Jedno zdarzenie potrafi zapoczątkować serię katastrof. Wewnątrz niej znalazła się mała, zniszczona istotka. Demon o białych włosach, ostatni z rodu Kayru. Czy uda mu się pokonać przeszłość i uporządkować świat? Co się stanie, kiedy na jego drodze st...
Te uczucie kiedy yaoistka słucha gadania homofobów na religii na lekcji o homoseksualizmie. Tak szlak mnie trafiał....
----------
Usiadł na niezbyt wygodnym fotelu. Rzucał nerwowe spojrzenia po wnętrzu ubogiego salonu. To co widział było całkowitym przeciwieństwem bogactwa, przepychu i szyku, które codziennie widywał w pałacu. Wiedźma wyłoniła się z kuchni niosąc w dłoniach porcelanowe, białe filiżanki. Zapach mięty dotarł do nozdrzy niebieskowłosego elfa. Z wdzięcznością odebrał od starszej naczynie i upił łyk napoju. Z trudem powstrzymał westchnienie niosące mu się na usta, napar, który przygotowała Rozalia był wyśmienity, najlepszy jaki w życiu kosztował.
-A więc Cal. - zaczęła mierząc zaciekawionym spojrzeniem osiemnastolatka. - Co sprowadza cię w te strony? Nie często spotyka się w Weron elfy z rodu Iskry. - chłopak otworzył szeroko oczy na słowa czarnoskórej.
-Skąd wiesz? - zapytał. Przekręciła lekko głowę i zachichotała, widząc jego zdziwienie.
-Jestem wróżbitką, Cal. Mnie nie jest łatwo oszukać. - upiła odrobinę naparu. Jej gesty były przepełnione wdziękiem i pewnością siebie. Rozmowa z młodym elfem przypominała jej lata młodość, kiedy to z siostrami podróżowały po bezdrożach. Kusiły nieczystych i pomagały biednym. Były oświeceniem dla wędrowców, którzy zgubili drogę na zdradliwiej pustyni i koszmarem chciwych handlarzy i łowców głów. - Zacznijmy od tego kim jesteś? - pośpieszyła go ruchem nadgarstka ozdobionego bransoletkami z białych, okrągłych kamieni.
-Nazywam się Cal Lightwarrior, mam osiemnaście lat. Pochodzę z elfickiego rodu Iskry, jak zdążyłaś poznać. - przedstawił jej oczywiste fakty. Przyjrzał jej się uważnie. Prowadził niebezpieczną grę, gdyż Wróżbitki zwane Wysłańcami Pustyń, były niezwykle mądre i przebiegłe. Wielkim zaskoczeniem dla niego było spotkanie jej w pomniejszym mieście.
-Jesteś mieszańcem. - stwierdziła, obrzucając spojrzeniem lekko szpiczaste uszy przybysza. - Elfy z natury mają srebrne włosy, oznaczające ich czystość oraz wielką chęć pomocy i ochrony natury. - powiedziała nie ukrywając swojego skonsternowania.
-To tylko moja sprawa. - warknął w jej stronę. Ta uśmiechnęła się przebiegle i pokazała swoje zęby, które zdawały się błyszczeć metalem.
-Dobrze więc wyznaj cel swojej wizyty. - uniosła wysoko brew. - Czy może powód, dla którego odwiedzasz tak nic nieznaczącą mieścinę jak tak?
-Dostałem zadanie, aby sprawdzić czy ukrywa się to ktoś poszukiwany, potrzebujący naszej ochrony. - spróbował zagrać w jej grę. Niestety nie udało mu się.
-Nie oszukujmy się dziecko. Dobrze wiem, że szukasz Kitsune, chcesz go złapać i przynieś do kwatery jak pies myśliwski aportuje swemu panu zwierzynę. Bezmyślnie, ślepo ufając i oczekując nagrody. - odstawił z brzdękiem filiżankę na stolik przed stojący przed fotelem. Złączyła elegancko dłonie na kolanach. - Jednak ty jesteś inny.
-Nie służę ślepo. - przyznał. - Chcę się przekonać czy on jest niebezpieczny. Wiem, że to ten Kitsune, który dokonał masakry na Wojownikach Wschodu, jestem świadom również tego, że wtedy poniosła go jego bestia. Nikt by nie przetrwał takich tortur jakie doznawali tamtejsi więźniowie. Chcę mu pomóc, jest w niebezpieczeństwie. Wampiry już o nim wiedzą. - odłożył puste naczynie na stolik i patrzał na wiedźmę z błaganiem.
-Ciesz się, że rozwiązanie przyszło do ciebie.
* * *
Białowłosy przebiegł przez małe podwórko i wpadł do domu, na jego ustach gościł nieczęsto spotykany uśmiech. W porównaniu do wczorajszego dnia, ten był wyjątkowo udany. Zrzucił z nóg trampki i skocznym krokiem wszedł do salonu, wcześniej przechodząc przez kuchnię. Nagle stanął jak wryty. W salonie na zniszczonych meblach oprócz Rozalii siedział nieznany mu młody mężczyzna. Przybysz miał jasną skórę o perłowym błysku i odrobinę różu na policzkach. Błękitne, proste włosy upięte w koka, a puszysta, długa grzywka opadała na prawą stronę. Granatowe, piękne, lekko zwężone, azjatyckie oczy okryte grubą kurtyną czarnych jak smoła rzęs. Ostre kości policzkowe, prosty nos i czyste, arystokratyczne rysy nadawały mu nutki tajemniczości i grozy. Nieufny wzrok Iry przeszedł na bok głowy mężczyzny, a dokładniej na jego uszy. Wydłużone, lekko szpiczaste, bez wątpienia elfie, jednakże różniące się od innych. Cienkie, jednocześnie pełne usta wygięły się w zaskoczonym uśmiechu.
-Ira. - odezwała się Rozalia. - To jest Cal Lightwarrior, będzie naszym gościem przez kilka dni.
-Elf. - przerwał jej. Jego ciało naprężyło się, gotowe do uniku bądź ataku. Białowłosy nie ufał żadnemu z magicznych stworzeń -z wyjątkiem jego opiekunki-, a szczególnie elfom. Wręcz ich nienawidził, miał do nich ogromny żal, wiedział, że mogli coś zrobić aby uratować jego rodzinę, jednak nic nie zrobili, patrzyli jak Kayru giną jeden po drugim.
-Ciebie też miło poznać. - odezwał się, a jego głos zabrzmiał bardzo męsko w uszach Iry. Bestia wewnątrz niego zaczęła się wyrywać i szarpać mimo mocnych więzów.
-Stul pysk pomiocie Has. - warknął w jego stronę. Głos młodszego nie przypominał już tego samego, teraz był twardy. Warczenie wydobyło się z głębi jego gardła. Niespodziewanie na jego głowie wyrosła para lisich uszu, tak samo jak dziewięć, potężnych ogonów z pleców.
-Kitsune. - szepnął zaskoczony Cal.
-Ira, stój! - krzyknęła Rozalia, kiedy chłopak zaczął się zbliżać do osiemnastolatka. - Powiedziałam coś, Ira! - krzyknęła podnosząc się z fotela. Stanęła Kitsune na drodze. Ira zawarczał po raz ostatni i zatrzymał się. Zapach siarki rozniósł się po pomieszczeniu.
-Co on tu robi? - zapytał nie spuszczając złotego wzroku z opiekunki.
-Ród Iskry wysłał go aby odnalazł ciebie. - powiedziała spokojnie podchodząc do niego. Wyciągnęła ostrożnie dłoń i pogłaskała go po lisim uchu. - Jednak on nie posłuchał się i woli sprawdzić, czy jesteś taki niebezpieczny jak mówią. - po jej słowach demoniczne atrybuty Iry zniknęły, a ten wtulił się w dłoń kobiety. - Nic ci nie zrobi.
-Nie ufam mu. - wyznał i cicho zamruczał, kiedy został podrapany za uchem.
-Prześpij się Ira, pewnie jesteś zmęczony. - kiwnął głową na jej słowa i ruszył w kierunku schodów, szerokim łukiem omijając Cala. - Czy zobaczyłeś wszystko co było ci potrzebne?
-Nie. - odpowiedział niebieskowłosy. Wiedźma z powrotem usiadła, co jakiś czas zerkając na schody. -Dlaczego tak ostro zareagował? - zapytał.
-Jak pewnie wiesz Ira jest Kitsune, który zabił Wojowników Wschodu. Wcześniej był przez nich torturowany ponad cztery miesiące. - westchnęła. - Nie powinnam ci tego mówić, jednak czuję od ciebie szczere intencje.
-Chcę mu jedynie pomóc. - upewnił ją.
- Miał wtedy trzynaście lat, to bardzo zaskakujące, że zdołał ich pokonać. Ira jest naprawdę silny, biorąc pod uwagę to, że był bity magicznym żelazem, lany święconą wodą i rzucany na pastwę świętych zaklęć. - Cala zmroziło, wyobraził sobie jak bardzo musiało to boleć. - Po tym zostało wiele raz fizycznych, jak i psychicznych, najgorsze jednak było to co zdarzyło się wcześniej. Ira pochodzi z rodu Kayru.
-Ale przecież wszyscy zginęli. - oburzył się.
-Prawie wszyscy. Ira jest ostatni z ostatnich, zaginiony syn Lady Marion i Hrabiego Gresa, książę Kitsune. Cudem przeżył najazd łowców oraz tortury wojowników. - wyznała obserwując każdą najmniejszą zmianę na twarzy Cala.
-Ale między tymi wydarzeniami jest odstęp czasu... co się wtedy z nim działo? - w głowie osiemnastolatka układała się mapa. Najazd na posesję Kayru nastąpił, kiedy Ira miał osiem lat, do wojowników trafił w wieku trzynastu. Więc co się działo w jego życiu przez pięć lat?
-Tego również nie wiem, ja go znalazłam ledwo żywego i opiekowałam przez dwa, trudne do przejścia lata.
---------------
1146 słów
Mniej więcej obraz Cala:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.