37

421 22 0
                                    

Mrok otaczał ją z każdej strony. Nie ważne, gdzie nie spojrzała wszędzie widziała ciemność, wrogość, strach. Wzięła głęboki oddech, ale przychodziło jej to z coraz większym trudem. Z każdą odrobiną powietrza wtłaczaną do płuc, czuła się, jakby niewidzialna ręka rozrywała jej klatkę piersiową. W oczach pojawiły się łzy, ból był nie do zniesienia, ale obiecała mu, musiała dotrzymać danego słowa. 

Schyliła się, unikając wrogiego zaklęcia. Podniosła wściekłe spojrzenie, już miała rzucić jakąś klątwę w stronę napastnika, kiedy okazało się, że to ktoś z Zakonu. Poczuła jak coś w niej pęka. Przecież była po ich stronie! Zacisnęła usta i pobiegła dalej, Dumbledore miał rację - przystąpienie do walki w szeregach Voldemorta (nawet jako szpieg) wniosło zbyt dużo niepewności. Biegła tak, przeskakując ciała, czasami rzucała zaklęcia broniąc siebie, czasami innych, czasami, aby Śmierciożercy nie nabrali podejrzeń atakowała członków Zakonu, ale wciąż szukała go wzrokiem. Musiała go znaleźć. 

Oparła się o kolumnę w miejscu, które jeszcze parę godzin wcześniej było spokojnym dziedzińcem, teraz toczyła tu się jedna z  najkrwawszych bitew z całej wojny - jeśli nie najkrwawsza.  Musiała zwolnić, uspokoić się, bo płuca nie dawały o sobie zapomnieć, coraz mocniej piekąc. Wypluła krew na ziemię. Długo tak nie wytrzyma. Przeklęta Alecto, jeszcze jej za to zapłaci. Jednak najpierw musi znaleźć Harry'ego, dać mu ostatniego horkruksa i uprzedzić... Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, ale już nie z bólu, a na pewno nie z tego fizycznego. Nie, odczuwała ból, ale psychiczny, ten zdecydowanie bardziej dotkliwszy. Jednego dnia musiała stracić tak wiele osób. Najpierw babcia, potem Harry, a co jeśli w tym wszystkim straci jeszcze Severusa?, Rona?, Draco? No dobrze, ten ostatni może nie był jej bliski, ale żałowała chłopaka, zdążyła go poznać i wiedziała, że choć jego zmiana jest niemożliwa, to nie było jego winą, że wychował go taki brutal, jak Lucjusz Malfoy... Cóż tchórzliwy nieudacznik, ale wciąż brutal. 

Upewniła się, czy w kieszeni wciąż ma diadem, który wcześniej przekazała jej babcia. Był. Biorąc ostatni spokojny oddech, ruszyła dalej biegnąc i szukając przyjaciela. Przecież nie mógł tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu! Kątem oka zobaczyła Dumbledore'a walczącego z jakimiś trzema Śmierciożercami, niedaleko walczyli też Luna i Moody. Nigdzie jednak nie widziała Harry'ego. Czemu znikał zawsze, w tedy, kiedy był potrzebny? 

Nagle poczuła, jak coś ciężkiego się na nią rzuca i powala na ziemię. Krzyknęła z bólu, czuła jak jej płuca się zapadają od ciężaru. Nie mogła złapać oddechu a palący ból nie opuszczał jej już ani na chwilę. Złapała za szatę oprawcy w rozpaczliwym geście, kaszląc przeraźliwie i krztusząc się własną krwią. W tedy rozpoznała w winowajcy twarz Severusa. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować rzucił na Hermionę jakieś zaklęcie, nie zrozumiała formułki, ale niemal natychmiast poczuła ogromną ulgę w płucach i lekkość przy łapaniu oddechu. Już miała mu dziękować, kiedy zganił ją:

- Musisz się pilnować. Omal nie dostałaś Avadą. - Syknął przez zaciśnięte zęby. 

- Muszę znaleźć Harry'ego. 

- Walczy na błoniach. Jest z nim Ginny. Szybko ich znajdziesz. Tylko, uważaj na siebie. - Mówił szybko, krótkimi, urywanymi zdaniami. Zanim pozwolił jej odejść musnął delikatnie jej usta swoimi i wrócił do walki. 

Hermiona nie zwlekając ani chwili dłużej popędziła na błonie, teraz zachowując dużo większą ostrożność. Zbiegła po stromym poboczu, rozglądając się wszędzie za rudą burzą włosów Ginny, mając nadzieję, że razem z nią znajdzie Harry'ego. Uśmiechnęła się, gdy ich w końcu dostrzegła, już miała ruszyć w ich stronę, kiedy po błoniach i jak się domyślała również po korytarzach  zamku, poniósł się, tak dobrze jej znany głos dziadka. 

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz