24

714 46 8
                                    

    Hermiona była zmęczona. Miała dość. Wszystko ją bolało, po ostatnim zebraniu wciąż miała rany, które nie chciały jej się zagoić, kilka razy nawet ponownie jej się otworzyły. Dumbledore dał jej kilka silnych eliksirów, aby zrosły się jej kości. Chciała mu powiedzieć o pozostałych obrażeniach, ale nie mogła. Gdyby powiedziała mu o wszystkim odsunął by ją od tego zadania. Stracili by szpiega, a na to nie mogli sobie pozwolić. Co prawda został im jeszcze Draco, ale dopóki nie odważy się przyjść do Dumbledore będzie bezużyteczny. Westchnęła ostatni raz sprawdzając, czy aby na pewno spod jej bluzki nie widać bandaży, którymi szczelnie opatrzyła rany. Z twarzy większość siniaków jej już zeszła, zostały jej niemal jedynie cienie pod powiekami, będące skutkiem wielu nieprzespanych nocy i wyczerpujących dni. Rozpuściła włosy, aby dać im odpocząć. Wstała ostrożnie, tak aby nie podrażnić ran. Skrzywiła się czując okropny ból tuż pod jednym z żeber, niezdążyło się jeszcze zrosnąć i niemal ciągle jakieś jego odłamki wibjały jej się w mięśnie. Mogła jedynie dziękować Merlinowi, że nie uszkodziła sobie płuc...
  Zeszła na dół. Chciała pomóc pani Weasley razem z resztą przy przygotowaniach do ślubu. Został tylko tydzień. Dalej nie przepadała za Flegmą, jak to nazywała ją Ginny, ale bardzo im pomogła. Nie tylko tutaj w Norze, wspierając we wszystkim panią Wesasley, ale również na wojnie, sprzymierzeńców z Francji przybierało, a ona sama była chętna do wielu akcji. Westchnęła. Chciała by móc jeden dzień, choć jeden dzień, nie myśleć o Voldemorcie, o tym co czeka ją w Riddle Manor, o swoim zadaniu... o tym wszystkim. Jednak nie żałowała swojej decyzji. Robiła to dla kogoś kogo kocha, bez znaczenia jakie uczucia do niej żywi on.
- Dzień dobry Pani Weasly! - przywitała się z pulchną kobietą, która jak zwykle krzątała się po kuchni, nucąc wesołą melodie.
- Dzień dobry kochanieńka. Proszę, zostało jeszcze jajecznicy dla ciebie - powiedziała z uśmiechem podając je talerz z jedzeniem. - Na bekonie - dodała.
   Hermiona podziękowała i zaczęła jeść. Była głodna, bardzo głodna. Przez ostatnie dwa dni nic jadł, no nie licząc tej jednej kanapki, którą zdążyła dosłownie połknąć u Minerwy.
- Musisz zacząć się oszczędzać, Hermiono - pani Weasley przybrała poważny ton. - Nie można żyć tak jak ty to robisz. Nic nie jesz, prawie nie śpisz. Znikasz w oczach kochanie.
- Wiem panie Weasley, że nie powinnam tak robić, ale to nie potrwa już długo - odpowiedziała starając się uśmiechnąć ~ oby~ dodała w myślach.
- Porozmawiam z Severusem, nie powinien Cię tak obciążać...
- Nie! - krzyknęła od razu dodając.- Nie trzeba, z resztą to nie jest wina profesora Snape'a - wymamrotała.
- Oczywiście, że jest to przecież z nim masz te chore ćwiczenia - pani Weasly oburzyła się.
  Hemriona jedynie pokręciła głową nie chcąc jeszcze bardziej pogarszać sytuacji.
- Mogę w czymś pomóc pani Weasley? Jeśli chodzi o ślub? - spytała odkładając naczynia do zlewu.
- Możesz pomóc Harry'emu i Ginny rozstawiać krzesełka w namiocie.
  Hermiona skinęła tylko głową i wyszła go ogrodu. Pomachała do Rona i bliźniaków, którzy łapali gnomy i ruszyła w stronę wielkiego namiotu. Minęła po drodze Billego, Pana Weasleya i Charlie'ego, którzy budowali ołtarz. Uśmiechnęła się, widząc tak szczęśliwego Billego i Charlie'ego całego o zdrowego. Podczas wojen powinno być więcej takich sytuacjaci, to pozwala zapomnieć na chwilę o problemach i być choć na chwilę szczęśliwym... Nie, nie powinno w ogóle być wojen... Pomyślała.
- Hermiona! -Zawołał Harry.
- Cześć! - podeszła do niego i przytuliła się, tak dawno nie widziała się z przyjacielem, dłużej niż pare chwil, gdy znowu znikała w kominku. Pomachał do Ginny, która stała po drugiej stronie namiotu i ozdabiała krzesła.
- W czym mogę wam pomóc? - spytała.
- Cóż... możesz rozstawiać te krzesła, ja będę je tutaj znosił, a Ginny ozdabiała - powiedział. - Kingsley rzucił na nie jakieś zaklęcia, przez co nie można użyć do tego magii, żeby tamte nie osłabły.
Hermiona skinęła głową na potwierdzenie, że rozumie i wzięła się od do pracy. Mimo wszystko praca ta była dla niej odpiczynkiem... odpoczynkiem od tego, co czekało ją jutro.
Po kilku godzinach roztawiania, przestawiania, sprawdzania, czy wszystko na pewno równo stoi i ozdabiania krzeseł, wrócili do kuchni na lunch, który przygotowała dla nich pani Weasley z Fleur. Brakowało jej tego. Brakowało jej tej cudownej atmosfery w Norze, śmiechu, wygłupów, dziwnych rozmów, poczucia miłości i przyjaźni. Riddle Manor było inaczej, tamto miejsce przesiąkało rządzą mordu, krzykami torturowanych, nienawiścią, czystym złem we własnej osobie....
   Nagle przyjemny gwar rozmów przerwał głośny huk. Ktoś się teleportował... Przedarł się przez bariery. Wszyscy spojrzeli na siebie, nikt nie wiedział, co się dzieje ani kto to może być. Szalonooki wziął różdżkę i wyszedł na zewnątrz. Po chwili usłyszeli jak krzyczy:

- Jeden z sekretów jakie ci powierzyłem?!

- Na prawdę chcesz, żebym teraz zaczęła wyciągać wszystkie twoje brudny? - ktoś spytał, ale Hermiona nie mogła rozpoznać głosu, był dziwnie szorstki i zachrypnięty, zupełnie jakby ktoś mówił przez zaciśnięte gardło.

- Odpowiedz- warknął Moody.

- Wiosna 1978, ty i Rolanda byliście w...

- Starczy - mruknął niezadowolony. - Skąd o tym wiesz?

- Ro nie umie się powstrzymać. Carlos i Lorena, Bellatrix zamordowała ich trzy lata później, podczas wigilii, kiedy musieli na chwilę zostać z nianią, była mugolką...

- Minerwa starczy - powiedział Alastor dziwnym głosem. - Co ci się stało?

- Uroki bycia mężatką - prychnęła. - Jest Dumbledore?

- W Ministerstwie, pani profesor - powiedział Harry, pomagając kuśtykającej kobiecie przejść przez wysoki próg.

- Coś się stało, Minerwo? - spytała Hermiona patrząc na nią przerażona, jeszcze nie widziała swojej nauczycielki w takim stanie, wyglądała jakby przebiegło przez nią stado centaurów, a później miała by bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Umbridge i dementorami.

- Nic, oprócz tego, że mamy wojnę, którą przegramy jeśli teraz czegoś nie wymyślimy, moja córka jest tak nieodpowiedzialna, że chyba pozwę św. Munga o podmienienie mi dziecka, spełnia się przepowiednia o tym, że dzielą nas już tylko miesiące od zapanowania mroku, a Voldemortowi zachciało się bawić w wesela - burknęła.

- Jaka przepowiednia? - dopytywała Hermiona.

-  Z tym, co się zdaje i z tym, czego już nie ma, pokój rozpada się w szeptanie o jego dzieciach i czarnej damie - westchnęła.

- Macie tylko jedno dziecko - zaprotestował Lupin.

- Dwójkę, mieliśmy, starsze nie żyje, ale niestety liczą się też wnuki, a ta idiotka właśnie oświadczyła, że jestem babcią panny Granger - Minerwa zamarła zdając sobie sprawę, że powiedziała o jedno słowo za dużo.

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz