28

566 30 8
                                    

 
- Minerwa, musimy zacząć działać - powiedziała znudzonym głosem postać w kącie pokoju.
- Co mam niby zrobić? Vera nie odstępuje go na krok! - powiedziała siadając na ogromny fotel na przeciw kominka.
- Więc sprowokuj, aby on od niej odstąpił, masz już w tym doświadczenie.
- Tom - zaczęła, ale przerwał jej machnięciem ręki.
- Musimy wygrać tą wojnę, jesteśmy narazie na dobrej pozycji, ale jak długo? - podszedł do żony i spojrzał jej prosto w oczy. - Czas pokazać na co stać Czarną Panią. Przypomnij sobie z jakiego rodu pochodzisz, czyja krew płynie w twoich żyłach i jaką magią dysponujesz. Minerwo, twoja moc przerasta moją i Dumbledore'a razem wziętych.
- Tom nie używałam pełni swojej magii odkąd poszłam do Hogwartu... - zaprotestowała.
- Nie kłam, uczyłaś się ją opanować, uczyłaś się jej wykorzystać, omal mnie nią nie zabiłaś.
- Tom, jeśli użyję pełnię swojej mocy...
- Będziesz mogła ożywić swojego syna - powiedział odchodząc do kominka.
- To niebezpieczne, Tom, ja...
- Stworzysz ten cholerny horkruks, Minerwo i to jest ostatnie, co mam do powiedzenia - mruknął wpatrując się w ogień. - Idź spać, jutro poszukamy kogoś odpowiedniego dla ciebie i Hermiony.

- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, Tom - powiedziała zdejmując satynowy szlafrok.

- Chcesz umrzeć po raz drugi? - odwrócił się w stronę żony. - Chcesz, aby nasza wnuczka zmarła/

    Minerwa zacisnęła jedynie wargi w odpowiedzi.

- Właśnie - westchnął. - Wezmę prysznic i zaraz do ciebie wracał - pocałował ją w czoło i odszedł pozostawiając ją samą z kłębiącymi się myślami.

Następnego dnia rano w Hogwarcie:

   Hermiona przeglądała pośpiesznie wszystkie swoje notatki z sześciu lat edukacji z eliksirów. Nie chciała, żeby ją czymś zaskoczył, ale bardziej bała się, że da po sobie poznać jak bardzo jest zestresowana. Chciała z nim porozmawiać, wszystko wyjaśnić i wyznać całą prawdę, ale nie zrobi tego jeśli wielka kula będzie stała jej w gardle!

- Hermiona Smith?

     Hermiona podniosła wzrok znad stosu pergaminu. Stała przed nią, niska, drobna szatynka z kolorami Ravenclaw na mundurku, nie wyglądała na starszą niż drugi rok.

- Tak, coś się stało? - spytała niepewnie spoglądając na dziewczynę.

- Profesor Riddle każe ci natychmiast wstawić się w jej gabinecie - odpowiedziała przechylając głowę, tak jakby się nad czymś zastanawiała.

-  Przekaż pani profesor, że przyjdę do niej jak tylko skończą mi się zajęcia z eliksirów - mruknęła Hermiona i ponownie wróciła do notatek.

- Ale pani profesor... - Krukonka zaczęła protestować, ale przerwał jej profesor Snape, który właśnie wyłonił się z sali.

- Panno Smith, dostałem właśnie patronusa od profesor Riddle, jest pani zwolniona z moich zajęć  - powiedział monotonnym tonem nawet na nią nie patrząc.

- Nie uważam, żeby była to sprawa niecierpiąca zwłoki, profesorze - odparła Hermiona, chciała go wyminąć i wejść do sali, ale zastąpił jej drogę.

- Mimo wszystko nalegałbym, abyś czym prędzej wstawiła się w jej gabinecie - warknął po raz pierwszy od tak dawna patrząc jej prosto w oczy. Hermiona spojrzała na niego a jej wcześniejsza pewność siebie nagle prysła, gdy zobaczyła gniew jaki szalał w jego oczach.

- Oczywiście profesorze - warknęła i obróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem w kierunku schodów, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia Harry'ego i Rona. 

    Szła najszybciej jak potrafiła. Była wściekła. Chciała porozmawiać z Severusem, ale oczywiście jej kochana babcia znalazła coś co było ważniejsze! Miała przynajmniej nadzieję, że to będzie coś naprawdę ważnego. Zatrzymała się pod drzwiami gabinetu. Wzięła trzy głębokie wdechy i pchnęła drzwi.

- Chciała mnie pani widzieć, profesor Riddle? - spytała zamykając drzwi za sobą. 

   Odwróciła się w stronę biurka, gdzie jak się domyślała siedziała teraz jej babcia. Sapnęła głośno, gdy zamiast babci zobaczyła siedzącego za biurkiem dziadka.

- Gdzie babcia? - spytała niepewnie, nie wiedząc czego się spodziewać. W jej głowie była tylko jedna myśl, Czy Dumbledore wiedział, że Voldemort tu jest?

- Minerwa poszła na lekcje - powiedział znudzonym tonem. - Wcześniej dając mi całą listę rzeczy, których nie mogę robić, trzykrotnie marudząc coś o tym, że mamy nie opuszczać jej gabinetu.

    Hermiona zmarszczyła brwi. Skoro Voldemort sam pofatygował się, aby tu przyjść, musiało to być coś poważnego.

- Coś się stało? - spytała niepewnie.

- Usiądź najpierw, Hermiono zaraz wszystkiego się dowiesz. Muszę znaleźć tylko myślodsiewnie Minerwy - posłał jej szeroki uśmiech i zniknął gdzieś za drzwiami prowadzącymi do prywatnych komnat jej babci. 

  Hermiona zacisnęła mocno ręce na krześle, zastanawiając się, co takiego chciał pokazać jej Voldemort. Gdy nagle zdała sobie sprawę ze zmiany wyglądu Czarnego Pana. Miał włosy, krótkie, brązowe loki zaczęły rosnąc na jego wcześniej łysej głowie. Starała się także odtworzyć jego rysy twarzy. Była niemal pewna, że w miejsce wężowych szparek zaczął "rosnąć" normalny, ludzki nos, a zwykle czerwone oczy powoli przyjmowały pierwotną, czekoladową barwę. Ale.. dlaczego? Przecież sam Dumbledore powiedział, że po podzieleniu swojej duszy na tak wiele części i wykorzystaniu horkrusa, niemożliwym jest aby wrócił do swojego naturalnego wyglądu. Wyjątek stanowiłoby, jedynie gdyby ktoś szczerze go pokochał i mu to okazał. Hermiona ściągnęła brwi, przecież to niemożliwe... Nie babcia by tego nie zrobiła.

   Jej przemyślenia przerwał powrót Voldemorta do gabinetu, lewitującego płaskie naczynie. Hermiona spojrzała podejrzliwie na jego zawartość. Błękitne wstęgi wspomnień kłębiły się w środku. 

- Śmiało moja droga, powinnaś już dawno poznać całą prawdę - uśmiechnął się do niej zachęcająco. Hermionę przeszedł dziwny dreszcz, Voldemort posiadający nos, włosy, uśmiechający się. Coś tu było nie tak, bardzo nie tak. - Poznasz twórczynię Mrocznego Znaku oraz wielu pięknych klątw. Poznasz historię swojego rodu, Hermiono. Czas najwyższy, abyś zobaczyła od czego to się zaczęło i dlaczego powinniśmy wyeliminować Dumbledore'a. Śmiało, moja droga, jeśli stwierdzisz, że nie możesz na coś patrzeć postaram się to ominąć.

   Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś knuł. Coś, co nie może skończyć się dobrze, ani dla niej ani dla kogokolwiek innego. Westchnęła i z głuchą nadzieją, że mimo wszystko nie wydarzy się nic złego zanurzyła się w wspomnieniach, należących do swoich dziadków. Jednak to, co tam zobaczyła przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. 

Klątwa skutkiem miłości||KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz