Rozdział XXXII

883 116 14
                                    

Wszyscy z przerażeniem malującym się na twarzach spoglądali w stronę umarłej armii. Nie ważne czy stworzenie mroku, światła lub mieszaniec, każdy odczuwał autentyczny strach przed poczwarami, które wychodziły z cienia. Demoniczne wierzchowce postąpiły krok w bok, jakby magiczna bariera strzyg odsunęła je.

-Co to za maszkary? - zapytał Lumon z paniką w oczach. Z północy nadchodziły chmary strasznych potworów. Wyłaniały się z cienia nocy. Latające, skaczące, pełzające i chodzące. Kościste kreatury z ogromnymi, szeroko otwartymi paszczami z masą zębów. Posiadały czarne wyłupiaste oczy, powykręcane palce i szarą skórę. Wychudzone pokraki ociekały krwią, własną, jaki i bestii naokoło. 

-Słuchajcie wszyscy! - rozgrzmiał pewny siebie głos Rozalii. Wiedźma odrzuciła chustę, odsłaniając swoją postarzałą twarz. - To jest nasz wspólny wróg! - krzyknęła wskazując na stado strzyg, zbliżających się do nich, jednak nikt jej nie słuchał. Niespodziewanie, tak jak nastąpiło pojawienie się strzyg, pojawiła się wężyca. Kilkumetrowe cielsko pokryte czarnymi łuskami sunęło z niewiarygodną prędkością, zwinnie omijając żywe trupy i sycząc co rusz na nie. Strzygi słuchały się jej i zgodnie poruszały w szyku. Stworzenia zatrzymały się kilka metrów od pierwszych rzek utworzonych przez nimfy i wampiry, z których syreny już dawno uciekły.

-Witajcie! - usłyszeli. Dosłownie znikąd pojawiła się sylwetka mężczyzny. Umięśnione, szczupłe ciało okrywało szare kimono z wyhaftowanymi czarnymi wzorami. Długie, rozpuszczone włosy opadały atramentowymi falami na jego ramiona oraz plecy. Przystojna twarz ozdobiona mrożącym krew w żyłach uśmieszkiem i szarymi oczami o zwężonych źrenicach. - Większość z was nawet nie wie o moim istnieniu - zaczął. - i niech tak zostanie. Nie jesteście moimi wrogami, a tym bardziej czymś wartym uwagi. - prychnął z pogardą.

-Ktoś ty? - zapytała cicho Katrin, próbując wyjść na tą najodważniejszą.

-Nie zaprzątaj tym sobie tej pięknej główki. - odparł. Postąpił jeszcze kilka kroków w przód, niosąc dym pomieszany z mgłą. - Wystarczy wam wiedzieć, że jestem Władcą Mroku. - zebrane istoty wstrzymały oddech na niewiarygodnie brzmiące słowa, które padły z ust czarnowłosego nieznajomego. - I oto zjawił się mój długo wyczekiwany przeciwnik.

* * *

Ira szedł spojonym krokiem, nie ukazując żadnych emocji na bladej twarzy. Ubrany podobnie do Azumy, jednakże jego kimono było białe ze złocistymi wzorami. Przy jego boku podążał Pożeracz Dusz. Ogromny drapieżnik stąpał cicho po trawie, nie wydając żadnego dźwięku. Z każdym ich krokiem polana nabierała jasnoniebieskiej poświaty, tak jak i same młodzieńcze oczy. Złoto lekko przygasło, za to na jego miejscu pojawiły się niebieskie przejaśnienia, które zamieniały się w dym wypływający z kącików oczu nastolatka.

-Nie mów o mnie, jak o największym złu. - powiedział.

-W końcu te miejsce zajęte jest przeze mnie. - jego uśmiech poszerzył się dwukrotnie. - Zajmij się niepotrzepanym plebsem, Umarła Armio. - rozkazał. Strzygi, niczym wierne, wytresowane psy na rozkaz swego właściciela pognały w dół zbocza, wydobywając z gardła ogłuszające krzyki.

-Posłuchajcie mnie! - krzykną Ira. Niebieski ogień w jednej chwili wystrzelił, tworząc niezniszczalną blokadę przed demonami. - To co wypełzło z cienia, jest waszym największym problemem. Rozumiem, jeśli się boicie, czy chcecie uciec. Jednak każda pomoc się liczy, musimy ich pokonać! - echo jego młodego głosu rozniosło się na wszystkie strony oszklonych wzgórz. - Jestem Ira, obecny Władca Światła i tym, który ma pokonać tego demona zasiadającego na mrocznym tronie, sprawującego złe rządy! Ja mam być ostatecznym władcą!

-Dlaczego mamy ci wierzyć? - zapytał Lumon, hardo patrzał w oczy Iry.

-Dlatego, że to co jest za ogniem zwiastuje waszą śmierć. Jeśli przegram, umrzecie wszyscy albo teraz albo później. Jestem waszą ostatnią nadzieją, a ja bez was nie dam rady. Musimy wszyscy współpracować. Nie ważne czy wampir, elf, wilkołak albo demon. Musimy się zjednoczyć. - wygłosił.

-Wszyscy mamy swoje rodziny. - odezwał się po raz pierwszy Wielki Strażnik Lasu. - Teraz nadszedł czas aby je obronić, nie ważne czy chcecie współpracować czy też nie. Najważniejsze jest przeżycie.

-Będę walczyć! - krzyknął Cal, patrząc na Irę. Białowłosy uśmiechnął się do niego delikatnie.

-Ja też! - dołączył Diego.

-My także. - powiedziały jednocześnie siostry Astersyngna. Za nimi rozniosły się inne krzyki bojowe. Na samym końcu przyłączyły się elfy.

- Zginiemy wiedząc, że daliśmy z siebie wszystko albo zwyciężymy, walcząc o naszych! - krzyknął jeden z centaurów.

* * *

Płomienie opadły, a strzygi rzuciły się dziko na wojowników. Wszystko działo się bardzo szybko, wręcz nie do zarejestrowania. Biel mieszała się z ciemnością. Mimo tej tragicznej chwili, nastał cud. Elfy, dumne siebie stworzenia, nie przyjmujące porażki walczyły ramię w ramię z istotami mroku. Osłaniali się nawzajem jak jedna wielka rodzina. Nana obserwowała to z daleka, a zazdrość paliła ją od środka. Nie rozumiała dlaczego to ona musiała się pomylić, przecież Azuma wydawał się idealnym kandydatem. Jej zabójcze spojrzenie spotkało się z tym od Pożeracza. Brat patrzał na nią ze smutkiem. Ta jednak odebrała to jako kpinę i szczerząc trujące kły rzuciła się na bliźniaka, spragniona krwi, rodzinnej krwi.

-Siostro... - szepnął jeszcze cicho. Ogromny kot cudem uciekł przed zabójczym atakiem Nany. Najeżył sierść i syknął na nią ostrzegawczo. - Wiesz, że ta wojna to twoja wina. - długie i ostre pazury wysunęły się w jego łapach. 

-Dlaczego zwalasz winę jedynie na mnie? - zapyta jadowicie. Zaczęli świdrować się zabójczym spojrzeniem. 

-Ponieważ to ty wybrałaś demona na swoje miejsce. Mim tego, że wiedziałaś, że jest to zły wybór. - zarzucił jej. Nana syknęła wściekle. Miała świadomość, że pełniła błąd, jednak nie potrafiła się do tego przyznać. Wolała wytykać innym błędy, niż przyznać się do porażki. Taka już była: dumna, uparta i dążąca po trupach do celu. Tymi uczuciami zawsze kierowała się w życiu i tym także przekonaniem wybrała Azumę. 

-Nie mów im co robiłam tylko walcz. - otworzyła najszarzej jak potrafiła paszczę. Zaczęli walczyć, bez słów. Przestali pamiętać, że są rodziną. Zapomnieli o otaczającej ich bitwie. Zostali tylko oni, jedno z nich musiało zginąć, aby historia się zakończyła. 

* * * 

Szli w swoim kierunku, niczym duchy przenikali przez walczące istoty. Szara i niebieska mgła łączyła się w jedną. Dziewięć ogonów Iry szalało na wietrze, jak flagi wojska gotowego do ataku. 

-Nareszcie nadeszła ta chwila, kochanie. - szepnął cicho czarnowłosy, jednak każde słowo było doskonal słyszalne dla młodego Kitsune.  

-Nasza miłość już nie istnieje. - odrzekł. Jego demoniczne atrybuty spowił niebieski ognień. Na czubkach gonów pojawiły się ogniste kule. Krzyknął rozpoczynając atak. Podskoczył uderzając od razu dziewięcioma pociskami w Azume. Ten śmiejąc się zablokował atak tarczą złożoną z czystego mroku. 

-Moje najpotężniejsze, mroczne zaklęcia kontra twój ogień. - zakpił uderzając. Macki zaczęły pojawiać się za jego plecami. - Śmieszne.

-Nie wiesz, że ogień to światło? - zapytał. Zrobił unik, skacząc i obracając swoim ciałem. Wylądował w przysiadzie, tworząc kopułę z płonących kit. - A światło rozprasza mrok. - dodał krzyżując ogony i macki Azumy ze sobą, niczym dwa miecze.

***

1101słów

Hejka, co tam u Was?

Macie jakieś plany na wakacje?

Jak oceny na koniec roku?

Ogólnie jak spędzicie ten ostatni tydzień szkoły?

Pytam nie dlatego, że jestem samotna... nie, nie, wcale... *sarkazm*


Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz