Rozdział XXX

936 125 15
                                    

Podszedł tam w kilku krokach. Złapał za rąbek śliskiego materiału i pociągnął go z całej siły, odrywając przezroczystą taśmę ze ściany, wraz z odrobiną tapety. Za plakatem mieściła się skrytka. Purpurowy papier opadł spokojnie na podłogę. Cal przyparł do drzwiczek i otworzył je bez problemu. Zamarł, kiedy tylko jego niebieskie oczy natrafiły na to co znajdowało się w środku. Masa zdjęć, wycinek z gazet i notatek, mieściło się w małej wnęce.

-A jednak coś tu jest. - szepnął Diego, stojąc za nim. Niebieskowłosy prychnął na niego i uderzył barkiem. Pochylił się i zabrał gazetę z jednej z kupki. Nagłówek głosił o jakieś strasznej zbrodni dokonanej na młodym elfie przez wilkołaka.

-A to ciekawe. - szepnął zagłębiając się w lekturę. - W środę szóstego czerwca, osiemnastoletni Mark Idros stał się ofiarą zmasowanego ataku wilkołaków na przejściu granicznym Lasu Wers i Obor. - powiedział na głos.   

-Chwila! - przerwał mu wampir. - Znam tą historię i to wcale tak nie było. - zmarszczył brwi. Przepchnął się obok Cala i sam zaczął szukać artykułów. Po chwili wydał tryumfalny krzyk. - Wieczorem przy przejściu z lasu Wers i Obor doszło do prowokacji ze strony młodego elfa na grupkę zmiennokształtnych wilkołaków. W wyniku szarpania elf zginął... - przeczytał głośno.

-Przecież to to samo zdarzenie, a napisane całkowicie inaczej! - oburzył się. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki krzyknęli razem.

-To są zmanipulowane informacje!

-Czyli o to chodziło Rozalii. - westchnął Cal. Złapał całą stertę dokumentów i rzucił je na podłogę. Kartki rozsypały się ukazując różnego rodzaju artykuły z gazet i zdjęcia. Następnie to samo zrobił z drugą kupą dokumentów. - Widzisz? - wskazał na nie palcem. - To wszystko jest tym samym, jednak zmanipulowanym tak, aby przeciwna strona ponosiła wine.  

-A więc zwracając na to uwagę. - osiemnastolatek przygryzł wargę. - Stworzenia światła myślą, że mrok jest najgorszą rzeczą na świecie, a ciemność ma takie same przekonanie co do światła.

-A tak na prawdę obie strony są po równi winne. Bez jednego nie ma drugiego. - dodał wampir. Obrócił się zaglądając do wnęki i zamierając na napis wycięty na dole wnęki. - Musisz to zobaczyć Cal. - szepnął. Elf ostrożnie podszedł do niego, uważając aby nie nadepnąć papieru walającego się po podłodze. Otworzył szeroko usta widząc co tam się znajduje.

"Dziś w nocy rozpocznie się wojna na Szklanych Wzgórzach."

Głosiło zdanie wycięte w ścianie.

* * *

Przebiegł kilkadziesiąt kilometrów, jak nie więcej. Nie czuł zmęczenia, palącego bólu mięśni czy ściskania w płucach. Dla niego liczył się jedynie szum wiatru w uszach, lekki zapach siarki oraz szepty. Cichutkie głosiki demonów mówiących do niego w innym języku, wydobywały się z potężnych drzew rosnących w lesie. Mówiły by się do nich przyłączył, przecież jest jednym z nich. Wszystko okalała gęsta mgła, utrudniając widoczność, jednak Ira nie zwracał na to uwagi. Biegł na złamanie karku przez znienawidzoną ziemię, obciążoną klątwą. Dziewięć ogonów świeciło w mroku, jak światło w głębiach lochów średniowiecznych zamków. Korona mieściła się na jego głowie, uczepiona włosów na czubku głowy, cudem nie spadła podczas zabójczego pędu nastolatka. Korona, która spoczywała na jego głowie wydawała się niczym wykuta z kości słoniowej. Piękna, drobna i lekka. Nikłe światła połączone w jeden metal złączyły się w kilka strug, przypominając srebrna koronę cierniową. Wydawała się płonąć, gdyż jej czubki wiły się jak prawdziwy ogień, okalany kilkoma małymi diamentami i drobinkami złota. Był to piękny, zapierający dech w piersiach widok. Nagle, tak jak uderza piorun zatrzymał się , a mgła wokół niego zaczęła opadać. Stał na polanie okrytej mrokiem, w której jedynym źródłem światła były dwie pary oczu. Złote i szare. Demony wokół nich zamilkły.

-Znów się spotykamy, moja miłości. - szepnął, jednak głos czarnowłosego był doskonale słyszalny. Ira nie zadrżał, nie opuścił wzroku, nie ustąpił. Białowłosy uniósł wysoko podbródek, patrząc prosto w jego oczy.

-Nie masz prawa do mojego serca. - odparł. Podszedł krok bliżej, stąpając uważnie między rozległymi i zabójczymi koranami drzew. Mroczny Pan również podszedł kilka metrów bliżej. Stali przed sobą. Dwaj najwięksi wrogowie i dwaj najwspanialsi, kiedyś kochankowie. Ich romans, tak jak Romea i Juli, rozkwitał w nienawiści, krótkim czasie oraz śmierci. Innego zakończenia tej historii nie ma, ktoś musiał zginąć. 

-Pamiętasz te czasy, prawda? - zapytał swoim oślizgłym głosem. - Mówiłeś jak bardzo mnie kochasz, że nigdy mnie nie opuścisz, zawsze będziesz stał po mojej stronie. - pochylił się, a jego wargi lekko muskały lisie ucho. Koścista, blada dłoń spoczęła na policzku młodszego.

-Miałem osiem lat! Nie wiedziałem co mnie czeka. Pragnąłem bezpieczeństwa, miłości, troski. - sprzeciwił się. Potrząsnął głową i odsunął się od niego, nie mogąc znieść jego palącego dotyku.

-Kochałem cie najbardziej na świecie! - oburzył się. - Dawałem ci wszystko czego pragnąłeś. Broniłem. Opiekowałem. Pilnowałem! Zginąłbyś wtedy gdyby nie ja! - krzyknął. Jego nerwy były poszarpane, jak struny od harfy po wielogodzinnym koncercie.

-Przez ile powiedz? Powiedz mi! - Ira również krzyknął. Po chwili nabrał głębokiego oddechu, uspokajając się. Nie mógł dać się ponieść emocją, musiał być rozważny.  

-Cały czas cie kochałem! Nadal kocham! - szare tęczówki przysłoniła czerwona mgiełka, a czarne paznokcie Azumy wydłużyły się kilkakrotnie.

-To dlaczego się nade mną znęcałeś? - zapytał spokojnie. - Dlaczego po dwóch latach zacząłeś mnie bić, głodzić, poniewierać? Powiedz mi proszę szczerze, czy tylko udawałeś kochanego, czy zrobiłem coś nie tak, co zmusiło cię do karania mnie? - oczy Azumy na jego słowa na powrót stały się szare. Coś zaczęło ściskać go w piersi.

-Odkąd pierwszy raz zobaczyłem białą, zagubiona bestie biegającą po polach zakochałem się. Nigdy nie przestawałem cię kochać, tym  bardziej nie poszukiwać. Wtedy... - westchnął, jakby poddając się. - odkryłem, że to ty będziesz tym, kto chce mnie pokonać. - odwrócił się do niego plecami. - Najpierw do mnie to nie docierało. Potem zacząłem wpadać w coraz większą złość, nie mogłem uwierzyć... - urwał, po chwili kontynuując. - Nie mogłem uwierzyć, że moja miłość będzie chciała mnie zabić.

-Wiesz do czego doprowadziłeś, Azuma. - Ira przełknął gulę w gardle. - Moja miłość do ciebie zamieniła się w nienawiść. Nie zmienimy tego, nawet jeśli tego chcielibyśmy najbardziej na świecie.

-Wiem. - odrzekł. Obrócił głowę lekko w jego stronę. - Do zobaczenia wkrótce, ukochany. - Ira patrzał jak czarnowłosy odchodził. Tak bardzo jak kiedyś go kochał, tak bardzo go teraz nienawidził.

-Zobaczymy się niebawem, wrogu.

******

1031 słów

Kto za mną tęsknił...?

Jak myślicie co oni kombinują?

Ostatni z rodu KayruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz