19

807 51 10
                                    

Hermiona wzięła głęboki wdech i wydech, to miało być dzisiaj. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, ale to nie była ona... Zamiast zwykłej siedemnastolatki z burzą loków na głowie, patrzyła na nią dziewczyna z ułożonymi w idealne loki, brązowymi włosami, z mocnym makijażem podkreślającym jej brązowe oczy. Miała na sobie czarną suknię opinającą się na jej biuście, tali i pupie, suknia rozkloszowana była dopiero od lini bioder. Miała koronkowe rękawy, pozbawiona była pleców i w całości wykonana została z delikatnego jedwabiu. Na szyję założyła kolię od Draco, która przyszła do niej razem z suknią i listem zawiadamiającym o dzisiejszym spotkaniu. Czuła się dziwnie, tak jakby przestała być sobą. Przestała być Hermioną Jane Greanger. Jakby zamieniła się z kimś na ciała. Spryskała się perfumami o zapachu kwiatu wiśni, które kupiła sobie ostatnim razem, gdy była na zakupach z Ginny. Sięgnęła po buty, zastanawiając się jak na Merlina ma w nich wytrzymać cały wieczór? Pożyczyła je od Rozalie mówiąc, że umówiła się z kolegą ze szkoły na randkę, ale nie ma butów pasujących do sukienki. Dziewczyna jej uwierzyła i bez dalszych pytań pożyczyła jej czarne, koronkowe szpilki, których obcas był w kształcie węża z dwoma rubinami w oczach, a podeszwa butów była w odcieniu głębokiej czerwieni. Z cichym jękiem założyła je na nogi, wcześniej sprawdzając, czy pończochy na jej nogach dobrze leżą. Miała ochotę to z siebie zerwać i ubrać zwykłe, stare jeansy i bluzę, albo chociaż przyzwoitszą sukienkę, wiedziała, że jest to niemożliwe, że musi robić to, czego Voldemort od niej wymagał, czego od niej oczekuje. Schowała swoją różdżkę tak, aby w razie potrzeby móc ją szybko i łatwo wyciągnąć i wyszła najciszej jak potrafiła z pokoju, żeby nie obudzić Ginny. Zeszła powoli do kuchni, gdzie korzystając z kominka przedostała się do Malfoy Manor.
*
Draco siedział na brzegu swojego łóżka wpatrzony w deszcz odbijający się echem od jego okna. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że to zrobił, że zdradził Severusa... Voldemort był wściekły, gdy tylko się dowiedział zwołał Śmierciożerców, wszystkich oprócz Snape'a, zamiast niego chciał osoby, która go wydała, chciał Hermiony. Draco był ciekawy miny Czarnego Pana, gdy ten zorientuje się, że jego najlepszy szpieg został zdradzony przez szlamowatą osiemnastolatkę, będącą przyjaciółką Harry'ego Pottera. Chciał zobaczyć ten szok i zdziwienie na jego twarzy, gdy dowie się kim jest jego największa broń w tej wojnie, kim jest jego nowy szpieg. Nie chciał jednak widzieć tego, co ten potwór jej zrobi, nie chciał patrzeć na jakie męki ją skazuje, aby mogła być godna zasiądnięcia przy jednym stole z elitą świata magii. Nie chciał być świadkiem koszmaru jaki będzie przechodziła każdego dnia... Ale nie będzie tylko świadkiem i zdawał sobie z tego doskonale sprawę, Voldemort nie pozwoli mu spokojnie patrzeć na cierpienie dziewczyny, wręcz przeciwnie, to on będzie tym, który będzie to cierpienie wymierzać. Ukrył twarz w dłoniach, nienawidził siebie za to kim się stał, za to, co robił i robi. Nie mógł już nawet spokojnie spojrzeć w lustro, coś w nim pękło i w tym momencie cieszył się z twardego i rygorystycznego wychowania, jakie sprawił mu ojciec, gdyby nie to, teraz pewnie leżał by na podłodze zalany łzami, błagający, aby ktoś go zabił, zniósł z powierzchni ziemi, rozdeptał jak nikomu niepotrzebnego robaka. Nalał sobie jeszcze jedną szklankę Ognistej, zdjąc sobie sprawę, że z czystą głową tego nie przetrwa. Usłyszał grzmot za oknem, widział jak światło błyskawicy odbija się w jego pokoju, który został w całości pogrążony w egipskich ciemnościach. Usłyszał cichy trzask, podniósł głowę do góry. Z kominka wyszła jakaś dziewczyna, przez chwilę myślał, że to jedna z kurw* ojca, ale gdy tylko kolejna błyskawica oświetliła jej twarz, uśmiechnął się:
- Cześć Mionka - powiedział sięgając po drugą szklankę i nalał dziewczynie, - napij się na trzeźwo tego nie zniesiesz - powiedział i ku jego zaskoczeniu wzięła, wypiając całą szklankę do dna bez słowa protestu.
*
Patrzyła na list w czarnej koprecie który dostała kilka dni temu, nie chciał, aby odpisywała i z ulgą tego nie zrobiła. Dzisiaj jednak musiała tam przyjść, nie była pewna, czy robi dobrze, czy powinna, ale widziała, że ryzykowała jeszcze więcej, gdyby tam się nie pojawiła. Spojrzała na suknię, w którą ubrany był jeden z manekinów, które skrzaty przyciągnęły do jej sypialni. Nosiła takie, przez cały czas, była w końcu czarownicą czystej krwi, było to dla niej czymś normalnym, ale ta suknia była inna... Miała w sobie zbyt dużo Bellatrix Lastrange, ale skoro sobie tego życzył... Przekrzywiła głowę patrząc na suknię krytycznie. Swoją drogą nie mówił nic o tym, że nie mogę nic w niej zmieniać. Pstryknęła palcami, a suknia nabrała nowego koloru. Uśmiechnęła się, od razu lepiej. Założyła suknię i pozwoliła włosą opaść bezwładnie na ramiona. Cofnęła z siebie wszystkie używane na codzień zaklęcia, które miały dodać jej na zajęciach surowszego wyglądu i założyła na palec pierścionek i obrączkę, które Tom wysłał jej w liście. Zrobiła sobie lekki makijaż, a gdy była już gotowa usiadła na krześle zastanawiając się na co powinna się przygotować. Przez jej głowę przemknęło całe setki wspomnień... Widziała raz jeszcze jak torturowała, zabijała... Jak rzucała coraz to bardziej wymyślniejszymi klątwami w swoje ofiary. Słyszała ich błagania, krzyki, przekleństwa rzucane pod jej adresem i swój własny śmiech, gdy patrzyła jak z ich oczu znikają resztki nadzieji, a dotychczasowa odawaga poszła w zapomnienie. Teraz na ich twarzy malował się najprawdziwszy strach, wiedzieli już, że zaraz zginą, że to są ich ostatnie chwile, w tedy i ona słabła na chwilę. Jeśli torturowani nie zmarli podczas jednej z tortur zabijała ich Avadą, sprawiając im tym samym najłagodniejszą śmierć, o której inni mogli tylko pomarzyć. Tom nie był tak łaskawy... Nie, on wolał się bawić swoimi ofiarami lubił patrzeć jak się męczą, gdy próbują łapać swoje wnętrzności, tak aby im nie wypadły z ogromnej rany. Podczas gdy zwijają się z bólu spowodowanego Cruciatusem, następnie zasklepywał ich rany, aby wymyślić im jeszcze gorsze, jak to nazywał "zabawy". Avada była u niego rzadkością. Spojrzała na Mroczny Znak widniejąch na jej lewym przedramieniu, który teraz był widoczny w całej swojej krasie. Nie odsłania swoich ramion odkąd odeszła od Toma. Jedynie czasami w domu, gdy była sama. Nie pamiętała już kiedy nie musiała się przejmować, że ktoś mógłby zobaczyć. Dotknęła go różdżką emitując fioletowe światło i zamknęła oczy. Chwilę później stała już przed bramą jego domu... Naszego domu - usłyszała w głowie cichy głosik dawnej siebie chcącej wydostać się na zewnątrz, każda komórka jej ciała walczyła sama ze sobą, aby nie stracić kontroli. A to dopiero początek - pomyślała zirytowana.
*
Hermiona weszła razem z Draco do Riddle Manor, dom był wielki i mroczny, idealnie odzwierciedlał swojego właściciela. Czuła się tak jakby ściany krzyczały do niej, aby dalej nie szła, jakby obrazy  chciały ją zatrzymać. Draco otworzył jej drzwi puszczając ją przodem. Znajdowali się w wielkiej sali balowej, pod wysokimi oknami stał ogromny, zastawiony przeróżnymi pysznościami stół wokół, którego siedzieli już wszyscy śmierciożercy, najbliżej wielkiego krzesła stojącego u szczytu stołu siedzieli najważniejszi członkowie Wewnętrznego Kręgu. Obok Narcyzy Malfoy były dwa wolne miejsca, domyślała się, że właśnie tam usiądą. Czuła wzrok wszystkich zgromadzonych na sobie. Cieszyła się, że Draco dał jej maskę, aby do samego końca zachowała anonimowość. Przeleciała wzrokiem po twarzach zebranych. Zdziwiło ją jak niewielu z nich znała, głównie sam Wewnętrzny Krąg, ale i tak nie wszystkich. Usiadła między Draco, a jego matką. Rozejrzała się w poszukiwaniu Bellatrix, ale nigdzie jej nie było, zastanawiała się, co teraz robi, ale jej wyobraźnia poszybowała za daleko... Belatrix była szalona i Hermiona zdecydowanie nie chciała zagłębiać się w to, co tym razem mogło jej przyjść do głowy. Przysunęła się bliżej Draco, przy którym czuła się pewniej. Obok krzesła Voldemorta wszystkie cztery miejsca były puste. Przekrzywiła głowę, czyżby aż tak dbał o swoją prywatność? Zakpił cichy głośnik w jej głowie. Spytała się oto Draco, chłopak spojrzał w skazane miejsce i westchnął:
- Po jego prawej zwykle siedział Severus, obok niego Bellatrix, a po lewej Maribell i czasami Ines - odpowiedział uśmiechając się na wspomnienie małej dziewczynki, którą traktował jak młodszą siostrę. Hermiona chciała już spytać się kim jest owa Ines, ale usłyszała skrzypnięcie drzwi, wyprostowała się natychmiast spodziewając się, że do środka wejdzje Lord Voldemort. Otworzyła oczy w wyrazie niedowierzenia. Do sali weszła pewnym siebie krokiem, z głową uniesioną niczym królowa, Bellatrix Lastrange, która miała na sobie, zdaniem Hermiony, co najmniej okropny strój. Wyglądało to tak jakby na małą czarną, bez ramiączek założyła długą sukienkę wykonaną w całości z zielonej koronki. Może na kimś innym wyglądało by to i ładnie, ale na Bellatrix wygląda to tak jakby szafa wypluła na nią swoją zawartość, skwitowała w myślach zauważając jej krwiatoczerwone szpilki. Poczuła jak Draco łapie ją za rękę, uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Chciała mieć to już za sobą, to nie tak, że tego chciała, czy chociaż wybaczyła Draco... Nie, zaufała mu, ale bała się tego, co ma się wydarzyć dzisiejszej nocy. Odwagi Hermiono, robisz to dla Sverusa - pomyślała, próbując na nowo nabrać sił i werby, którą czuła jeszcze chwilę wcześniej, gdy się tu teleportowała z Draco. Bellatrix posłała jej zdzwione spojrzenie, ale nic nie powiedziała, usiadła na swoim zwykłym miejscu czekając w ciszy. Nagle Hermiona usłyszała śmiech dziecka, zamrugała kilka razy, czując paraliżujący strach. Nie wyobrażała sobie, co małe dziecko może robić w miejscu takim jak te. Gdy wielkie drzwi otworzyły się po raz kolejny, zobaczyła w nich małą dziewczynkę ubraną w ciemnoniebieską sukienkę, miała rude włosy, które przypominały jej Ginny.
- Mamo, mamo - zapiszczała ciągnąc swoją matkę za rękę, kobieta miała duże szmaragdowe oczy i brązowe włosy, miała na sobie długą, ciagnącą się za nią czarną suknię. - Będę mogła pójść z dziad...
- Spytasz się dziadka później - ucieła córce biorąc ją na ręce i szybkim krokiem skierowała się do stołu, gdzie usiadła na przeciwko Bellatrix.
- Ta mała to Ines, jej matka Maribell jest...
- Córką Voldemorta  - wyszeptała Hermiona, Draco posłał jej pytając spojrzenie, ale pokręciła tylko głową.
  Nagle drzwi otworzyły się, a do środka wpełz ogromny wąż, za którym szedł Voldenort z...

* bardzo przepraszam was za słownictwo, jeśli kogoś uraziło

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz