Epilog

1.3K 158 86
                                    

Cal poczuł jak zostaje rzucony na zimną posadzkę. Jego ciało boleśnie zderzyło się z lodowatym kamieniem. Uniósł zbolały wzrok i dostrzegł szczupłą, męską sylwetkę, która stała nad nim.

-Co się dzieje? - zapytał. Odpowiedział mu psychopatyczny śmiech. Azuma złapał go za rozpuszczone włosy, które rozczochrały się podczas walki i podniósł go w górę. Cal syknął czują ból i sam spróbował wstać, jednak jego próby poszły na marne, gdy czarnowłosy kopnął go w kolano.

-Ty ohydny, brudny psie. - syknął mu przy uchu, następnie z całej siły jaką posiadał, a miał jej dużo, rzucił elfem o ścianę zamku. -Zabrałeś mi go! A nikt oprócz mnie, nie ma prawa go dotykać! - wykrzyczał. Mrok panujący w pomieszczeniu, jakby zaczął gęstnieć.

-Ja nie wiem o czym ty mówisz... - wyszeptał czując, jak niewidzialne dłonie zaciskają się na jego szyi.

-Łżesz! - przerwał mu i wzmocnił mentalny uścisk. Podszedł do niego w kilku krokach i kopnął leżącego Cala w brzuch. Niebieskobiały jęknął czując promieniujący ból. Z każdym nowym uderzeniem krztusił się i wypluwał krew na brudny kamień. Każdy skrawek jego ciała drętwiał. Osiemnastolatek czuł, jak ucieka z niego życie i zastanawiał się, czy tak od zawsze miał skończyć. -Ira. Jest. Tylko. I. Wyłącznie. Mój. - jego ciosy z każdym słowem stawały się potężniejsze. Cal powoli zaczynał tracić świadomość, uświadamiając sobie, że zginie. Umrze za Irę. Nawet podobał mu się ta myśl, byłaby to wtedy piękna śmierć. Może na jego nagrobku ktoś napisałby "męczennik miłości"? Chodź to trochę za duże wyolbrzymienie, wolałby skromny napis "umarł walcząc za swą miłość". Myśląc tak, zapomniał o bólu, a to, że nie przyjmuje już ciosów uświadomił mu znajomy zapach siarki. Ostatkiem sił otworzył oczy. Nie mógł uwierzyć w to co widział.

-Przestań! - krzyknął Ira. Stał nad Calem broniąc go przed atakami własnym ciałem. Ręce miał rozłożone na boki, a ogonami tworzył tarczę okalającą elfa.

-Szybko zmieniasz zdanie, kochany. - powiedział do niego Władca Mroku. - Może dla niego też staniesz się takim wiernym chowańcem? - zapytał z kpiną. Ira opuścił ręce, zaciskając pięści. Myślał jak ma pokonać Azumę, było to trudne zadanie, a wiedza, że Cal umiera i potrzebuje pomocy najszybciej jak się da, napędzała go do działania.

-Za to ty powiedz mi, jakie to uczucie, gdy krzywdzi się osobę bliską sercu? - odpowiedział pytaniem. Podszedł ostrożnie kilka kroków bliżej do demona w ludzkim ciele, jego gołe stopy stąpały cicho po starym, zakrwawionym kamieniu.

-Uroczę. - parsknął. - Cieszy cię to, że masz nieograniczoną moc? - podszedł krok bliżej do nastolatka.

-Tak.  - odpowiedział. - Jak się czujesz z moją nienawiścią? - powtórzył ruch starszego.

-Jak król wszechświata. Tęsknisz za mną? - znów podszedł bliżej. Cały czas patrzyli sobie prosto w oczy. 

-Nigdy w życiu. Chcesz jeszcze raz minie uderzyć? - stali bardzo blisko siebie. Ich klatki piersiowe stykały się ze sobą. 

-Znów chcesz poczuć jak cię całuję? - zapytał. Szybko schylił się i przycisnął swoje wargi do tych młodszego. Nie minęła sekunda, a złotooki oddał pocałunek. Ira czuł się jak na początku ich znajomości, przypomniały mu się te beztroski lata, gdy całowali się w cieniu lasu i nawzajem siebie karmili. Z jego oczu popłynęły łzy, kiedy wplótł palce w czarne włosy, bolało go to jak jeszcze nic innego na świecie. Pocałunek był napięty, wkładali w to całe swoje uczucie, tęsknotę, smutek, złość i nienawiść, a serce Cala rozpadało się na kawałki widząc to. Trwało to do czasu, kiedy Azuma odskoczył niczym poparzony od Iry, krztusząc się i zaciskając dłonie na gardle. - Coś mi zrobił? - wysapał padając na ziemie.

-Zabiłem. - odparł unosząc wysoko podbródek. Łzy strumykiem płynęły po jego policzku, kiedy patrzył jak z wnętrza demona dochodzi niebieskie światło. Stał niczym posąg, słysząc krzyki, płacz i skomlenia swojego dawnego kochanka. Azuma palił się od środka żywcem, wił na podłodze i przeklinał cały świat na jego oczach. Nie trwało to więcej niż kilkanaście sekund. Ira padł nad jego palącym się ciałem i ukrył twarz w dłoniach. Pozwolił sobie na chwilę słabości, poczekał aż szczątki demona spalą się doszczętnie i podszedł do Cala. W końcu musiał zadbać o niebieskowłosego. 

* * * 

Siedział pod drzewem wiśni, ukrywając się w cieniu i chłodzie poranka. Smętnym wzrokiem przyglądał się rękawom za dużego, białego swetra, który miał ubrany. Wokół niego park tętnił życiem. Leśne duszki i mniejsze stworzenia zaciekawione nastolatkiem podchodziły bliżej i obdarowywały go małymi podarunkami, kiedy rozpoznawały, że to ich pan. Ira ostatni z rodu Kayru, Biały Kruk oraz Pan Mrok i Światła.

-Jak się czujesz? - usłyszał obok siebie. Obrócił głowę i uśmiechnął się widząc Cala. Elf usiadł obok niego, uważając na nogę owiniętą bandażem i oparł się o korę drzewa.

-Lepiej niż wczoraj, a ty? - odparł się delikatnie o ramię starszego.

-Głowa i noga trochę pobolewają ale nie narzekam. - zaśmiał się, po chwili poważniejąc. - Jeśli chodzi o wczorajszą noc... - zaczął. Złote tęczówki zawiesiły się na nim w zdziwieniu. - Kiedy podpaliłeś od środka Azume... wciąż go kochałeś prawda?

-Szczerze - zawahał się. - To tak, myślałem, że mi to przeszło... Jednak to uczucie, nadal we mnie siedziało.

-Musiało cię to strasznie boleć.

-Nawet nie wiesz jak bardzo. - westchnął głęboko. - Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek się w kimś zakocham, boję się tego. Dodatkowo te obowiązki Władcy Światła i Mroku. Chyba mnie to przerasta. - Cal słuchał uważnie jego słów, dając nastolatkowi szansę na wygadanie się. - Nie pociesza mnie też wiedza, że mój ród... umarł. Nie ma możliwości na przedłużenie jego linii.

-Jesteś ostatnim z Kayru. - Ira słabo przytaknął. - Może jeszcze znajdziesz kogoś dla twojego serca. - ich oczy się spotkały, a ręce nieśmiało złączyły. - Wtedy ten ktoś może urodzić tobie dzieci... Albo ty sam je urodzisz. Podobno Kitsune mają taką możliwość.

-Tak, mamy. - policzki młodszego spłonęły czerwienią, kiedy to mówił.  

-Czyli nie jest tak źle. Zobaczysz, że znajdziesz kogoś odpowiedniego. - pocieszył go z małym uśmiechem na twarzy.

-Wiesz... czasami mam takie chwile, kiedy myślę, że to wszystko się skończyło. Po tej wojnie, walkach, kłótniach i przeżyciach. Czuję, że to już koniec wszystkiego co znałem do tej pory. - wyszeptał. Cal z wahaniem pochylił się nad młodszym i delikatnie musnął jego usta.

-Czasami koniec czegoś, to właśnie jest początek czegoś zupełnie innego. - dodał. Ira patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, następnie podźwignął się i cmoknął go w usta. Cal uznał to za potwierdzenie i pocałował Kitsune jeszcze raz, tym razem bardziej namiętnie.

***

1056 słów

A więc tak kończymy "Ostatni z rodu Kayru"

Dziękuje Wam za każdy komentarz, gwiazdkę i nawet przeczytanie moich wypocin! Nigdy nie dotarłabym do końca tej opowieści, gdyby nie Wy- największa zachęta do działania. Nie mam co się rozpisywać, po prostu....

Bardzo, bardzo Wam dziękuję i KOCHAM WAS WSZYSTKICH !!!!

W szczególności dziękuję mojej, kochanej Becie Silio11oraz CiemnaStronaBlasku

Ps. Nowa opowieść pt. Zerwana więź ukaże się we wakacje około 17-18 lipca, wyczekujecie ;)






Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz