8

1.3K 75 10
                                    

Harry wpatrywał się z nienawiścią w ciemnowłosą kobietę, która co jakiś czas uśmiechała się do niego dobrotliwie. Nie rozumiał dlaczego Syriusz mu o niej nie powiedział. Był jego ojcem chrzestnym! Jedyną rodziną! Spojrzał na profesor McGonagall, która próbowała nakarmić Snape'a jakąś papką dla dzieci, ale w rezultacie jedzenie wylądowało na niej. Uśmiechnął się. Jeśli o niego chodzi, to mógł tak już zostać, ale McGonagall to się raczej nie podobało.
- Popy możesz coś z nim zrobić? - jęknęła.
- Oczywiście, ale osobiście uważam, że taki jest... no bardziej... uroczy, dziecięcy?
- Nie lubię dzieci - burknęła.
- W takim razie wytłumacz mi jakim cudem zostałaś nauczycielką? - spytał Moody popijając Oginstą.
- Zadaję sobie to samo pytanie od ponad 30 lat - warknęła, kiedy Severus próbował wejść jej na głowę.
Popy pokiwała głową z niedowierzaniem i rzuciła jakieś zaklęcie. Mistrz Eliksirów zerwał się na równe nogi i rozejrzał się zdezorientowany.
- Co się stało? Gapicie się jakbyście widzieli ducha i byli mugolami -warknął.
- Potem ci powiem - mruknęła McGonagall podchodząc do Rozalie.
Harry szukał wzrokiem swojego ojca chrzestnego. Znalazł go stał w najbardziej oddalonym koncie kuchni i rozmawiał z profesorem Dumbledore'em. Uśmiechnął się. Podszedł do nich
- Ach, Harry. Mieliśmy cię właśnie wołać - powiedział dyrektor w cale na niego jednak nie patrząc. Zielonooki odwrócił się w tamtą stronę i zagryzł wargę. Na końcu stołu siedziały trzy czarownice Rozalie, McGonagall i Clary. Skrzywił się na myśl o tej ostatniej. Syriusz wydawał się jednak pękać z dumy.
- Razem z Syriuszem chcieliśmy ci powiedzieć coś o tobie i Clary - zaczął dyrektor. - Pomijając fakt, że jest siostrą...
- Albus! Coś się stało! - krzyknęła Popy wskazując do kominka i krzycząc jeszcze głośniej: Hogwart!
- Minerwo - dyrektor chwycił swoją zastepczynie za rękę i teleportowali się z głośnym hukiem.

    W Norze zapanował istny chaos. Nikt nic nie wiedział i jednocześnie wszyscy wszystko chcieli wiedzieć. Każdy biegał po domu jak szalony.Starsi wskakiwali i wyskakiwali z kominka przy akompaniamencie krzyków McGonagall. Moody teleportował się do Ministerstwa, aby zobaczyć, czy tam wszystko jest w porządku. Hermiona stała natomiast jak głupia na środku kuchni, dopóki nie wpadł tam Severus i nie zabrał jej siłą do szkoły. Tam rozgrywało się istne piekło. W całej Wielkiej Sali byli zakrwawieni aurorzy i paru innych członków zakonu. Wokół nich krzątała się pani Popy, której pomagała profesor Sprout. Dumbledore krzyczał na jakiegoś młodego mężczyznę stojącego pod ścianą, McGonagall natomiast wrzeszczała na samego dyrektora. Snape bez słowa wziął się za warzenie jakiegoś eliksiru na środku sali. Profesor Flitwick podbiegł do niego niosąc na tacy ingerencję, ale niestety potknął się o jakąś odciętą komuś, na wpół zgniłą rękę. Wszystko - w tym i karłowaty nauczyciel- wpadło do kociołka. Snape zaczął przeklinać na całą szkołę, a profesor Flitwick piszczał jak podrzynane prosię. W sali zapadła cisza wszyscy zebrani spojrzeli w ich stronę. Profesor Sprout podbiegła aby pomóc małemu profesorowi wyjść z kociołka, ale w zamiast tego sama doń wpadła. Snape nie zwracając na to uwagi zaczął nalewać eliksir do szklanych fiolek.

- Rozdaj to wszystkim tym półgłówkom, którzy mają poważne rany cięte lub amputowane kończyny - warknął do Hermiony i wyszedł trzepocząc swoją peleryną.
Zrobiła jak kazał. Przechodząc między rannymi rozdawała eliksir, który miał im pomóc. Zastanawiała się jednak co się stało. Dzisiaj mieli zostać zaatakowani mugolacy... Szukała wzrokiem profesora Dumbledore, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Pani Pomfrey powiedziała, że poszedł do swojego gabinetu. Westchnęła, nie znała nawet hasła.
Jednak udało jej się wejść bez tego, chimera po prostu ją wpuściła. Zapukała do drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Zapukała raz jeszcze - znowu cisza. Spanikowała. Co jeśli się coś stało? Nie jest już młody... Może zasłabł? Albo ktoś go zaatakował? Odtworzyła gwałtownie drzwi z okrzykiem "Profesor Dumbledore!?". Odpowiedziało jej tylko syknięcie nauczycielki transmutacji, która stała za drzwiami, którymi oberwała w głowę. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, gdy zauważyła, że wyciągnęła różdżkę i celuje w nauczycielkę.
- Jest na górze -mruknęła i wyszła. Hermiona natomiast przeklinała siebie za swoją głupotę. Z drugiej strony zaczęła zastanawiać się czemu profesor McGonagall była tu tak często. Owszem była zastępczynią dyrektora, ale wciąż było to dziwne.

- Profesorze Dumbledore? - zawołała, nie będąc pewna, czy powinna wchodzić do jego prywatnych komnat. 

- Już schodzę, panno Granger! - usłyszała w odpowiedzi. Po chwili stała przed dyrektorem, którego spokojna postawa pozwalała myśleć, jakby zupełnie zapomniał o tym, co dzieje się na dole w Wielkiej Sali.

- Chciałam się tylko spytać, co się stało, to wszystko wygląda dość... poważnie - spojrzała na niego niepewnie.

- Cóż panno Granger, Voldemort próbował odwrócić naszą uwagę od głównego wydarzenia dzisiejszego wieczora. I niestety udało mu się to - odpowiedział. - Teraz jeśli pozwolisz i nie masz więcej pytań, muszę pójść pomóc pozostałym uratować kilka niewinnych żyć. 

    Nic nie odpowiedziała. Patrzyła tylko, jak ze spokojem znika w płomieniach Fawkesa. Nie mogła uwierzyć, że przy tak poważnej sytuacji, gdzie w grę wchodzą dziesiątki ludzkich istot potrafił zachować taki spokój.

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz