36

438 21 22
                                    

- Przepraszam profesorze, ale chyba nie rozumiem. - Przyznał Harry patrząc niepewnie to na fotografie, to na Dumbledore'a. 

- James i Clary są rodzeństwem. Byli wspaniałymi dziećmi - uśmiechnął się smutno. - Żałuję, że stchórzyłem. Może gdyby nie moje obawy wszystko teraz wyglądało by inaczej. Widzisz profesor McGonagall miała dwadzieścia lat, kiedy odeszła od męża...

- Od Voldemorta - mruknął Harry. 

- Tak - westchnął starzec. - Następnego dnia miałem się żenić. Nie planowałem tego, oboje tego nie planowaliśmy, ale widzisz... Minerwę i mnie łączyło już coś, kiedy ona była jeszcze moją uczennicą w siódmej klasie. Kochałem ją, może to mną wtedy kierowało. Tak, czy inaczej, nie zerwałem zaręczyn, nie odwołałem ślubu, ale nigdy też nie spojrzałem już w ten sposób na Verę.

Harry zmarszczył brwi nie za bardzo nadążając za profesorem. 

- Trzy tygodnie później, Minerwa powiedziała mi, że jest w ciąży. Potem...

- Urodził się mój ojciec i Clary - Harry wyszczerzył oczy nie mogąc w to uwierzyć. Dumbledore jedynie rozłożył ręce w odpowiedzi. - Profesor McGongall jest moją babcią? A pan, pan dziadkiem? - Powiedział z niedowierzaniem. 

- Twój ojciec miał taką samą, mało inteligentną minę, kiedy się dowiedział. - Albus uśmiechnął się delikatnie. 

- Jestem... Dumbledore'em? 

- Tak.

- A mąż mojej babci próbuje mnie zabić odkąd skończyłem roczek?

- Patologie w rodzinach się zdarzają...

- Ja chyba śnię. - Harry pokręcił głową. Już sam nie wiedział, co czuje z jednej strony cieszył się, ale z drugiej... To wszystko brzmiało, jak jakiś mało realny sen. On Harry, nie dość, że jest Chłopcem, Który Przeżył to w dodatku jest wnukiem Dumbledore'a... Tego Dumbledore'a.

- Harry, dobrze się czujesz? - Dumbledore wstał zaniepokojony patrząc na chłopaka, który wyglądał, jakby cała krew odpłynęła z jego twarzy.

- Tak, tak, po prostu... Trochę mnie pan zaskoczył. - Uśmiechnął się słabo. 

- Kiedy już wygramy wojnę, wszystko będzie lepsze, takie, jak kiedyś... 

- I co masz zamiar teraz zrobić? - Spytała bawiąc się piórem. - Zmusić mnie, żebym go zabiła? Wiesz, że tego nie zrobię. 

Voldemort spojrzał na Minerwę i zacisnął pięści z wściekłości. Była jego żoną, zrobił z niej Czarną Panią a ona w taki sposób mu się odwdzięcza? 

- Nic nie powiesz? No dobrze, może zagrać w Króla Ciszy, - mruknęła znudzona. - Start.

- Długo masz zamiar tak sobie jeszcze kpić? - Warknął, szukając czegoś w komodzie. Przekrzywiła głowę, przyglądając mu się uważniej. 

- Zależy, jak długo masz zamiar trzymać mnie tu zamkniętą. - Odpowiedziała po chwili, odkładając pióro. 

- Jak długo? - Powtórzył prychając. - Całą wieczność kochanie. Tak jak ci obiecałem, całą wieczność będziesz stała przy moim boku. - Podniósł na nią wzrok, uśmiechając się lekko. - Najpierw jednak odpokutujesz za swoje błędy. 

- I co zrobisz? Zamkniesz mnie w lochu na najbliższe trzydzieści lat? - Podeszła do okna i odsunęła zasłony. - Chyba powinnam nacieszyć się widokiem słońca, jak myślisz? - Odwróciła się w stronę Toma z niewinnym uśmiechem na ustach. 

- Raziłbym ci raczej przygotować czarne szaty. - Zasugerował wyciągając z szuflady, tak długo szukane przez niego granatowe pudełeczko. 

- Moją karą będzie udawanie Severusa? 

- Nie. - Powiedział spokojnym tonem podchodząc do niej. Wyciągnął  z pudełka srebrny diadem i założył jej na głowę, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie, które mu posłała. - Pochowasz jutro córkę. 

- Nie skrzywdzisz Maribelli. 

- Skąd ta pewność Minerwo? - Uniósł brew w pytającym geście. - Masz jednak rację, nie zabiję naszej córki, ale ty masz przecież jeszcze jedną. Prawda? Już jednego twojego bękarta się pozbyłem. Clarissa, jest do ciebie bardzo podobna. - Pokiwał głową z uznaniem. 

Minerwa pobladła momentalnie. Przymknęła powieki, próbując odgonić od siebie myśl, że Tom mógłby zabić jej dziecko... W dodatku w pełni tego świadomy... Potrząsnęła głową.

- Nie... Nie zrobisz tego. - Wyszeptała przez zaciśnięte gardło. - Wiesz, że nigdy bym ci tego nie wybaczyła. 

- Ratuj więc córkę, Minnie. Zabij jej ojca, a nie będzie potrzebne przelewać krwi nikogo więcej. 

- Dlaczego to robisz Tom? Przecież to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. 

- Dlaczego? Bo cię kocham, idiotko. 

Pokręciła głową:

- Gdybyś mnie kochał, szanowałbyś moje zdanie. - Westchnęła. 

Uśmiechnął się smutno i powiedział:

- Podejrzliwość w stosunku do wszystkich jest męcząca. Ciebie nieustannie muszę pilnować. Żeby nie zwariować muszę komuś ufać. Ufając tobie mogłem przy tobie jednocześnie odpocząć od problemów i cieszyć się z życia. Jednak dopóki żyje człowiek, którego kochasz bardziej ode mnie, nie odpoczniemy oboje, nieustannie będziemy się oszukiwać.

- Zostawiłam cię, bo nie potrafiłeś dotrzymać danego mi słowa. Nieustannie mnie okłamywałeś. - Wzięła głęboki wdech. - Stworzyłam potwora, Tom, nad którym nie potrafiłam zapanować. 

- Widzisz, mężczyźni mają to do siebie, że z żonami lubią dzielić jedynie obowiązki, kochanki są od dzielenia fantazji... Twój problem leży w tym, że jednocześnie byłaś jedną i drugą dla jednego mężczyzny. Kochanka wprowadziła mnie w świat mroku a żona między czystą krew.

Uniósł ostrożnie jej podbródek i spojrzał prosto w oczy:

-  Im dłużej kazałaś mi na ciebie czekać, tym bardziej mi ciebie brakowało, im bardziej mi ciebie brakowało tym więcej mrocznych wizji pojawiało się w mojej głowie. Najmroczniejszą zostawiłem na koniec. 

- Na koniec? - Powtórzyła, próbując odgadnąć to puste spojrzenie w jego oczach. W oczach, które kiedyś tak bardzo ją zauroczyły. Przygryzła wargę. 

- Dumbledore zasłużył na godny koniec. Przyznasz mi rację, że Avada Kedavra byłaby zbyt prosta, prawda? 

- Chęć zemsty cię niszczy. Zastanów się, czy jest tego warta. 

- Ty jesteś. To mi wystarczy. Sprowadź tu Hermionę, już czas. - Dodał wychodząc z pokoju. 



Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz