Rozdział XXXIV

841 118 33
                                    

Niebieska kula uderzyła w sam środek zamieszania. Kiedy tylko dotknęła ziemi wszystko co znajdowało się w dolinie pokryło się niebieski ogniem. Przestrzeń wypełniły ogłuszające krzyki Umarłej Armii.

-Co zrobiłeś? - syknął Azuma. Jego głowa zaczęła pulsować. Nie mógł nadziwić się potędze demona. Prawda, czytał wiele książek opowiadających o potędze demonów zamieszkujących ciała Kitsune, jednakże nie potrafił uwierzyć w to. Dopiero w tej chwili przekonał się, że istniało stworzenie silniejsze od niego. Odpowiedzią na jego pytanie był trzask łamanych kości. Ręce i nogi nastolatka zaczęły wyginać się pod niezwykłymi kontami, korpus wydłużać i nabierać zwierzęcego kształtu. Ludzki zęby zmieniły się w wilcze kły.

-Zakończyłem wojnę. - zawył. Zamiast twarzy nastolatka, mieścił się biały, lisi pysk. Ciało płonęło ogniem, jednocześnie pokrywając się białą, puszystą sierścią. Minęło wiele lat odkąd prawdziwa postać Białego Kruka ukazała się światu. Cały czas skrywany był w ciele Iry, tak samo jak jego moc, ograniczana umysłem złotookiego. Teraz piętnastolatek dał demonowi wolność, a nawet sam sięgnął po jego pomoc i potęgę. - Przywitaj się ze śmiercią, Azumo. - podpowiedział. Tam gdzie wcześniej stał nastolatek, teraz znajdowała się bestia. Białymi ogonami młóciła powietrze. Z jej ogromnego pyska wypływał niebieski dym. Obłok niczym woda, gasiła płomienie i powoli odkrywała to, co stało się pogorzeliskiem. Wszelakiego rodzaju istoty stały w osłupieniu, patrząc szeroko otwartymi oczami na kupki popiołów, które były pozostałością po zabójczych strzygach. Z gardła Mrocznego Pana wydobył się krzyk złości. Był wściekły. Nie rozumiał jak to możliwe, że wystarczyło jedno uderzenie, a cała armia zamieniła się w proch. - Pora na ciebie. - odezwał się lisi demon. Podszedł krok bliżej. Jego potężne łapy kruszyły kryształki w trawie.

-Nigdy mnie nie pokonasz, Biały Kruku. - warknął. Z prędkością światła odskoczył od demona i pognał w dół zbocza. Jego celem stał się pewien niebieskowłosy pół-elf. Widział jak patrzyli na siebie z miłością. Tak jak kiedyś on i Ira. Azuma był gotowy na wszystko aby tylko zemścić się na nastolatku, za to, że go zostawił, przestał kochać, zbuntował się i obdarzył uczuciem kogoś innego. Chciał się odegrać na młodszym i to nie jak kochanek kochankowi, a jak wróg wrogowi.

* * *

Cal wstał z pomocą Rozalii. Powoli odzyskiwał trzeźwe myślenie, a skutecznie pomagał mu w tym okropny ból promieniujący z uda. Elf doskonale zdawał sobie sprawę, że mocno krwawi i prawdopodobnie ma wstrząs mózgu, jednak w tym momencie to interesowało go najmniej.

-Gdzie jest Ira? - zapytał. Oparł swój ciężar ciała na zdrowej nodze i spojrzał w górę, gdzie majaczyły mu dwie postacie, jednak ich nie rozpoznawał, były zbyt zamazane.

-Walczy z Azumą. - odpowiedziała mu wróżbitka. - Połączył swoje siły z Białym Krukiem i zniszczyli w całości Umarłą Armię. - oznajmiła. - Dzięki niemu żyjemy. - dodała z smutnym uśmiechem.

-Ilu umarło? - zapytał nieprzytomnie.

-Wielu... - westchnęła smutno. Rozejrzała się po okolicy dostrzegając ogromną falę zniszczeń. Mówiła prawdę, wiele istnień dziś straciło życie. Jej smutne, czarne oczy oglądały jak ocalali płakali nad ciałami swych kompanów. Zapłacili wielką cenę, jednak to była stawka, którą trzeba stracić, aby świat stał się lepszy.

-Kto nie żyje? Co z Diego i... - zaczął pytać. Zmusił się do świadomego myślenia.

-Jest pokiereszowany ale przeżył, tak samo twoja siostra oraz moje. - po chwili zamknęła oczy i nabrała głębokiego powietrza w płuca. - Niestety Baltazar zmarł i...

-Mój ojciec. - usłyszeli za sobą. Diego podszedł do nich spokojnie z kamienną maską na twarzy, jednak smutek gościł w jego rubinowych oczach.

-Bardzo mi przykro... - zaczął Cal, jednak przerwało mu silne pociągnięcie za ramię. Zdążył tylko usłyszeć krzyk Rozalii i Diega, pełne gniewu i strachu wycie Białego Kruka, które pewnie wykierował Ira oraz dojrzeć czarne włosy.

* * *

Nana padła na ziemie martwa, zabita własną trucizną. Pożeracz nie wiedział jak dokładnie mu się to udało. Cała walka dla niego trwała kilka sekund i zapamiętał z niej jedynie kilka scen. Patrzył ze smutkiem na ciało pokryte czarnymi łuskami. Zginęła przez własną chciwość, zazdrość i gniew. To było tylko kwestią czasu, kiedy w zawrotnym pędzie walki sama ugryzie swój ogon.

-Spoczywaj w krainie wiecznych łowów, siostro. - szepnął pochylając się nad jej głową. Powoli ciało zaczęło zamieniać się w kamień, a ten następnie pękać i rozsypywać się. Były Władca Światła poczekał, aż ostatni ślad po jego siostrze zniknie i ruszył z powrotem na Szklane Wzgórza. Teleportował się i dostrzegł różnego rodzaju istoty plączące nad ciałami zmarłych. Jednak najbardziej w oczy rzuciła mu się biała, lisia sylwetka. Demon biegał zaniepokojony i powarkiwał, szalał z bezradności, gdyż zabrakło jego kochanka. Wielkiemu Strażnikowi Lasu przypomniała się pewna legenda, otóż opowieść głosząca to jak powstały Szklane Wzgórza.

Lata temu istniała pewna wojowniczka, jej serce zostało stworzone z lodu. Wielu dzielnych mężów próbowało zdobyć jej względy, jednak ta nie zwracała na nich uwagi. Całe swoje życie walczyła, przelewając czarę goryczy. Mimo szacunku, który otrzymywała nigdy nie zaznała miłości. Trwało to do pewnego dnia, gdy nadeszła jej ostatnia wojna. Uzbrojona wojowniczka stała na czele wojska, dzierżąc w dłoniach miecze. Walka rozpoczęła się, gdy przeciwna armia wyszła zza horyzontu. Jednym z przeciwników był Ozrys, przedstawiciel najsłabszego rodzaju czarowników. Bitwa rozpoczęła się na dobre. Trwała kilka dni i nocy, żadna ze stron nie ustępowała, a młody medyk biegał bez odpoczynku w tę i wewte, ratując rannych. Swą delikatnością i dobrym sercem oczarował zlodowaciałą wojowniczkę. Niestety pod koniec walki Ozrys zginął, a wojowniczka tracąc kogoś wartego jej serca przeklęła tę ziemię słowami "Każda bitwa rozpoczęta w noc bez księżyca, zakończy się śmiercią ze strony jednego z kochanków, a każdy z wojowników walcząc będzie pamiętał o wybrankach swego serca", pokruszyła na koniec swe najpiękniejsze szklane miecze i rozsypała resztki po dolinie, obdarzając ją nazwą Szklanych Wzgórz.

Pożeracz Dusz przysiadł na końcu polany, obserwując jak Ira na powrót staje się nastolatkiem. Widać było jego strach na twarzy i rosnącą złość. Po chwili przykucnął w miejscy nabierając w dłoń garść ziemi i obracając głowę w stronę kotowatego. Strażnik kiwnął głową, a młody Kitsune zniknął. Pożeracz miał nadzieję, że klątwa nie dosięgnie tych kochanków.   

-------------

986 słów

Ja już chcę wakacje....

Może macie do mnie jakieś pytanka?




Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz