31

592 32 5
                                    


- Nie wiem, jak do tego doszło profesorze - przyznał Draco spoglądając nie pewnie nie dyrektora. - Mogę się domyślać jedynie, że to sprawka mojej ciotki, Bellatrix - westchnął. - Jestem teraz pewnie dla pana bezużyteczny, prawda?

- Właściwie wśród śmierciożerców mamy swoich ludzi. Wierzę, że zarówno Minerwa i Hermiona same sobie poradzą - powiedział Dumbledore uśmiechając się pocieszycielsko do młodego Malfoya. - Nie znaczy to, że nie znajdę zajęcia dla ciebie w Zakonie. Oczywiście, tylko jeśli zechcesz - Dumbledore spojrzał na chłopca, tak jakby chciał wiedzieć, co ten myśli, nie posunął się jednak do użycia okulumencji. - Teraz twoje życie, Draco jest w niebezpieczeństwie...

- Ale ja chcę pomagać - zaprotestował Draco  podnosząc się gwałtownie. - Chcę odpokutować za wszystko to co zrobiłem!

- Spokojnie Draco. Aktualnie najważniejsze jest to, aby zapewnić ci bezpieczeństwo. W szkole osobiście zadbam oto, aby nic ci nie groziło. Pomoże nam w tym pani Hooch, nie ma zbyt wielu zajęć, więc powinna dać radę - mówił przeszukując fiolki w swoimi pokaźnym zbiorze. - Wolałbym jednak, abyś przynajmniej na razie, będąc poza granicami zamku oraz na spotkaniach Zakonu...

- Będę mógł uczęszczać na spotkania? - spytał podekscytowany Draco. 

- Oczywiście, teraz gdy nie grozi ci już, że wydasz się przed Voldemortem nie widzę żadnych przeciwwskazań. Jednak  na razie pod przykryciem, myślę, że eliksir wielosokowy będzie tutaj odpowiedni. Święta spędzisz u mnie, jeśli oczywiście ci to nie przeszkadza - powiedział Dumbledore spoglądając na Draco.

- Nie, oczywiście, że nie profesorze. Wręcz przeciwnie. Mogą to być moje ostatni święta, nie chcę spędzić ich sam - odparł Draco nieco markotniejąc.

- Trzeba być dobrej myśli, Draco. Nadzieja powinna być ostatnią rzeczą, jaką tracimy. O znalazłem! - dodał widocznie zadowolony z siebie. - Chciałbym ci coś pokazać, Draco.

- Czyje to wspomnienia? - spytał niepewnie spoglądając na fiolkę.

- Moje i profesor Ridde, wszystkie dotyczą twojej matki - odparł Dumbledore, wyciągając myślodsiewnie. - Gotowy?

- T-tak...

- To nic strasznego, ale jeśli będziesz chciał przestać, wystarczy powiedzieć. Zapraszam.

*

- Zatanów się nad tym jeszcze Tom, Hermiona to jeszcze dziecko. Stowrzenie horkruska będzie ją wiele kosztowało - westchnęła Minerwa, przechodząc nad jednym z torturowanych tego poranka mugoli.

- Jest moją wnuczką, Minerwo. Poradzi sobie - warknął wyprowadzony z równowagi. - Crucio! - kolejny snop zielonego światła poszybował w stronę mugola mijając o zaledwie milimetry Minerwę.

- Głowa mnie boli, mógłbyś choć na chwilę przestać - skłamała, nie mogła już dłużej ani patrzeć ani słyszeć cierpienia tego Merlinowi winnego człowieka.

- Skończ z nim, może ochłoniesz. Idę do Grindelwalda.

- Po co? - Minerwa odwróciła się gwałtownie w stronę Toma.

- Święta za pasem, moja droga. Trzeba zacząć przygotowywać prezenty. Nie można nikogo pominąć, więc jakby wyglądało, gdybym nie miał niczego dla naszego drogiego Zakonu? - spytał się uśmiechając szeroko. 

- Co planujesz? - Minerwa za wszelką cenę próbowała ukryć drżący w jej głosie niepokój. 

- Wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim czasie - powiedział wychodząc i zostawiając zdezorientowaną Minerwę samą. 

- Śnieżka*! 

- Tak pani? - mały skrzat w obdartej niegdyś białej opasce skłonił się głęboko przed Minerwą.

- Powiedz pani Malfoy, że chcę się z nią jak najszybciej zobaczyć - powiedziała, wyciągając różdżkę i kierując ją w stronę mugola. - Chłoszczysz. 

- Oczywiście, pani - skrzatka ukłoniła się i zniknęła.

     Minerwa podeszła do mugola:

- Może zaboleć, ale pomoże - wyszeptała podając mu fiolkę z czerwonym eliksirem, spojrzał na nią niepewnie - Poskłada panu kości.

    Mężczyzna wypił niepewnie zawartość fiolki. Minerwa w między czasie rzuciła kilka zaklęć, aby naprawić jego ubrania i pozbyć się ran. 

- Skąd pan pochodzi? - spytała.

- Menchester - wychrypiał.

- Bardzo dobrze, weźmie pan teraz trochę tego proszku, wejdzie pan do kominka i rzucając proszek wypowie pan najlepiej nazwę ulicy, na której znajduje się pański dom oraz Manchester, dobrze? - Minerwa patrzyła uważnie na mężczyznę, ale ten jedynie skinął głową. - Dobrze, obliviate - wyszeptała. - Niech pan na siebie uważa.

    Mężczyzna spojrzał na nią nie pewnie, wstał na chwiejnych nogach i pobiegł do kominka.

- Londyn! - wrzasnął i już go nie było.

- Miał być Manchester - westchnęła, kręcąc głową.

- Pani - usłyszała cichy głos za sobą.

- Pani Malfoy, dostałam dziś rano list od pani. Przyznam, że na pani miejscu to dość  niebezpieczne posunięcie, nie jestem pewna, czy nawet w pełni odpowiedzialne - Minerwa uniosła brwi, patrząc na Narcyzę.

- Ja... Pani, ja nie wiem, co mam robić... Draco, to jeszcze dziecko, on nie wie, co robi - Narcyza była na skraju łez.

- On doskonale wie co robi - odparła Minerwa, siadając na stole. - Mam jednak jedno pytanie, Narcyzo. Mam wesprzeć go czy Lucjusza?

    Narcyza spojrzała z niedowierzaniem na Minerwę:

- Draco to mój jedyny syn, moje jedyne dziecko. Zrobię wszystko, aby był bezpieczny. Proszę, zrób coś, cokolwiek, aby Czarny Pan...

- Draco będzie bezpieczny, ale musisz mi pomóc...


* wiem cudowne imię dla skrzata, szczególnie w domu Voldemorta xd

dzisiaj taki bardzo dialogowy rozdział 

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz