Rozdział XI

1.3K 170 10
                                    

Cal patrzał szeroko otwartymi oczami na Rozalię, tą prawdziwą. Kobieta schowała swoje niebezpieczne pazury i otarła brudne od czarnej krwi dłonie o materiał czerwonego, jedwabnego szlafroku, który miała ubrany.

-Co to było? - zapytał, kiedy wyrwał się z otępienia.

-Zmienna, demon przyjmujący dowolną formę i atakujący na zlecenie swego pana. - wytłumaczyła szybko. - Przewidziałam, że zaatakuję cię, kiedy będziesz w pokoju pełnym rysunków więc... nałożyłam zaklęcia ochronne. - dodała, widząc jego pytające spojrzenie.

-Wiesz kto to zlecił? - odsunął się od okna i zamknął je.

-Niestety nie. - westchnęła i kopnęła ciało, które powoli stawało się kupką prochu. - Nie mam pojęcia, jak to się tu dostało. - podniosła na niego hebanowe oczy. - Wiesz, że te wycie pochodzi od Iry?

-Wiem. - podszedł do niej. - Gdzie on jest? Musimy go znaleźć.

-Cal, Cal. - Rozalia pokręciła głową i wyszła z pokoju ozdobionego rysunkami. - Nie zrobimy dziś nic, on sam musi wrócić.

-Ale... - próbował zaprotestować.

-Nie. - przerwała mu. - Nie możemy nic zrobić. Ira znajduje się daleko od miasta, gdzie pewnie urządza pogorzelisko. Teraz najrozsądniej będzie przygotować odpowiednie mikstury, posprzątać resztki Zmiennej, naszykować ciepłe koce i ubrania na zmianę. - niebieskowłosy spojrzał na nią z niezrozumieniem w oczach. Wiedźma westchnęła. - Jak wróci musimy podać mu leki uspakajające, rozgrzać bo wyszedł w samej piżamie w deszcz i co najważniejsze opanować nadmierny wyciek mocy praz to. - po jej słowach rozniósł się najsilniejszy grzmot.

* * *

Słońce powoli wyłaniało się znad horyzontu, burza ustała, kiedy Ira otworzył drzwi domu. Cały przemoczony, zziębnięty, i głodny. Nagle przez zmęczenie jaki odczuwał, przebił się zapach różnorakich ziół. Przeszedł przez futrynę kuchennych drzwi. Od razu ramiona Rozalii porwały go do czułego uścisku.

-Mój Boże, Ira. -wyszeptała. Młodszy nie miał siły walczyć. - Jesteś cały rozpalony i przemoknięty! - jak najszybciej zaprowadziła go do salonu, gdzie na kanapie siedział Cal. Niebieskowłosy podskoczył i szybko wstał, zabierając z oparcia mebla miękki, biały ręcznik. Podszedł do nich i obrył ramiona Iry materiałem.

-Ja się nim zajmę, a ty przygotujesz napar? - zapytał. Rozalia kiwnęła głową i wróciła do kuchni. Cal delikatni poprowadził młodszego na kanapę i posadził go. Wziął kolejny ręcznik i zarzucił go na głowę Iry. Zaczął go wycierać. - Jak się czujesz? - zapytał. Nie dotrzymał odpowiedzi, młodszy jedynie wpatrywał się ślepo w przestrzeń. - Musisz przebrać te rzeczy, rozumiesz? Nie chcę ci nic zrobić... - mówił delikatnie z czułym uśmiechem na ustach. Zdjął ręczniki z młodszego, a następnie mokry t-shirt. Odkryte miejsce szybko wytarł, następnie zakładając suchą, dużą, białą bluzkę. Krawędź ubrania sięgała prawie do kolan Iry. - Przebierzesz resztę sam? - zapytał z nadzieją na odpowiedź.

-Tak. - szepnął cicho. Cal odwrócił się z niecierpliwością czekając, aż Ira przebierze mokre spodenki na suchą bieliznę. - Już. - usłyszał za sobą. Odwrócił się i uśmiechnął szeroko, dostrzegając przytomne spojrzenie młodszego wlepione w niego. Zabrał gruby, puchaty koc w morelowym odcieniu i przykrył nim białowłosego, zawijając go w "naleśnika".

-Już jestem! - ogłosiła kobieta wchodząc do salony. W dłoni miała drewnianą tacę, na której stał kubek z parującym naparem ziołowym, miska z jagodowym gulaszem oraz kilka listków o niebiesko-zielonym kolorze. - Mam coś dla ciebie. - zwróciła się do Iry. Postawiła tackę na stoliku i uśmiechnęła szeroko. - Napij się, zjedz, a na samym końcu przeżuj Liście Aksterytu. - rozkazała. - Tylko ich nie połykaj. - ostrzegła. Młodszy przytaknął.

-Wiem co to Kers Reptus. - szepnął słabo. Cal otworzył szeroko oczy, kiedy usłyszał nazwę ziela w starej Mowie Demonów, tak zwanej "Pieśni Śmierci".

-Skąd znasz tą nazwę? - zapytał. Ira spojrzał na niego uważnie, spuścił wzrok i upił łyk napoju z kubka. - Nikt już prawie nie używa tego języka. - ciągnął, próbując wymusić na białowłosym odpowiedź. - Jej słowa można znaleźć jedynie na papirusach i rzeźbieniach sprzed stu lat.

-Wiem. - przerwał mu. - I nie powinno cię obchodzi czy znam Ochse Resse , powinieneś wracać tam skąd przybyłeś Lisfe.

-Ira opanuj się! - upomniała go wiedźma. Podeszła do niego i położyła dłoń na czole młodszego. - Masz gorączkę. - westchnęła. - Pozwól na momencik Cal. - zwróciła się do niebieskowłosego i ruszyła schodami na górę. Osiemnastolatek poszedł za nią. Weszli rzem do małej sypialni, której ściany były ozdobione kwiaciastą tapetą. - Musisz na niego uważać. - ostrzegła.

-Na kogo? - zapytał nie rozumiejąc. Oparł się o drzwi z ciemnego drewna o złotej klamce.

-Wiesz co powiedział? - podeszła do dużego łóżka z szarym baldachimem oraz białą pościelą. Usiadła na materacu i pogłaskała z czułością złotą, hartowaną poduszkę.

-Ochse Resse to chyba znaczy "Mowa Demonów". Słyszałem ją kiedyś od zaprzyjaźnionego kilku wiecznego wampira. - wyznał. - Jednak nigdy nie dowiedziałem się co oznacz "Lisfe".

-To jest oznaczenie elfa, który wtyka nos w nie swoje sprawy, wkurzającego i zdradliwego. - wytłumaczyła. Rozalia sama dokładnie nie znała mowy demonów, jedynie podstawowe zwroty jakie nauczyła ją jej babka oraz przekleństwa i obraźliwe nazwy używane przez jej kuzyna.

-On tak o mnie myśli? - zapytał, a smutek był doskonale wyczuwalny w jego głosie. Może przejął się tym za bardzo, jak na tak krótką znajomości, jednak zdołał polubić tego dzieciaka. Odczuwał względem niego... troskę? Traktował go jak młodszego brata, którym musi się opiekować i bronic.

-Ira? Nie! - zaśmiała się, próbują ukryć emocje mieszające się w niej. - Biały Kruk, tak zwie się jego bestia. Przez to, że Ira jest osłabiony, przejmuje coraz więcej kontroli. Ira może się robić agresywny, wybuchać ogniem bądź zacząć cię obrażać. - wytłumaczyła.

-Stało się tak kiedyś? - zapytał przejęty słowami starszej.

-Na początki naszej znajomości, potem wytłumaczył mi wszytko... wtedy po raz ostatni zobaczyłam Białego Kruka, aż do dziś. Wiem, że mnie nie skrzywdzi... jednak ciebie. - zawahała się przez chwilę.

-Nienawidzi elfów. - dokończył za nią. Wiedźma pokiwała twierdząco głową. - Spokojnie, będę uważał. - Czy to możliwe, że jego bestia nauczyła go demonicznej mowy? - zapytał po chwili ciszy.

-Nie, musiał być to ktoś z zewnątrz. - westchnęła zmęczona, to już powoli ją przerastało. Była za stara jak na taką ilość nerwów.

-Odpocznij Rozalio, ja się nim zajmę. - powiedział, widząc zmęczenie malujące się na twarzy starszej.

--------------

1014 słów

I jak wyszło?

Co się stanie dalej?



Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz