Rozdział XV

1.3K 160 5
                                    

Rozalia późnym popołudniem przekroczyła próg domu i zmarszczyła brwi na nieprzyjemną aurę panującą w nim. Odłożyła swoje materiałowe botki na małą półeczkę i weszła do kuchni zostawiła tam koszyk na blacie i udała się do pustego salonu. Rozejrzał się wokół jednak nikogo nie ujrzała.

-Chłopcy?! - krzyknęła. Odpowiedziało jej uderzenie dobiegające z góry. Szubko przeszła przez długość dywanu i wspięła się po schodach. Kiedy znalazła się na piętrze dostrzegła jak Cal wychodzi z pokoju Iry. - Co tu się dzieje? - zapytała kładąc ręce na biodra.

-Opowiem ci wszystko tylko ciszej, Ira śpi. - szepnął, pokazując kciukiem na drzwi za sobą. Rozalia przytaknęła i z powrotem zeszła do salonu. Tam usiadła na kanapie z ciężkim westchnieniem. - Zaparzyć herbaty? - zapytał widząc zmęczoną kobietę.

-Jakbyś był taki miły. - przytknęła głową. Elf szybko wstawił wodę na herbatę w metalowym czajniku, wyciągnął z szafki dwie szklanki i wysypał do nich kilka ususzonych listków. Dodatkowo do przeźroczystych naczyń dodał po dwie łyżeczki cukru. Po chwili woda zagotowała się, a niebieskowłosy zalał wrzątkiem listki herbaty. Kiedy napój był gotowy wziął w obie dłonie szklanki i wrócił do salonu. Jedną z herbat podał Rozalii i usiadł na fotelu. Podmuchał w gorącą ciecz, następnie biorąc z niej łyka. - Więc co się stało pod moją nieobecność? - zapytała.

-Ira obudził się cały obolały i jak radziłaś nałożyłem mu zimnu okład na oczy. - westchnął, wtulając się w materiał fotela. - Potem miał fazę z zmianami temperatur, a ja jako mieszaniec dostosowuję się temperaturą do osoby obok mnie... Więc zaproponowałem, że mogę się z nim położyć, żeby nie odkrywać i przykrywać go ciągle.

-I przestraszył się? - przerwała mu zaciekawiona. Słuchała elfa z uwagą zastanawiając się nad reakcją najmłodszego.

-Właściwie tak, jednak po moich przekonywaniach zgodził się i wtulił we mnie. - uśmiechnął się na wspomnienie poranka. Rozalia zrobiła ruch nadgarstkiem, sugerując aby Cal kontynuował. - Zasnęliśmy razem. Jak się obudziliśmy, przez moją cholerną ciekawość, dotknąłem jego blizn na plecach, On... on wrócił do tamtych czasów, zaczął mamrotać, że go to boli, błagał abym przestał. Nazwał mnie nawet "panem" w mowie demonów. Wystraszyłem się tym, jednak on potem zmienił się jakby ręką odjąć, zszedł na dół i zjadł płatki! - podniósł nieświadomie głos. Westchnął po chwili. - Wtedy zaczęliśmy rozmawiać, a raczej ja wymusiłem na nim odpowiedź.

-Nie widzę tego. - przerwała mu. - Dlaczego całe te zdarzenie jest zamazane?

-Towarzyszyły temu silne emocje... i demon Iry. - dodał niepewnie. Rozalia spojrzała na niego zdziwiona i jednocześnie przerażona. - Powiedział do mnie w pewnym momencie "On mówi, że nie mogę nikomu ufać. Jeśli to zrobię, stanie się to co wtedy". Zapytałem się go kto mu nie pozwala i co się wtedy wydarzyło.

-Nie słyszałam nigdy o tym. Dowiedziałeś się o co chodziło? - dociekała zdziwiona wiedźma. Mimo, że poznała Ire, jeszcze nigdy tego nie usłyszał. "Może to będzie odpowiedz, co dzieło się z nim przez te pięć lat?" -pomyślała.

-Powiedział jedynie, że to jego bestia. Zgaduje, że przez co przeszedł Ira, Biały Kruk zrobił się agresywny i nieufny. - powiedział, a Rozalia przyznała mu rację. - Pewnie jak się domyślasz powiedział mi co wtedy się stało. - czarnoskóra ponownie kiwnęła głową. - Wyznał, że przez pięć lat był niewolnikiem u pewnego demona, który przybrał ludzkie ciało.

-Pewnie stąd zna Mowę Śmierci. Mówił coś jeszcze? - z uwagą skanowała twarz Cala.

-Jedynie to, że to właśnie on zabrał go z pogorzelski zostawionych przez łowców i trzymał przez pięć lat zanim udało mu się uciec. - wyznał na jednym wdechu.

-Coś jeszcze? - pochyliła się i odstawiła pół pełny kubek na stolik.

-Dodał jedynie, że nienawidzi za to mojej rasy, za to, że pozwoliliśmy na zabójstwo jego rodziców i jego zniewolenie. - wstał i nerwowa przeszedł wzdłuż salonu. - Potem zemdlał i zaniosłem go na górę.

-Teraz to wszystko się zmieni wiesz? - zaśmiał się smutno do niego, a jej oczy zasnuły się mgłą. - Wszystko wygląda inaczej...

* * *

Białe auto zatrzymało się przed starym domkiem. Elfka obrzuciła zniszczoną werandę i dach kpiącym wzrokiem. Stanęła na popękanym chodniku nogami odzianymi w kozaki z białej, smoczej skóry.

-Czyli to tu ukrywa się ten nasz postrach? - zapytała. Obróciła głowę w stronę Lumona. Mężczyzna prychnął z irytacją i wywrócił oczami.

-Odpowiednia nora dla stworzenia, które chce się ukryć. - powiedział, zaczesując sprawnie włosy w tył. Mięśnie jego ramion naprężały się przy każdym ruchu. - Ruszcie się! - warknął w stronę pozostałej dwójki elfów. Strażnik oraz elfka zwrócili do nich głowy i szybko podeszli. Mężczyzna ubrany w srebrną zbroje, ozdobiona pięknymi kamieniami skinął pozostałym, a elfka odziana w zwiewną zielona szatę zachichotała cicho.

-Spokojnie Lumonie i Katrin. - odezwała się melodyjnym głosem uzdrowicielka. - Takim podejściem tylko go wystraszycie.

-Mamy go zabrać do Srebrnej Twierdzy, a nie zaprzyjaźniać się. - prychnęła, zadzierając nosa Katrin. Pełnym elokwencji ruchem przeszła przez furtkę, następnie nie pukając otwarła drzwi domu. Lumon, jak i reszta pognali za nią. Zastali Rozalię i Cala, siedzących na oliwkowych meblach.

-Co wy tu robicie?! - krzyknął niebieskowłosy, wstając z fotela.

-Bracie... - powiedziała z odrazą. - Czy ty nie miałeś sam go przyprowadzić? - zapytała.

-Dlaczego weszliście do mojego domu? - wtrąciła Rozalia wstając. Jej oczy wyrażały wściekłość zmieszaną ze strachem, jednak twarz pozostała niewzruszona.

-My przybyliśmy... - zaczęła mediatorka z przepraszającym uśmiechem. Jej szare oczy patrzyły miło na starszą, chcąc przeprosić ją za nagłe wejście Katrin. Jednak nie dane jej było skończyć. Z góry dobiegł trzask drzwi, następnie schody zalał dym o niebieskim odcieniu, a po pokoju rozniósł się zapach siarki. Ira powolnym krokiem schodził w kierunki zbiorowiska. Mimo, że ubrany był jedynie w za duży czarny t-shirt i spodenki, zebranych przeszedł dreszcz strachu, nawet potężnie zbudowanego Lumona. Dziewięć ogonów unosiło się w powietrzu, co chwilę niespokojnie uderzając o podłogę, lisie uszy sterczały na głowie nastolatka, a ich futerko było najeżone.

-Przebrzydłe Lisfe. - warknął, z jego ust wydobywał się dym, nienaturalnie wydłużone i ostre kły wystawały poza wargi. Cal spojrzał w jego oczy. Tym razem źrenice stały się pionowymi kreskami, a tęczówki świeciły złotym blaskiem, dostrzegł nawet, że z kącików oczu wydobywa się blado-niebieski dym. - Przebrzydłe, nachalne, wścibskie Lisfe. - powtórzył, jednak nie swoim głosem. Był to bardziej lodowaty, dziki i nieprzyjemny odgłos.

-------------------------

1035 słów

Nadrabiamy zaległości rozdziałami? (Chcecie jeszcze dziś następny?)

Co ten Ira odwala?

Jak mijają Wam majówki?



Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz