25

758 51 5
                                    

   Hermiona patrzyła na kobietę z niedowierzaniem. Nie mogła być jej wnuczką. W jej rodzinie od pokoleń nie było żadnej czarownicy, żadnego czarodzieja.

- I niby czyją jeszcze? - prychnął Severus. - Dumbledore'a?

- Nie, Toma - powiedziała przyglądając się dziewczynie. - Silne zaklęcia na ciebie rzuciła, dobrze, tak będzie lepiej. Trzeba ciebie i Pottera odciągnąć jak najdalej od niego...

- Nie jesteś w stanie ciągle mnie przed nim ukrywać - zaprotestowała Hermiona.

- Ukrywać? - spytała zdziwiona McGonagall. - Potter musi nauczyć się paru przydatnych zaklęć, a ty... Wrócić do swojego prawdziwego wyglądu, a potem nauczyć się przetrwać wśród Śmierciożerców. Skoro na jaw wychodzą już takie brudy - mruknęła.

- To czas najwyższy, żebyśmy my pokazali, co mamy w zanadrzu - powiedział Severus. - Kto jest nowym szpiegiem?

- Nowym szpiegiem? - powtórzył zdziwiony Szalonooki. - Kiedy odstąpiłeś tego zaszczytu? 

- Kiedy jakiś cymbał mnie zdradził.

- Odzywaj się - syknęła McGonagall. - Nie jest to na razie istotne. Musisz pomóc Hermionie, kiedy usunę z niej wszystkie zaklęcia jej rany się na nowo otworzą, a w cale nie łatwo było je zasklepić. 

- Można wiedzieć, co takiego zrobiłyście, że ma takie rany? - spytał podejrzliwie.

- Pomoże pan, czy nie? - burknęła Hermiona.

- Pomogę, ale masz więcej mu nie podpadać - powiedział. Był wściekły, bo nikt mu nie powiedział. Był szczęśliwy, że życie szpiega ma już za sobą. Mógł odetchnąć z ulgą. Ale teraz był wściekły, był wściekły, że nikt mu nie powiedział. Mogła to być Minerwa, ona by się tak nie narażała, ale nie Hermiona. Od ich ostatniej rozmowy zrobił się jakiś dziwny, inny. Nie był już niczego pewny, ale wiedział, że nie może pozwolić, żeby jej coś się stało. Nie potrafił nazwać tego uczucia. Nie byłą to miłość, to nie mogło być to, obiecał sobie. Obiecał sobie, na Merlina! Lily miała być pierwsza i ostatnia. Po niej nie miało być nikogo, nikogo, a już na pewno nie po klątwie. Nie był głupi. Nie chciał marionetki, która będzie od niego uzależniony. Nie mógł jej kochać. Popełnił wiele głupstw, ale tego jednego nie zrobi. Z resztą to jego uczennica, Panna - Wiem - To - Wszystko - Granger cholera. Severus, może jeszcze nią nie jest, ale przy tej rodzinie szybko stanie się kobietą lubiącą luksusy. Nie... Jego Hermiona taka nie jest, zaraz, jaka jego?Merlinie Snape! Weź się w garść masz jej tylko pomóc. Otworzył drzwi do swoich komnat i puścił ją przodem. Widział po niej, że jest zdziwiona. W końcu tu nie dominowała tylko czerń! Musiał przyznać sam przed sobą, że mimo wielu sprzeciwów, na prawdę mu się podoba, to co ta stara wariatka tu zrobiła. Jasne ściany w odcieniach kawy z mlekiem, ciemne, dębowe panele, czarna kanapa i fotele, szklany stół, białe ozdoby i wielki, puchaty kremowy dywan na środku  salonu, leżący przed zabudowanym, ecru kamieniem. 

- Jak ci się podoba moja dawna rola? - spytał. 

  Odwróciła się, ale nic nie powiedziała. Wyglądała jak mała skrzywdzona dziewczynka. Jej duże brązowe oczy skrywały w sobie cały ból, który skrywała przez cały czas i... i tą chorą odwagę, którą już widział w czyiś oczach, pięknych, zielonych... Martwych oczach. 

- Nie powinnaś była tego robić. Nie widzę sensu w twoim działaniu. Brak go w każdym działaniu, jeśli widać w nich tą kretyńską, gryfońską odwagę - powiedział bez wyrazu, był chłodny,  oschły, był tym Severusem Snape'em, którego każdy znał z Hogwartu, ale nie chciał nim być, nie przy niej. Nie dawała mu spokoju od tamtego wieczora. Co mogła w nim widzieć? Był stary, wredny, bez uczuć, z krzywym nosem i klątwą. Klątwą, którą dała mu jego chora żądza. Chciał być wielki, potężny, nieśmiertelny, chciał być kimś, a ona dała mu to. Był człowiekiem, nie, był jego wrakiem, był wrakiem  człowieka z pudłem niespełnionych marzeń i głupich błędów. Tylko czemu myśli o tym dopiero teraz, czemu przy niej, czemu o niej? - Rozbierz się, muszę zobaczyć te rany.

   Nie mówiła nic. Jedynie skinęła głową i posłusznie zdjęła koszulkę i spodnie. Nie zarumieniła się, nie zakryła, zdziwił się, bo właśnie tego oczekiwał. Zamiast tego zobaczył, że zaczęła drżeć i to na pewno nie z zimna. Oprócz ran, o których już wiedział zobaczył mnóstwo siniaków, które nie wyglądały na pozostałości po pobiciu, czy skutki uboczne jakiś zaklęć. 

- Kto ci to zrobił? - spytał nie był teraz ani spokojny ani obojętny ani oschły, był wściekły. Wściekły na Minerwę, że nic z tym nie zrobiła, że nic mu nie powiedziała, wściekły na Hermionę, że pozwoliła siebie tak potraktować. - Odpowiedz, Hermiono, powiedz kto ci to zrobił!
     Hermiona patrzyła na niego niewzruszona jego krzykami. Nie mogła powiedzieć i nawet tego nie chciała. Była zmęczona, zła i obolała jedyne o czym teraz marzyła to ciepła kąpiel i łóżko.
- Możesz być sobie wnuczką tego idioty, ale nie sprawia to, że możesz mnie ignorować i lekceważyć, pytam się po raz ostatni, kto ci to zrobił - wysłuchał przez zaciśnięte zęby.- Powiesz albo sam to z ciebie wyciągnę.
   Milczała będąc pewną, że nie zrobi jej tego. Potrafił być bardzo wredny i niedaleko mi było do wzorca prawdziwego chama, ale nie naruszył by jej prywatności. Nie zranił by jej tak głęboko. Zbyt długo wznosiła wokół siebie ten kruchy mur, aby on teraz go zmiótł, jedynie machnięciem dłonią. W tedy poczuła jak coś rozsadza jej głowę. Czuła, jak obca siła przechodzi pomiędzy jej myślami, jak rozkopuje jej wspomnienia w poszukiwaniu tego jednego. Kiedy już je znalazł w oczach Hermiony pojawiły się łzy. Znów to widziała, przeżywała, zupełnie jakby ponownie była w Malfoy Manor, a Lucjusz wepchnął ją do tej ciemnej sypialni...
- Hermiona - wyszeptał, ale ona już nie słuchała, pozwoliła, aby mur opadł, a łzy swobodnie zaczęły spływać po policzkach. Zranił ją i upokorzył. Zaufał mu, kochała go, a on tak po prostu pozbawił ją resztek honoru i nadziei. Czuła się jakby obdarł ją ze skóry i obsypał rany solą, która wżerała się w nie. Spuściła wzrok, nie mogła na niego patrzeć. Chciała stąd uciec. Biec ile sił w nogach, byle by nie musieć więcej patrzeć w jego ciemne, piękne oczy, które spoglądają na nią z taką pogardą, wstrętem. 

- Gdzie? - wyszeptała ledwo słyszalnie.

- Drugie drzwi na lewo - powiedział lekko ochrypłym głosem. Chciał ją zatrzymać, ale nie potrafił. Nie wiedział, co powiedzieć, jak zareagować. Czuł się, jak jeden z tych durniów, którzy nie potrafili odpowiedzieć na najprostsze pytanie na jego lekcji. Nie miał pojęcia czemu tak nagle zaczęło mu zależeć na tej dziewczynie, ale wiedział, że musi coś z tym zrobić. Tylko jak? Ona jest jego nauczką, Czarny Pan nie pozwoli, żeby krew się marnowała. Ale ona mu tego nie powie. Miał ochotę wybrać się fo Malfoy Manor i potraktować Lucjusza, tak jak niegdyś swoje ofiary. Chciał aby cierpiał tak, jak cierpiała ona. Chciał, aby poczuł ten ból, nienawiść i wstyd. Gdyby mógł wymieszał by go teraz z błotem. Gdyby tylko mogl, nie pozwolił by Hermionie już nigdy więcej wyjść z jego komnat, dopóki ona nie będzie bezpieczna. Nie interesowało go teraz nic. Nic. Minerwa kazała się mu nią zająć, a więc to zrobi, ale najpierw musi znaleźć sposób, aby ją pomścić. Nikt, nigdy, niczym nie zasłużył sobie na takie potraktowanie, a już na pewno nie, niespełna siedemnastoletnia dziewczyna, która chciała tylko móc żyć w spokojnym świecie pozbawionym wojny i bólu. Która chciała, aby jej życie w końcu było normalne, a której wciąż rzucano kłody pod nogi. Podziwiał tą dziewczynę, za taką odwagę. Ona potrafiła się postawić, nie dać się w to wszystko wciągnąć, podczas gdy on ślepo brnął  w to dalej. Podziwiał ją, ale bał się jednocześnie, że może kiedyś zrobić jakąś głupotę. W końcu odwaga nie często chodziła z rozwagą, nie u Gryfonów... Tak, brak rozwagi i głupota powinna być ich znakiem rozpoznawczym - pomyślał z pogardą, ale zaraz potem przed jego oczami znów pojawił się obraz zapłakanej dziewczyny, którą pozbawił wszelkiej niewinności i poczucia bezpieczeństwa.

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz