32

552 28 0
                                    

- Nie może tego zrobić - Hermiona potrząsnęła głową, jakby chciała wyrzucić tą myśl z dala od siebie. - Przecież to jeszcze dzieci!

- Wiem. Trzeba poinformować Zakon - westchnęła Minerwa, nie wiedziała, co bardziej ją przeraża, fakt, że wszystko niedługo się wyda a ona będzie stała między motem a kowadłem, czy to, że wizja ataku na Hogwart zaczęła się jej podobać.

-  Myślisz, że Dumbledore jest w stanie coś zrobić? - Hermiona spojrzała na kobietę z nadzieją.

- Myślę, że nie będzie miał wyboru. 

*

- Profesor Dumbledore? - Hermiona zapukała do drzwi jego gabinetu, ale odpowiedziała jej cisza. - Profesorze? 

- Tutaj jestem, panno Smith - powiedział głos tuż za nią. - Coś się stało? - dodał, gdy dziewczyna odwróciła się w jego stronę. 

- Tak. Voldemort chce zaatakować już w tym  tygodniu. Chce wykorzystać to,  że w Hogwarcie będzie mniej osób do jego obrony.

- Powiadom swoich przyjaciół.

*
   Hermiona siedziała opierając się o ścianę. Była załamana, to miały być ostatnie święta. Od nich tylko zależało, czy ich ostatnie czy ostanie z Voldemortem. Mieli walczyć na śmierć i życie. Brat stanie przeciw bratu, jak powiedział Dumbledore. Doskonale wiedziała, że jeśli teraz przegrają Voldemort nie będzie miał litości, będzie wiedział kto jest po czyjej stronie. To jeszcze bardziej uświadomiało ją, że jej własna babcia może ją zdradzić. Wzięła głęboki wdech, cokolwiek się stanie, niezależnie po czyjej stronie ostatecznie stanie Minerwa i tak będzie musiała ją zabić.
  Hermiona schowała twarz w dłoniach, było tyle rzeczy, których nie zdążyła zrobić. Tak mało czasu, aby móc je zrealizować... Najbardziej bolało ją, że nie zrobiła żadnego kroku w kierunku Severusa. Kochała go tak bardzo, a nie zrobiła nic, nic , aby mu to pokazać. Teraz było już za późno.    
   Doskonale wiedziała, że siły Voldemorta są stokrotnie większe od sił Zakonu, a ona do samego końca musiała grać na dwa fronty. Może powinna uczyć się od mistrzów, gdy miała okazję? Teraz jednak jeden jej unikał a drugi zbytnio wczuł się w rolę. Ufała Dumbledore'owi i wiedziała, że starzec zrobi wszystko co w jego mocy, aby wygrali tą wojnę, aby Harry pokonał Voldemorta. Ale on sam miał też swojego wroga do pokonania. Mimo że Grindelwald przez cały czas siedział cicho, będąc potulnym i posłusznym Voldemortowi, nieustannie planując ślub z Maribell... Jej matką. Hermiona prychnęła, jakby nie wystarczyło, że jej dziadek jest Voldemortem, jej ojczym musi być Grindelwaldem... Rodzina czarnoskiężników, zakpiła w myślach.
  Nagle usłyszała głośny huk dobiegający z sali, w której odbywały się lekcje eliksirów. Tak, znowu siedziała w lochach, chociaż tak mogła być blisko niego. Zerwała się na proste nogi i pobiegła w kierunku źródła hałasu.  Pociagnęła za klamkę chcąc otworzyć drzwi, te jednak ani drgnęły, spróbowała jeszcze raz, ale nic to nie dało. Wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni spodni:
- Alohomora - wyszeptała i pchnęła drzwi.
  Chmura dymu zaatakowała jej drogi oddechowe, zaczęła kaszleć. Zasłoniła nos kawałkiem materiału swojej bluzki, odór był nie do zniesienia.
- Profesorze Snape? - zawołała, ale odpowiedziała jej cisza. - Lumos maxima!
   Hermiona rozejrzała się po sali, wszędzie znajdowały się resztki nieudanego eliksiru, ławki w kilku miejscach były przypalone, ściany osmolone... Nigdzie jednak nie widziała Severusa.
- Profesorze Snape? - zawołała jeszcze raz wchodząc do srodka. - Severusie?
   W tym momencie usłyszała ciche kaszlnięcie dochodzące spod zwalonego regału.
- Severusie?
  Cichy jęk wydobył się spod spod przewróconego mebla. Hermiona zaczęła odrzucać książki i krzesła, którymi był przykryty regał. Włożyła wszystkie swoje siły, aby podnieść regał. Uklękła przy ledwo oddychającym Severusie, jego ubrania, twarz, włosy wszystko było umazane krwią.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę Severusie. Zaraz zaprowadzę cię do pani Pomfrey.
*
  Albus wyjrzał przez okno swojego gabinetu. Stała tam. Smukła postać kobiety, której płaszcz falował na wietrze, a twarz przykrywał kaptur spacerowała niespokojnie po hogwarckich błoniach pokrytych śniegiem.
  Uśmiechnął się blado, musiał przyznać, że nie wierzył, że zdecyduje się przyjść, po tym wszystkim co się wydarzyło szczerze w to wątpił. Teraz jednak musiał zwrócić jej honor...
- Lucas idziemy - powiedział do chłopca o kręconych, czarnych włosach.
    Chłopak wstał natychmiast i ruszył za dyrektorem. Szli tak przez cały Hogwart w milczeniu. Jeden obok drugiego. Ciszę zakłócał jedynie szelest ich szat.
- Dokąd idziemy profesorze? - spytał Lucas szeptem, jakby bojąc się przerwać ciszę.
- Na spotkanie z twoją matką - odparł spokojnie Dumbledore wyciągając z kieszeni paczkę cytrynowych dropsów. - Chcesz jednego? - spytał domyślając się odpowiedzi.

- Tak, poproszę - odparł zdenerwowany szatyn, Dumbledore spojrzał na niego zdziwiony, ale nic nie powiedział tylko podał chłopakowi cukierki.

- Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.

- Łatwo panu mówić. Jeśli coś jej się stanie - warknął Lucas.

- Nic jej nie będzie - uspokoił go Dumbledore. - Tutaj jest bezpieczna.

    Znowu zapadła cisza, tym razem bardziej nieprzyjemna. Drzwi frontowe otworzyły się przed nimi a z zewnątrz uderzył ich podmuch zimnego powietrza. Lucas zadrżał z zimna. 

- Na pewno nie chcesz czegoś cieplejszego?- Dumbledore spojrzał na niego unosząc lekko prawą brew.

- Nie, dam radę - odparł chłopak oplatając się dłońmi. 

   Dumbledore westchnął, mruknął coś pod nosem i po chwili Lucas ubrany był w ciepłą, zimową pelerynę. 

- Dziękuję - powiedział nieco speszony. 

    W tym momencie dotarli do tajemniczej kobiety, która na ich widok wyciągnęła różdżkę z kieszeni.

- Spokojnie to tylko my - Dumbledore uśmiechnął się do niej przyjaźnie. 

- Jaką mogę mieć pewność? - spytała nie spuszczając różdżki.

- Spytaj się mnie o cokolwiek chcesz - odpowiedział spokojnie.

- Co kazała zrobić mi Minerwa ubiegłego wieczora? - spytała kobieta.

- Zabić się, ale to dość częste rady od niej ostatnimi czasy - zmrużył oczy przyglądając się kobiecie.

- Znasz prawdę? - spytała ponownie.

- Min mówiła mi o wszystkim, no prawie - dodał z uśmiechem.

- Och - to jedyne na co było ją stać  w tym momencie.

- Chciałaś spotkać się z synem.

- Taaaak. 

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz