Rozdział VII

1.6K 187 13
                                    

Wsunął stopy w czarne trampki. Na ramię narzucił torbę i uśmiechnął się słabo do Rozalii stojącej w progu kuchni. Ona przeciwnie do młodszego uśmiechała się szeroko, a jej włosy upięte w wysokiego kucyka śmiesznie podskoczyły, kiedy pokręciła głową.

-Nie rób takiej miny. - zaśmiała się. - Przyjdź od razu do domu po szkole. - pokiwał ochoczo głową i wyszedł z domu. Czarownica przybrała bardziej surowy wyraz twarzy i poszła do salonu z planem obudzenia niebieskowłosego. Nie przemęczając się z delikatnością, szarpnęła jego ramieniem, a pod wpływem nagłego ruchy elf spadł z kanapy. - Wstajemy! - krzyknęła.

-Odpierdol się Katrin. - warknął i zakrył oczy ramieniem.

-O nie. W moim domu nie będzie przekleństw! - Cal na gwałtownie podniósł się.

-Przepraszam! - powiedział zażenowany z rumieńcem na policzkach. - Gdzie Ira? - zapytał, kiedy nie wyczuł energii chłopaka.

-W szkole, a gdzie by indziej? Muszę dbać o jego edukację. - obróciła się przodem do łóżka i zaczęła powoli składać pościel.

-Ale tak bez ochrony? - dopytał i pomógł kobiecie składać koc.

-Nic mu się nie stanie... - zaczęła wpychając koce i poduszki do schowka w kanapie. Następnie szybko popchnęła materac, a ten złożył się do środka.

-Jednak wolałbym tam być. - przyznał. - Czy mógłbym poprosić o adres szkoły, do której chodzi?

-Holls Street 40. Dwu piętrowy budynek o jasnym, zielonym kolorze. Na pewno go rozpoznasz. - Cal złapał swoją torbę i ruszył do łazienki znajdującej się na piętrze. - Lekcje kończy o trzynastej! - krzyknęła za elfem. Czasami bawiły ją ich nawyki, zawsze chcieli mieć wszystko pod kontrolą, nie ważne czy pół-elf czy nie. 

* * *

Napisał kilka ostatnich zdań kończąc pisać rozprawkę na temat "Czy magia istnieje, a może to zwykła bzdura?". Dość ciekawy zbieg okoliczność, że akurat w momencie, kiedy ten świat magiczny najbardziej się pokazuje on ma napisać czy takie coś w ogóle istnieje. Wraz z dzwonkiem wstał z miejsca, zasunął za sobą krzesło i podszedł do biurka nauczyciela. Odstawił kartkę na stertę prac jego klasowych znajomych i pożegnał się kiwnięciem głosy z nauczycielem.

-Ira, proszę zaczekaj!  - zawołał za nim nauczyciel, gdy miał wychodzić. Ze zdziwioną miną zamknął drzwi od klasy i podszedł do anglisty. Stanął przed biurkiem z jasnego drewna. Pan Larson zmierzył białowłosego czułym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu i zmierzwił swoje rdzawe włosy dłonią ze złotą obrączką na serdecznym palcu. - Od kilku lekcji przy wejściu na teren szkoły kręci się niebieskowłosy chłopak, znasz go? - spuszczona głowa młodszego podniosła się szybko do góry. Pokiwał twierdząco głową, pewny tego, że to był Cal. - Tak myślałem... - szepnął cicho przyglądając się z zaniepokojeniem młodszemu. - Kto to jest? - zapytał. Ira podszedł do tablicy i białą kredą, ładnym pismem napisał

"Przyjaciel"

-Przyjaciel? - zdziwił się. - Dobrze, możesz już iść. - powiedział ze spokojem. Ira wyszedł z sali i szybkim krokiem skierował się ku wyjściu z gimnazjum. Kiedy stał pośrodku dziedzińca wyłożonego szarą kostką brukową, rozejrzał się dookoła szukając niebieskiej czupryny. Dojrzał ją przy bramie głównej. Metalowe pręty wygięte w zawijasy, tworzyły piękny łuk nad jego głową. Cal różnił się od innych, był wyższy, bardziej elokwentny i tajemniczy od nastolatków. Wolnym krokiem ruszył w jego stronę, zatrzymał się krok przed nim.

-Nareszcie jesteś, Ira. - powiedział i uśmiechnął się do niego. Ira obrzucił go jedynie posępnym spojrzeniem, ominął i skierował się do domu. -Hej, poczekaj! - krzyknął. Podbiegł do niego i zrównał krok. - Jak było w szkolę? - zapytał zerkając w puste, złote oczy. Mimo jego starań, nastolatek nie odezwał się, całkowicie ignorując starszego. Przez głowę Cala przemknęły niezliczone domysły na tema białowłosego. Gdy patrzał na niego miał wrażenie widzieć kilku wieczną istotę, która na barkach nosi wszystkie okropieństwa tego świata. Nie potrafił znaleźć w tym bezdennym złocie choćby kapki szczęścia, błysku, oznajmiającego, że jest szczęśliwy. Zastanawiał się ile on musiał znosić cierpienia?

-Cal...? - szepnął cicho. Niebieskowłosemu zdawało się, że uszy płatają mu figle. Obrócił głowę w jego stronę.

-Mówiłeś coś, Ira? - zapytał. Dostrzegł w złotych oczach nastolatka strach, jakby obawiał się odezwać niepytany. Przytaknął delikatnie obawiając się reakcji starszego. Może i miał piętnaście lat, jednak wycierpiał stanowczo za dużo, jak na swój wiek. - Możesz powtórzyć? - zapytał najłagodniej jak potrafił. Traktował młodego Kitsune jak płochliwe, ranne zwierzę, bojące się najmniejszego dotyku, najsłabszego ruchu i najcichszego dźwięku.

-B-bo ja chciałem się dowiedzieć, d-dlaczego stał-łeś pod szkołą? - zapytał, a Cal ledwo wyłapywał słowa wypowiedziane łagodnym, melodyjnym głosem.

-Chciałem się upewnić, że jesteś bezpieczny. - przystanął i stanął przodem do nastolatka. Nachylił się, gdyż młodszy był od niego o dwie głowy niższy. Ich twarze znajdowały się naprzeciwko siebie, kiedy Cal dostrzegł ślady makijażu na twarzy chłopca. - Co to jest? - zapytał odrobinę ostrzej niż poprzednio. Jednak ta odrobina ostrości w jego głosie wystarczyła aby wystraszyć białowłosego. Odsunął się szybko od starszego, ściskając pasek torby. To nie było nic wielkiego, żadna inna istota nie przejęłaby się tym bardzo, jednak teraz dziedzic rodu Kayru stał z rosnącym przerażeniem w oczach. Złoto w nich było zamazane, jakby umysł nastolatka cofnął się do starych dziejów, kiedy spotykały go same przykrość. - Przepraszam Ira! - powiedział szybko i głośno, za szybko i zbyt głośno. Sprawiło to, że młodszy cofnął się jeszcze o kilka kroków. Niebieskowłosy w nieprzemyślanym akcie desperacji chwycił drobne ramię młodszego i szarpnął w swoją stronę, gdy ten spróbował uciec.

-Puść... - szepnął wyrywają się. Silne ramiona elfa trzymały go w ciasnym uścisku. Jedną z dłoni przekierował na jego włosy i pogłaskał je uspokajająco. Czuł jak młodszy drga, napina mięśnie.

-Nic ci nie zrobię. - szepnął pochylając się nad jego uchem. - Jesteś ze mną bezpieczny. Już, cii... - szeptał cicho. Niepodziewanie poczuł malutkie dłonie na swojej tali, które nieśmiałymi ruchami obejmowały go. - Rozumiesz? Jesteś bezpieczny, nie pozwolę by stała ci się krzywda. - złożył delikatny pocałunek na czole młodszego. Obaj nie byli świadomi tego, że przypatrują się im rubinowe ślepia.   

---------------

997 słów

Jutro strajk nauczycieli....

..... jak ja się cieszę! Trzy dni wolnego!

Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz