12

1K 65 13
                                    

W Norze jak zwykle było gwarno i tłoczno. Cała rodzina Weasley - nie licząc Percy'ego- siedziała przy wielkim stole, na jednym końcu siedziała Rozalie z Braianem, Syriuszem i swoją matką, która prowadziła zażartą konwersację z Harry'm. Ron pałaszował kurczaka, swoją odwieczną miłość - jak kiedyś Hermiona żartowała razem z Ginny, która obecnie śmiała się z metemarfoz Tonks zupełnie jak dwa lata temu w domu Syriusza. Trochę dalej siedział Moody, który rozmawiał, a raczej flirtował z szkolną pielęgniarką, panią Pomfrey, a u szczytu stołu siedział profesor Dumbledore, który po raz kolejny kłócić się o coś z profesor McGonagall, która jak zwykle była nieugięta w swojej kwesti.
  Hermiona uśmiechnęła się, tutaj naprawdę czuła się jak w domu. Podeszła do swoich przyjaciół zostawiając panią Hooch samą z Aberfotem Dumbledore'em.
- Cześć - przywitała się, siadając między Ginny a Braianem.
- Cześć Mionka - odpowiedzieli wszyscy chórem.
  Hermiona nałożyła sobie trochę naleśników na talerz i zaczęła jeść. Była upiornie głodna. Kątem oka spojrzała na Harry'ego, który uśmiechał się od ucha do ucha rozmawiając ze swoją matką chrzestną, której jeszcze nie dawno tak bardzo nie nawidził. Zmarszczyła brwi. Musiała porozmawiać o tym z Ginny, kiedy znajdą się same w swoim pokoju. Nagle Hermiona podskoczył zaskoczkna nagłym wybuchem dyrektora:
- Na pieprzonego Merlina, Minerwo! Nawet jeśli, to do cholery jesteś jej ma...
-  Zamknij się! - syknęła nauczycielka transmutacji, Hermiona nawet z tej odległości była w stanie zobaczyć łzy w oczach opiekunki jej domu.
   Wszystkie rozmowy nagle ucichły, chyba po raz pierwszy odkąd Weasley'owie wprowadzili się do tego domu można było usłyszeć muchę, przynajmniej można by było, gdyby nie fakt, że nawet one nie miały na tyle odwagi, żeby się poruszyć. Profesor McGonagall wstał od stołu i teleportowała się w tylko jej znane miejsce.
- Piękne zagranie, Albusie, idzie tylko pogratulować ineligencji - burknął Alastor i teleportował się w - jak miał nadzieję - to samo miejsce, co Minerwa.
  Hermiona po raz pierwszy widziała dyrektora tak wściekłego. Nie była pewna, co powinna teraz zrobić, ale nie spodziewała się tego, co miała za chwilę usłyszeć:
- Albus, rozumiem naprawdę wiele i doskonale wiem w jakiej sytuacji jesteś, ale Minerwie, jako żonie Voldemorta na pewno nie jest dużo łatwiej - syknęła pani Hooch i po raz pierwszy straciwszy dobry humor opuściła Norę.
  Hermiona siedziała sparaliżowana na swoim krześle, podobnie jak pozostali. Domyślała się, że napiętą atmosferę w Norze można było wyczuć na co najmniej pięć mil. Nagle przypomniała sobie, że zapomniała przelać eliksir z jednego kociołka. Jeśli profesor Snape się o tym dowie, zamorduje ją. Wstała i ruszyła do kominka, ignorując wszelkie pytaniami. Wpadła do pracowni Mistrza Eliskirów i z wielką ulgą stwierdziła, że profesora jeszcze tutaj nie było. Zabrała się szybko za przelewanie zawartości kociołka do flakoników. Kiedy już kończyła usłyszała głośny huk na korytarzu. Odłożyła flalonik z eliksirem i poszła sprawdzić co się stało. Otworzyła drzwi od pracowni, a to, co zobaczyła zapadło jej w pamięć, jako jedne z bardziej przerażających wspomnień...
*
Hermiona wlała profesorowi eliskir do ust. Spoglądała, co jakiś czas  przerażona na drzwi. Wysłała patronusa do profesora Dumbledore'a, wiedziała, że nie poradzi sobie sama. Cokolwiek wydarzyło się w Malfoy Manor, musiało być straszne. Patrzyła na swojego nauczyciela, a raczej na jego zmasakrowane ciało. Voldemort musiał być wściekły. Zastanawiała się, co mogło go tak rozwścieczyć. Usłyszała czyjeś kroki na korytarzu, odetchnęła z ulgą.
- Jeszcze chwila profesorze, niech pan wytrzyma - powiedziała patrząc na twarz mężczyzny, która była bledsza niż zazwyczaj.
  Usłyszała strzępki rozmowy prowadzonej na korytarzu. Rozpoznała wściekły głos Alastora Moody'ego:
- Nie interesuje mnie Dumbledore, jak to zrobisz, ale jak tylko ustabilizuje się stan Seva, mam zobaczyć Minerwę całą i zdrową.
- Alastor...
- Na twoim miejscu błagał bym Minerwę o litość. To, jak zakończy się ta wojna, jest w jej rękach. To od niej zależy, czy wyda męża i pomoże Harry'emu... Albus, ona umrze jeśli zwyciężymy.
- Wiem - powiedział załamany dyrektor, otwierając drzwi do prywatnych komnat Mistrza Eliksirów. - Panno Granger niech wróci pani do Nory razem z profesorem Moody'm...
- Nie, profesorze... Chcę pomóc - powiedziała.
- Pomorzesz, jeśli wrócisz do Nory, drogie dziecko, Hogwart nie jest teraz bezpiecznym miejscem...
-  Chodź Granger - Alastor złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
  Hermiona spojrzała po raz ostatni na bladą twarz Snape'a. Miała nadzieję, że z tego wyjdzie.
*
  Znowu siedziała w Norze przy wielkim stole w powiększonej kuchni Weasley'ów. Patrzyła na Clary, która rozmawiała o czymś z Syriuszem i Alastorem. Zastanawiała się kim ona jest? Przypominała jej kogoś, nie mogła sobie tylko przypomnieć kogo. Zmarszczyła brwi, próbując odtworzyć obraz kobiety w swoim umyśle, ale widziała go jak zza mgły, gęstej mgły. Westchnęła z rezygnacją i odwróciła się w stronę przyjaciół. Ginny opierała się o pierś Harry'ego, Ron siedział z  naburmuszoną miną, a Braian przytulił do siebie siostrę okrywając jej ramiona ciepłym kocem.
- Skąd takie miny? - zapytała, zastanawiając się, czy coś ją ominęło.
  Ron posłał jej wściekłe spojrzenie, zrobił się cały czerwony na twarzy, wiedziała, że zaraz wybuchnie:
- Nie wierzę, po prostu nie mogę uwierzyć, że McGonagall jest żoną Voldemorta! Po czyjej ona jest w ogóle stronie?!
- Ron... - zaczęła Hermiona, ale jej przerwał.
- Jak teraz powinienem się do niej zwracać?! Lady Voldemort?! Czarna Pani?! Czy może...
- Wydaje mi się Weasley, że profesor McGonagall wystarczy - ucieła mu nauczycielka transmutacji. - Molly, zostawiłam tutaj, chyba torebkę - zwróciła się do pani Weasley.
- Tak, tak... jest w salonie, zaraz przyniosę, pani profesor - powiedziała rudowłosa kobieta  wychodząc z kuchni.
- Przepraszam, pani profesor, nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało, ja po prostu nie...
- Nie rozumiesz, dlaczego wyszłam za Toma - zakończyła za niego.
   Wszyscy zamarli, nawet Szalonooki i pani Hooch, istniały tylko dwie osoby, które znają prawdziwy bieg tej historii, Minerwa Riddle i sam Lord Voldemort.
- Byłam młoda, głupia i ślepa. Tom od zawsze interesował się czarną magią, ale nigdy bym nie pomyślała, że może to zajść aż tak daleko - westchnęła. - Gdybym nie okłamała Albusa na moim piątym roku w Hogwarcie, Tom nie ukończył by nawet szkoły... Gdybym była w stanie uwierzyć, że to on wypuścił bazyliszka... Kiedy zorientowałam się do czego on tak naprawdę zmierza było już za późno, żeby go zatrzymać... Jedyne, co mogłam w tedy jeszcze zrobić, to odejść od Toma, ale nawet w tedy tego nie zrobiłam, tak jakby wszyscy tego ode mnie oczekiwali. Byłam na tyle naiwna, żeby myśleć, że Tom odzyska jeszcze zdrowy rozsądek i zaprzestanie swoich działań, ale mijały dni, później tygodnie, miesiące, aż w końcu lata, a ja ciągle nie wystąpiłam o rozwód - zawachała się, - Mimo, iż ktoś bardzo na to nalegał, później było za późno, więc zostałam już na zawsze Minerwą Riddle... Jest jednak coś czego nie mogę sobie wybaczyć, bardziej niż zwlekania z podjęciem jakichkolwiek działań....
- Masz na myśli Maribell, ciociu? - spytała Clary, która nagle posmutniał.
  Hermiona zmarszczyła brwi, kim była Maribell?
- Taak - kobieta spojrzała niepewnie na Rona. - Żałuję, że nie zabrałam ze sobą od razu naszej córki...
*
  Hermiona nie mogła spać tej nocy.  Jej myśli błądziły po wydarzeniach dzisiejszego dnia. McGonagall tak na prawdę nazywała się Riddle i była żoną najpotężniejszego czarnoksiężnika, jakiego ten świat widział, na dodatek miała z nim córkę, Mirabell... Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Clary jej kogoś przypomina... Jeszcze martwiła się o Snape'a. Na samą myśl o nim czuła dziwne szarpnięcie w sercu. Miała tylko nadzieję, że nic mu nie będzie. Musiała się jeszcze spytać Harry'ego, co zmieniło się między nim a Clary.
- Dasz radę, Severusie, jesteś silny, poradzisz sobie - wyszeptała do ciemności, nie zauważając nawet, że nazwał swojego nauczyciela po imieniu...

----
JAK podoba się wam wizja McGonagall jako żony Voldemorta ?

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz