Rozdział 34

185 14 0
                                    

Przepiękne miasto, którego granice kończyły się dopiero, przy wysokich, majestatycznych górach Edertel, tętniło życiem, a szczególnie w takich chwilach, gdy nawet sam król musiał wyjść z pałacu, by sprawdzić, co się dzieje. Tym razem sprawa dotyczyła dziwnego zjawiska, a może raczej sytuacji, która zdarzyła się późnym wieczorem, kiedy to grupa naukowa prowadzona przez królową i Arminę znalazła tajemnicze wrota, na dnie morza Grathel. Miały kształt ogromnych, czarnych drzwi, którego wejścia strzegły dwie figurki smoków zaplecione wokół górnej ramy.

- Wiecie, co to jest? – zapytał król docierając na miejsce zdarzenia.

- Nie do końca. Mogę tylko podejrzewać, ale ... póki nie mam dowodów nic nie chcę mówić – oświadczyła królowa, podchodząc do swojego męża. – Myślę, że są to Smocze Wrota, które jak mówią legendy, sprowadziły do naszego świata te bestie.

- Masz coś na poparcie tego? – Natsu I podszedł do tajemniczego żłobienia, które znajdowało się na samym dole przedmiotu. Nie było ono jakieś wyjątkowe, ale wyglądało na rzecz, dzięki której wrota mogłyby zostać otwarte.

- To nic znaczącego, ale materiał, z którego zostały wykonane, nie pochodzi z naszego świata, chyba, że jeszcze nie został odkryty. Druga sprawa dotyczy tych znaków. – Wskazała palcem na dziwne wyrzeźbienia. – Myślę, że może to być starożytny język.

- Jak otworzymy to się przekonamy? – Przed wszystkich wyszedł mężczyzna, dużej postury, włosach czarnych jak smoła, które sięgały aż do samej ziemi. – Mogę nawet wejść na ochotnika królu.

- Nie, Acnologio – zakazał mu jego władca. Tamten prychnął tylko pod nosem, odwrócił się i odszedł z miejsca badawczego.

- Co go ugryzło? Ja już się z nim policzę, jak tylko wróci. – Czarna aura zaczęła otaczać Lucy, przez co wszyscy cofnęli się kilka kroków do tyłu, by chociaż troszkę być mniej narażonym na jej zło. – A teraz musimy zdecydować, co z tym zrobić!

- Zaczekamy do rana. Póki co nic nie wymyślimy, a może dowiemy się, co to tak naprawdę jest. – Król zdecydował się na taki ruch. – I najważniejsze! Nikt nie ma prawa tu przychodzić i coś z tym kombinować. Słyszałaś, Lucy?

- A czemu ja? – zapytała niewinnie kobieta, która zaczęła obmacywać obudowę wrót.

- Jesteś moją żoną, więc cię znam. – Podszedł do niej, pocałował ją w czoło, a następnie przerzucił przez ramię, by odciągnąć ją od tajemniczego obiektu.

- Nie lubię cię! – stwierdziła jednoznacznie.

- Tak, tak, a teraz zajmij się dziećmi. Chcę ci przypomnieć, że parę miesięcy temu urodziłaś Amelię, więc trzeba ją karmić, a kochanym Natsu też mogłabyś się zająć. – Wciąż niosąc ją, prawił jej morały.

- No to ja też pójdę – oświadczyła wszystkim Armina. – Gajeel... ten mniejszy... czeka na jedzonko.

- A ten duży? – zapytał się złośliwie Zeref.

- Ten duży mnie nie obchodzi. No i jeszcze ten mały ... - dotknęła swojego brzucha - ...albo mała są dla mnie ważni.

- Dlatego powinnaś się oszczędzać. – Przyjaciel dał jej radę, a następnie odszedł do swojego pokoju.

Nastała ciemność. Miasto opustoszało. Jedynie przy wrotach stała dwójka ludzi odpowiedzialna za pilnowanie tajemniczego artefaktu. Czy to miała być spokojna i bezpieczna noc? Czy ludzie wiedząc, że następnego dnia zostanie z miasta tylko popiół mogliby zapobiec tragedii? Na te pytania nikt nie jest w stanie ani teraz, ani nigdy w historii odpowiedzieć. Wybiła godzina. Ciemny kształt zaczął się przesuwać powoli w stronę wrót, nie robiąc przy tym najmniejszego hałasu. W jednej chwili jeden strażnik padł, a zaraz potem drugi. Światło jednej z pochodni ukazało twarz człowieka, który pod przykrywką nocy, chciał dostać się do wrót.

Nowe życie, które od Was otrzymaliśmy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz