Rozdział XXIX

985 127 8
                                    

Hrabia o rdzawych włosach chodził rozjuszony po salonie, demolując co popadnie i rzucając wszystkim co wpadło mu w ręce. Był wściekły. Nie mógł uwierzyć, że jego rodzony syn go zdradził. Przecież od zawsze tłumaczył mu jak ważne jest panowanie mroku nad światłem.

-H-hrabio... - szepnął cicho młody wampir stojący w progu. Drżał na całym ciele, jednak nie z zimna panującego w budynku lecz strachu. Bał się przeraźliwie gniewu swego władcy. Kler de Chamilt był nieobliczalny podczas ataków.

-Czego?! - wykrzyknął obracając się w jego stronę. Włosy przykleiły się do jego spoconego czoła, opadając na rubinowe oczy, przeszkadzając mu tym. Szybko i agresywnie odgarnął je do tyły ręką.

-Przyszedł list... - zaczął niepewnie, wystawiając za próg swoją drżącą dłoń z listem.

-Czyżby syn marnotrawny prosił o pomoc?! - przerwał mu. Szybko podszedł do niego. - Opłacało się smarkaczu z domu uciekać? Miałeś wszystko co chciałeś bachorze, wszystko ci dawałem. - warczał pod nosem. Wyszarpał list z dłoni drugiego wampira.

-Nie, to od rodu Astersynga... - szepnął. Następnie najszybciej jak mógł zamknął ciężkie drzwi i uciekł korytarzem, jakby od tego zależało jego życie. Jakby nie patrząc to od tego, jak szybko oddali się od komnaty Hrabi tym dłużej pożyje.

-Od wróżbitów? - zdziwił się. Obrócił się i podszedł do swojego obitego w czarną skórę fotela, który cudem stał na wszystkich czterech nogach. Usiadł na nim i rozerwał czarną pieczęć. Z niebywałą delikatnością wyciągnął czarny pergamin ze środka koperty, którą następnie położył sobie na kolanach. Rozłożył złożoną na pół kartkę, a jego oczom ukazały się pisane białym atramentem litery. Pismo zgrabne, o charakterystycznych, długowiecznych zawijasach. Pismo najstarszej z Wielkich Sióstr, Gwiazd Pustyni. Safy Astersynga.

Drogi Hrabio Kler de Chamilt

Ten list piszę z wielkim szacunkiem i nadzieją. Jak dobrze wiesz nadszedł czas wojny. Światło i mrok w końcu stoczą ostateczną bitwę. Nasze wizje, moje i moich sióstr w ostatnich latach nie były wyraziste. Jednak teraz widzimy doskonale przyszłość. Wilkołaki, syreny, nimfy, gnomy, pomniejsze demony, smoki, wiedzmy, czarodzieje i wiele innych stworzeń zadeklarowało się w uczestnictwie w tej wojnie. Chcą być po naszej stronie.

Teraz pytam Ciebie Hrabio, czy będziesz po naszej stronie? Elfy już zbierają soją wielką armię do wojny, my chcemy odpowiedzieć tym samym. Więc powtórzę pytanie, czy dołączysz się do nas? Do mroku, swych kompanów w walce przeciw Elfom, którzy uważają się za panów świata, bogów?

Z poważaniem Safa Astersynga.

Ps. Nie musisz się bać, doskonale wiem o Twoich podstępach, znajomościach i sekretach z przeszłości. Pamiętaj, że są jeszcze starsze przepowiednie, legendy i stworzenia. Nie kieruj się w wyborze mocą i siłą, a tym co bije w twojej piersi. Bo wygrywa czystość serca i wiara, a nie kolor duszy.

Wampir ciężko przełknął ślinę. W jego głowie zaczęły kotłować się myśli. Miał coraz to większe wątpliwości. Jeśli wróżbici mają rację? On zawsze wierzył w wielką moc Ciemnego Pana. Nawet jeśli nikt nie podejrzewał o jakiekolwiek istnienie bogów, Kler od zawsze upierał się przy swoim. Nadal wierzył w istnienie Mrocznego Pana, jednak jeśli istnieje władca mroku... to musi istnieć również władca światła. Wampir coraz bardziej gubił się w swoich myślach.

* * *

Dumnie przechadzała się po korytarzu, mamrocząc ciche przekleństwa pod nosem. Nie mogła uwierzyć, że musi gnić w tej zatęchłej ruderze, kiedy ten szański pomiot bezkarnie chodzi po świecie. Stanęła przed drzwiami i z całej siły pociągła za złota klamkę. Weszła do pokoju w którym znajdował się już Lumon, Baltazar oraz kilu członków rady.

-Wreszcie się uspokoiłaś moja droga? - zapytał starzec.

-Cały czas jestem zdenerwowana. - prychnęła na niego zajmując swoje miejsce. - Co robimy teraz? Oni myślą, że są niezwyciężeni!

-Cóż po tym liście możemy się domyślać, że na pewno nie są słabi. - westchnął elf. Przeniósł swoje metalowe spojrzenie na kartkę leżącą na środku stołu. Na czarnym pergaminie napisane były jedynie dwa zadania.

Ciemność jest już gotowa. Kiedy nocą zgaśnie księżyc, armie się spotkają.

Szkarłatne litery paliły oczy najstarszego niczym gorące węgle. Czy Baltazar się bał? Nie, nie odczuwał strachu. On jedynie wiedział, że to się źle skończy.

-Czy nasze wojska są już gotowe? - zabrał głos jeden z członków rady, który nie ucierpiał podczas ucieczki ze Srebrnej Twierdzy.

-Tak, jesteśmy w pełni przygotowani na zbliżającą się bitwę.- odparł Lumon.

-To bardzo dobrze, ponieważ ostateczna bitwa rozpocznie się jutro w nocy. - westchnął Baltazar, miał złe przeczucia.

* * *

Niebieskowłosy elf jednym, silnym pociągnięciem zrzucił wszystkie książki z regału. Grube i cienki, stare i nowe, o różnych kolorach i rozmiarach. Ukucnął przy dość dużej kupce stron, wraz z Diegiem. Zaczęli powoli przeglądać zawartość każdej ze stron.

-Myślisz, że coś tu będzie? - zapytał czerownooki, odkładając na bok jedną z kilkunastu książek kucharskich. - To są tylko rupiecie... - narzekał.

-Musisz czytać między wierszami. - upomniał go Cal. Zastanawiał się czy aby na pewno ma rację. Rozalia była bardzo sprytną kobietą i jeszcze sprytniejszą wiedźmą, nie mogła zostawić im wskazówek od tak. Jęknął cierpiętniczo i przetarł dłonią oczy. - A może to nie to... - szepnął rozglądając się po salonie. Nic nie przyciągało w nim uwagi. Stara, lekko podniszczona wykładzina, meble, małe okienko, kanapa, fotele i stolik. Cal westchnął i zamknął oczy.

-Może tym razem się pomyliliśmy? - zapytał Diego i położył dłoń na ramieniu elfa w pocieszającym geście. - To trochę zbyt oczywiste jak na Rozalię. Widziałeś przecież jak zaszyfrowany był list! Mogliśmy przecież w nim się nawet pomylić! - krzyknął.

-Nie, nie. Tu musi coś być. - upierał się. Wstał, otrzepał spodnie i zaczął chodzić po salonie zdenerwowany. Przecież musiało tu coś być! Słońce powoli zachodziło, a jego złocisty blask wpadał przez okno na ścianie. Kilka nitek światła trafiło na ścianę, a dokładnie na plakat na nim wiszący. Jego purpurowa barwa pod światłem zmieniła się w srebrną, a gwiazdy na nim namalowane czarną farbą wydawały się układać we wzór. Cal przekręcić w prawo głowę i otworzył szerzej oczy. Nic mu się nie wydawało. Tam na prawdę coś było. - Czego znakiem jest spadająca gwiazda sześcioramienna? - zapytał się Diega.

-Mówią, że odkrytego celu, odpowiedzi. - odpowiedział czerwonooki.

* * *

990 słów

Kto się cieszy z rozdziału?

Ps. Wybaczcie błędy


Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz