Rozdział XXIV

1K 149 15
                                    

Ryk bestii, przypominające agonalne wrzaski strąconych do piekła dusz. Przepełniony cierpieniem, strachem i smutkiem Iry oraz wściekłością, nienawiścią i chęcią zemsty Białego Kruka. Niemożliwy wręcz do powtórzenia przez jakąkolwiek istotę. Po nim zapadła cisza na sali, wszyscy w oniemieniu przyglądali się postaci. Ira stał na dwóch nogach, a po krześle została mała kubka popiołu. Niebieskie, przezroczyste płomienie wiły się wokół niego, kiedy złotymi oczami wywiercał w Lumonie dziurę. Niespodziewanie, tak jak krzyk, przez całą potężną konstrukcję Srebrnej Twierdzy rozniosło się trzęsienie. Meble zaczął się trząść, przedmioty spadać z trzaskiem na podłogę. Elfy panikowały, nie wiedząc co się stało. Kolejna fala trzęsień, teraz nie przestawało. Była silna. Tym razem powtórzył się przeraźliwy krzyk.

-Uciekajmy! - krzyczała rada. Niektórzy zaczęli uciekać w popłochu, inni stali w oniemieniu. Zamieszanie wybuchło w budynku, krzyki, płacz.

-Spokojnie, zaraz to się opanuje! - krzyczała Katrin. Wstała podchodząc do Iry z ręką na mieczu. Nagle jak za dotknięciem różdżki, pstryknięciem palców u maga, pokazał się ogień. Niebieskie pasma wszystko okalały. Lisie atrybuty ukazały się na światło dzienne. Ogony w mgnieniu oka zaczęły uderzać o wszystko. Odepchnęły najbliższe elfy, roztrzaskały krzesła i złamały stół na pół.

-Ira! Ira! - krzyczał Cal. Strażnicy go wypuścili i zajęli się ewakuacją rady. Chaos. Rozpętało się piekło. Niebieski dym zasłaniał wszystko, płomienie trawiły wnętrze, a niewyobrażalny krzyk odbierał zmysły i zdrowy rozsądek. Panika, tak wielka jak jeszcze nigdy. Strach przed śmiercią znów zagościł w progu. Ogony niczym dzikie zwierzęta rzucały się, szukając ofiary do wciągnięcia w paszczę płomieni. Niewyobrażalne gorąco ciągnęło od białowłosego, iskry przemykały po jego skórze. Złoto-niebieskie żyłki ciągnęły się na jego policzkach i okolicach oczu. Długie kły wyrastały i przebijały wargę. Krewy ściekała po brodzie, tworząc pionowe kreski, jakie posiadają marionetki. - Proszę, Ira! - niebieskowłosy ze łzami w oczach przyglądał się młodszemu. Ciało odmówiło mu posłuszeństwa.

-Uciekaj, uciekaj! - Baltazar popchnął jego plecy. - Zaraz go zabijemy. - dodał. Calowi stanęło na chwilę serce, następnie dreszcz zimny pot oplótł jego ciało. Jakby tego mało wszystkie ona Srebrnej Twierdzy zaświeciły czerwoną barwą. Drugie stworzenie mroku pojawiło się wewnątrz.

* * *

Wampir z niewyobrażalną prędkością przemierzał las. Nie zatrzymał się ani na moment. Nie obchodził go piękny plac przy twierdzy, zamieszanie, czy nieuwaga strażników. Wiedział tylko to, że jest bardzo źle. Wszystkie okna świeciły się na krwistą czerwień, syreny wyły, elfy uciekały w popłochu. Wbiegał po schodach, mimo, że strażnicy widzieli go, ani jeden nie próbował go zatrzymać. Wbiegał po schodach, uważając na roztrzaskane przedmioty i trzęsionce się meble. Stanął na sypiącym się korytarzu, na rozstaju drug. Jednak prowadziła w prawo, druga w lewo. Obie tak samo puste. "Jeśli masz wybierać drogę, idź zawsze na zachód." -powiedziała do niego wróżbitka. Chodziło jej o to? Zastanawiał się. Jednak wybrał drogę, która prowadziła na zachód. Biegł nią ile sił miał w nogach. 

-Co tu się dziej? - szeptał do siebie, kiedy zobaczył jak mury zamku powoli się sypią. W końcu dotarł do sali narad, z której wybiegali w popłochu członkowie rady. Ze środka uchodził dym oraz niebieskie płomienie.  

-Uciekajmy! - znów słyszał te krzyki. Elfy uciekali, strażnicy co rusz krzyczeli.

-Co tu robisz? - naskoczył nie niego jeden z elfów odzianych w zbroje. Diego nie odpowiedział. Popchnął go i przekroczył próg sali narad. Zagłębił się w przeraźliwy dym.

Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz