20

786 56 14
                                    

Dziękuję MistrzyniManipulacji za bettę! :* 

Severus Snape największy postrach Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, czuł się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Wielki uśmiech próbował wedrzeć się na jego ponurą twarz, a on po raz pierwszy od lat nie próbował go zatrzymać. Był wolny już zapomniał jakie to uczucie, gdy nie jest się uwiązany do kogoś. Wiedział, że teraz jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie, Stała czujność , zadrwił głos w jego głowie, szaleńczo przypominający głos Szalonookiego. Nie musiał już się obawiać, że zdradzi się przed Czarnym Panem, nie musiał być wiecznie gotowym, bo w każdej chwili może go wezwać, nie musiał obawiać się tego, czy następnym razem nie uda mu się dostać do zamku, ile Cruciatusów zdoła jeszcze wytrzymać nim padnie trupem. Był wolny, ktoś go zdradził, ale teraz sie tym nie przejmował najważniejsze było to,że mógł już z czystym sumieniem postawić się po tej dobrej stronie. Rozejrzał się w okół. Była kolacja w pokoju nauczycielskim jak co roku w wakajce postawiono stół, przy którym mieścili się wszyscy nauczyciele, jednak dzisiaj był tu tylko on, Dumbledore, Filius, Pomona, Popy i Rolanada. Zaczął się zastanawiać, gdzie jest Minerwa. Brakowało mu już tych ich sprzeczek i przekomarzania się, ale doskonale znał dumę i upór tej kobiety... Westchnął. Miał ochotę skakać ze szczęścia i pewnie, gdyby nie resztki opanowania tańczył by makarenę na stole. 

- Coś się stało Severusie? - spytał Filius patrząc na Mistrza Eliksirów, jakby widział go pierwszy raz w życiu.

- Nie,  czemu pytasz Filiusie? - spytał dziwnie, jak na niego, wesołym głosem.
- Wygłasz, jakby to powiedzieć... tak wesoło? Nie obraź się, ale nie pamiętam, kiedy ostatnim razem widziałem, Cię tak wesołego - odparł karłowaty nauczyciel uśmiechając się do niego wesoło.
  Severus wstał od stołu i wyszedł z pokoju nauczycielskiego. Zszedł do swoich komnat, musiał zrobić jeszcze kilka eliksirów dla zakonu. Nagle zamarł w pół kroku, przypomniał sobie o czymś. Greanger. Powinien ją przeprosić za swój wybuch, nie powinien tak zareagować, w końcu chciała tylko pomóc, z litości, czy też nie, ale jednak. Uśmiechnął się na myśl o dziewczynie. Pamiętał jakby to było wczoraj, jej pierwsze lekcje eliksirów. Już w tedy dostrzegł jej talent. Przez te wszystkie lata dziękował Bogu za to, że zesłał Golden Trio tę dziewczynę. Gdyby nie ona, Potter już dawno leżał by w zimnym grobie. Była inna niż wszystkie jej rówieśniczki. Była inteligentna, sprytna, godna do poświęceń. Mimo, że nie przykładała zbyt wiele wagi do swojego wyglądu była śliczna, te jej długie i szczupłe nogi, brązowe oczy, które tak uroczo migotały w świetle świec... Wróć Severusie! To twoja uczennica, nie powinieneś myśleć o niej w ten sposób!
*
  Hermiona zastanawiała się, czy to tylko sen, czy jawa? Ból był ogromny, ledwo go znosiła, ale nic nie wskazywało na to, że Czarny Pan zamierzał zerwać połączenie, że klątwa ustanie. Czuła na sobie baczne spojrzenie profesor McGonagall, widziała kipiącą z jej oczu złość. Spojrzała na Draco, który wydawał się cierpieć razem z nią. Musiała to znieść inaczej ich plan pójdzie się walić, chciała zaskarbić sobie zaufanie Czarnego Pan, a do tego musiała się go słuchać, bezwzględu na to jak okrutne były by jego rozkazy. Nagle poczuła jak Cruciatus powoli opuszcza jej ciało, jak ból staje się coraz słabszy:
- Myślę, że na razie wystarczy - usłyszała jego zimny głos. - Podejdź tu.
  Spróbowała wstać, ale nie wytrzymała swojego ciężaru i upadła, usłyszała śmiech Bellatrix, który zamilkł wraz z warknięciem profesor McGonagall. Zamknęła oczy,  Robisz to dla Severusa, pomyślała. Wstała na nogach giętkich jak galareta i podeszła do Czarnego Pana, który wsunął jej dwa palce pod brodę i uniósł lekko jej głowę. Jego pionowe źrenice zwężyły się, przechylił głowę tak jakby sie nad czymś zastanawiał.
- Minerwo  - powiedział dziwnym głosem pełnym sprzecznych emocji.
- Podejdź tu - westchnęła zmęczonym głosem, głowy wszystkich śmierciożerców zaczęły przeskakiwać od Voldemorta i Hermiony do Minerwy. Dziewczyna jęknęła w myślach. Podeszła do swojej nauczycielki.
- Ręka - powiedziała ostrym tonem i Hermiona nagle zrozumiała, przełknęła głośno ślinę i wyciągnęła lewą ręką. Nauczycielka dotknęła jej ramienia różdżką i zaczęła mruczeć pod nosem jakieś zaklęcie, a na jej ramieniu zaczął powstawać Mroczny Znak...
  Hermiona czuła promieniujący ból w przedramieniu, na którym powoli zaczęły pojawiać się ślady Mrocznego Znaku. Krew powoli zaczynała spływać po jej ręce z nowo utworzonych ran. Miała wrażenie, że minęły godziny zanim czerwone, wciąż krwawiące blizny, zamieniły się w czarne linie. Wąż wypełzający z czaszki zaczął się wić na jej przedramieniu. Widziała, jak jego szczęka "wbija się" w jej rękę. Nagle jakaś niewidzialna siła odepchnęła ją od nauczycielki i pchnęła do tyłu. Hermiona z głośnym hukiem uderzyła plecami w ścianę. Usłyszała, jak cichy chichot wydobył się z ust Bellatrix. Spróbowała się podnieść, ale ból, który czuła w prawej nodze, uniemożliwił jej to. Przymknęła oczy, do dwóch złamanych żeber musiała sobie jeszcze doliczyć złamaną nogę. Czyjaś silna dłoń zacisnęła się na jej ramieniu omal go nie miażdżąc i postawiła dziewczynę na nogi. Podniosła wzrok, aby sprawdzić, kto to był. Znieruchomiała, gdy zobaczyła przed sobą czarne, pozbawione błysku, niemal martwe oczy Voldemorta.

- Minerwa i Bellatrix nauczą cię czarnej magii – powiedział, oblizując usta i uśmiechając się do niej upiornie. – Jutro, w Riddle Manor, o ósmej – warknął i odwrócił się w stronę pozostałych Śmierciożerców. - Zrobiliście to, co wam kazałem?

- Panie - zaczął nie pewnie Lucjusz. - Wilkołaki się zgodziły, pod warunkiem, że spotkasz się z nimi razem ze swoją prawą ręką... Odkąd nie ma z nami Severusa... - spojrzał na Czarnego Pana z lękiem w oczach, - Wydaje mi się, że Bellatrix powinna...

- Crucio - powiedział Voldemort, kręcąc głową. Hermiona spojrzała w kierunku wijącego się na podłodze Lucjusza, uśmiechnęła się lekko.

- Należało mu się. Po tym wszystkim, co zrobił... – pomyślała.

- Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. – powiedział, kierując się w stronę Bellatrix, która z chwili na chwilę uśmiechała się coraz szerzej.

- Panie był by to dla mnie zaszczyt - powiedziała przesłodzonym tonem.

- Crucio – warknął.
Hermiona spojrzała z niedowierzaniem na Bellatrix, która wyglądała na jeszcze bardziej zaskoczoną niż ona sama.
- Minerwa ze mną pojedzie, a oni zapłacą mi za taką zniewagę.

- Panie, ale ona... - zaczęła Bellatrix głosem pełnym nienawiści, ale Czarny Pan jej przerwał.

- Nie 'ona', tylko Czarna Pani...

*

- Granger, czy wam do końca odbiło?! Powiesz mi, co to miało być?! – krzyknęła McGonagall do stojącej przednią dumnie Hermiony.

- Wybacz, Pani, że ci przerwę, ale mamy wojnę. To nie czas na zabawę w chowanego, sprzeczki, czy namiastkę dzieciństwa. Czas najwyższy, abyśmy zaczęli w końcu walczyć i dbać o naszych bliskich, a jeśli Harry jeszcze tego nie pojmuje, to jesteśmy na straconej pozycji, więc jeśli sami nic z tym nie zrobimy to nigdzie nie jest będzie. Z resztą, Pani sama o tym wie, skoro postanowiła Pani wrócić do męża...

- Ja nie...

- Choć nasz świat płonie i zostają po nim teraz same gruzy, ja jestem w stanie jeszcze walczyć. Walczyć oto, aby odbudować dawne czasy – powiedziała, nie zwracając uwagi na to, że kobieta jej przerwała. - Dziękuję, że zajęła się pani moimi ranami, ale teraz muszę już iść...

- Mów mi Minerwa.

Hermiona odwróciła się ponownie w jej stronę:

- S- słucham? – spytała, na chwilę tracąc pewność siebie.

- Skoro obie walczymy o to, co już nigdy nie wróci i obie postanowiłyśmy zaatakować wroga od środka, to musimy sobie nawzajem pomagać. Dziwnie, więc by brzmiało, gdybyś mówiła do mnie 'per pani', nie uważasz?

- Masz rację, pa... Minerwo - odpowiedziała Hermiona, posyłając jej niepewny uśmiech.

- No, to teraz zmykaj. Muszę iść do Toma i pozbyć się jakoś tej Starej Żmii – powiedziała, dodając coś pod nosem.

*

Severus patrzył na Albusa Dumbledore'a, największą szychę Wizegnamontu, dyrektora Hogwartu, największego czarodzieja od czasów samego Merlina, człowieka, który pokonał Grindelwalda i jedynego człowieka, którego bał się Lord Voldemort, a który teraz wyglądał jak siedem nieszczęść.

- Albus, to nie twoja wina – powiedział, nie mogąc wytrzymać widoku tych cholernie smutnych błękitnych oczu, które jeszcze nigdy, jak Severus żyje, nie straciły swoich wnerwiających, wesołych iskierek.

- Severusie, jeśli Harry jest siódmym horkrusem to zginie! - warknął Dumbledore. - Zaszczepiłem w nim żądzę zemsty, walki i pokonania Toma Riddle'a, wiedząc, że jedynie on może go pokonać, a skazałem go na śmierć!

- Potter jest człowiekiem, postacią rozumną, choć mało na to wskazuje- dodał pod nosem – Ale przede wszystkim jest żywy! Miłość jego matki chroni go przed Voldemortem! Jeśli ten idiota ma być siódmym horkruksem, to prawdopodobnie czary Lily go ochronią, a ty, Stary Dropsożerco, doskonale o tym wiesz... Coś innego cię tak zdołowało, co? – powiedział Severus, podnosząc jedną brew i patrząc na Albusa.

- Tą klątwę mogą rzucać też kobiety? - spytał Albus po chwili milczenia.

- Tylko takie, które są na prawdę potężnymi czarownicami... odnotowano tylko dwa takie przypadki. Są nimi Wenus i Rowena Ravenclaw - powiedział Severus, dolewając sobie Ognistej. - Do czego zmierzasz?

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz