35

543 31 25
                                    


Hermiona patrzyła na spokojną twarz Severusa. Uśmiechnęła się słabo. Tak bardzo żałowała, że ten spokój niedługo zostanie zburzony. Oddała by wszystko, aby ta chwila trwała wiecznie. Odgarnęła zagubione pasmo włosów z jego twarzy.

Otworzył oczy. Uśmiechnął się sennie.

- Dzień dobry - mruknął przecierając wciąż zaspane oczy.

Zaśmiała się. Pocałowała go delikatnie.

- Dzień dobry.

- Dużo czasu nam zostało? - spytał wstając z łóżka i narzucając na siebie szlafrok.

- Albus ani babcia jeszcze nie dali znać - westchnęła. - Mają wysłać patronusa z wiadomością.

- Minerwa jest już w Riddle Manor?

- Tak, wyjechała rano. Ma ze sobą miecz, jeśli wszystko pójdzie dobrze, przed bitwą Voldemort będzie całkowicie śmiertelny.

- Nie zabrała eliksiru - powiedział przerzucając małe, kolorowe fiolki. - Albus się wścieknie.

- Umrze? - Hermiona usiadła w szoku z powrotem na łóżko.

- Nie wiem, co ona kombinuje...

- Myślisz, że mogła przejść na stronę Voldemorta? - spytała zdezorientowana.

- Trzeba powiadomić Albusa. Ubieraj się.

*

Minerwa weszła do małego, czarnego domku. Wzięła głęboki wdech, upewniając się, że miecz leży bezpiecznie w torebce.

- Tom? Gdzie jesteś? - Zawołała wchodząc do małego pokoju. Rozejrzała się dookoła, wszędzie kłębiły się chmury kurzu. Powietrze śmierdziało stęchlizną i pleśnią. - Tom?

Usłyszała cichy szelest za sobą. Odwróciła się gwałtownie.

- Merlinie, Tom, wystraszyłeś mnie. - Powiedziała kładąc dłoń na sercu.

- Okłamałaś mnie Min. Widziałem ciało Nagini. Albus owinął cię wokół palca. - Przesunął palcem po jej policzku. - Powinienem cię zabić... ale jeszcze mi się przydasz. Pójdziesz ze mną i albo zabijesz Albusa sama albo cię do tego zmuszę.

- T-Tom, o czym ty mówisz?- Spytała, oddychając głęboko. Przecież jeszcze nie widziała się z tym durnym wężem. - Nagini była rano z Narcyzą, miała mi ją przynieść dopiero za godzinę!

- Zawsze z łatwością przychodziły ci kłamstwa. - Warknął chwytając ją mocno za ramię i ciągnąc za sobą.

*

Albus opadł ciężko na krzesło. Potrząsnął głową z roztargnieniem.

- Nie wierzę, że Minerwa mogłaby to zrobić. Nienawidzi Toma - syknął. - Nie zrobiła by tego...

- Alastor ostrzegał nas ostatnio, że się zmieniła.- Westchnął Severus, próbując uniknąć spojrzenia Albusa.

- Dla mnie to też jest dziwne. Jeszcze wczoraj zapewniała nas, że wszystko pójdzie dobrze...

- Infernus... - wyszeptał Albus.

- Ale rano wyglądała normalnie - Hermiona pokręciła głową.

- Infernusa nie poznasz, ale Minerwa nie dałaby się tak po prostu...

- Będziemy musieli ją zabić - Albus spojrzał na Hermionę. - Nie będę w stanie tego zrobić.

- Ja się tym zajmę.

Hermiona spojrzała na Severusa w szoku. Jak mógł powiedzieć to tak po prostu? Chodziło o jej babcię! O drugiego człowieka!

- Nie wierzę, Severus... Jak możesz mówić to tak spokojnie?! - Pokręciła głową. Nie czekała na żadną odpowiedź, wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami.

- Seversie... Jeśli Minerwa nas zdradziła...

- Nie będzie cierpieć. Mogę ci to obiecać.

- Dziękuję. Sprowadzisz mi Harry'ego?

- Oczywiście - westchnął Severus.

*

Harry patrzył, jak tłumy uczniów opuszczają Hogwart. Jeszcze kilka godzin i kto wie? może przyjdzie mu umrzeć? Ma ledwo siedemnaście lat. Od siedmiu lat żyje wśród czarodziejów, poświęcał się dla nich. Nie zawsze był idealny, często zachowywał się jak rozpieszczony bachor. Westchnął, chciał żyć, jak każdy. Ale co to za życie bez rodziny? Co prawda miał Weasly'ów, ale czuł się przy nich czasem jak piąte koło u wozu. Hermiona ostatnio nie miała nawet czasu zjeść z nimi kolacji. Ron też wciągnął się w tą całą wojnę. Jedynie Braian i Rosali spędzali z nim jeszcze trochę czasu, ale nawet oni po wojnie wracają do Francji.

- Potter? - usłyszał za sobą łagodny głos. Odwrócił się i zmarszczył brwi.

- Profesor Snape? -spytał zdzwiony. - Coś się stało?

- Dyrektor chce cię widzieć.

Harry przytaknął wzdychając. Czyżby już przyszedł czas?

- Potter... Wierzę, że dasz radę. Jesteś silny, Harry. Przeżyjesz to starcie.

- Dziękuję profesorze - Harry uśmiechnął się słabo. - Niech pan dba o Hermione, wam obojgu należy się spokojne szczęśliwe życie.

Severus uśmiechnął się i przytaknął jedynie, odchodząc w stronę wielkiej sali, gdzie już zebrała się większość Zakonu.

Harry potrząsnął głową. Czy właśnie udzielił Snape'owi błogosławieństwa? Ten świat staje na głowie.

Ruszył szybkim krokiem do gabinetu Dumbledore'a. Czas na ostatnie wskazówki.

Kiedy zapukał do drzwi, otworzyły się automatycznie. Harry zmarszczył brwi, nie było to podobne do dyrektora.

- Profesor Dumbledore? - rozejrzał się dookoła, ale nigdzie go nie było.

- Jest na górze - mruknął jeden z portretów.

- Dziękuję - uśmiechnął się i wbiegł po schodach do prywatnych komnat dyrektora. - Profesorze? Jest pan tutaj?

- W salonie Harry, w salonie! - usłyszał stłumiony głos starca.

Harry pchnął pierwsze lepsze drzwi i zamknął je gwałtownie, gdy zorientował się, że to sypialnia. Sprawdził jeszcze kilka drzwi, prowadzących do przedziwnych pokoi pełnych jeszcze dziwniejszych sprzętów, zanim w końcu znalazł te prowadzące do salonu.

- Chciał mnie pan widzieć, dyrektorze?

- Tak, usiądź Harry - Dumbledore poklepał miejsce obok siebie. Podał mu stary album. - Otwórz Harry.

Harry spojrzał niepewnie na dyrektora, ale otworzył album. Zdziwił się, gdy zobaczył zdjęcia.

- Czy to profesor McGonagall?

- Jakieś dwadzieścia lat temu. Ten chłopak obok, to twój ojciec, James. Mój syn.

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz