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz