XV

522 58 2
                                    

Kiedy Loki tłumaczył Chole całą sytuację i objaśniał, jaka jest wersja oficjalna, Sorciere przebrawszy się udała się do sali konferencyjnej, na piętrze Avengersów, gdzie z pewnością przesłuchiwano mężczyzn. Stanęła w drzwiach sali, a wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.

- Sorciere, to nie odpowiedni... - zaczął Tony.

- Wiem. - Urwała zamykając za sobą drzwi. - Witaj Robert. - powiedziała kiwając głową do jednego z policjantów, zdziwionego widokiem Quiche. Wuj odkiwnął jaj głową.

- O co chodzi?- zapytał Steve. W sali był tylko: on, Tony, Natasha, kilku policjantów i czwórka skutych mężczyzn.

- Niech on powie. - mruknęła kiwając brodą na mężczyznę, który ostatnio bliżej zaznajomił się z jej kolanem. Skrzywił się na jej widok

- To ona. - przyznał cicho. - To ją zaatakowaliśmy.

- Sorciere?! - wyrwał się Robert zaskoczony tym co usłyszał. - Chole...

- Tak. - powiedziała decydując się na szczerość - Byłyśmy tam obie.

- Pan zna drugą dziewczynę? - Spytał Steve Roberta.

- To moja córka, kuzynka Sorciere. - powiedział nieźle skołowany. - Ale to nie możliwe, obie były u nas w domu gdy to się stało.

- Wyszłyśmy na spacer. Po całym tym zdarzeniu postanowiłyśmy, że zachowamy je dla siebie.

- Nie dziwię wam się.- mruknęła Natasha.

- Pójdzie Pani z nami. - powiedział inny z policjantów. - potrzebne nam będą zeznania. Robert, twojej córki też.

- Dobrze, ale chcę by przy zeznaniach była obecna agentka Romanoff. - stwierdziła Quiche. - Za pół godziny stawię się na komisariacie.

Policjanci w raz z zmartwionym Robertem wyprowadzili oskarżonych z pomieszczenia a Sorciere została sama z Stevem Natashą i Tonym

- Czemu od razu nam tego nie powiedziałaś?- zapytał nieco nerwowo Steve. -

- A ty byś powiedział coś takiego?- wtrąciła Natasha, która starała się zrozumieć dziewczynę. - Pomyśl Steve. Postaw się w jej sytuacji. Została zaatakowana, a na dodatek po raz kolejny natknęła się na tego psychopate...

- Mogła choć wspomnieć przecież byśmy jej pomogli!

- Nie kłóćcie się. Nie o mnie - odburknęła Quiche żałując, że tu jednak przyszła. Tony chciał coś powiedzieć jednak zamilkł i wpatrywał się za plecy dziewczyny, która szybko podążyła za nim wzrokiem.

W pomieszczeniu stał Loki. Kapitan stanął w bojowej pozie, Natasha celowała w czarnowłosego z pistoletu, a rękę Tonnyego pokryła już metalowa rękawica. Wszyscy prócz Sorciere byli przygotowani na atak. Ona za to była z jednej strony zła, a z drugiej smutna, że ten idiota, dla którego dobra zaryzykowała i którego obecność początkowo zataiła, tak po prostu się pojawił. Czuła jak z powodu zdenerwowania w jej żyłach krew zastępowała energia, magia. A serce pompowało ją do każdej komórki w jej ciele.

- Tak witacie gości? Nie chcę przecież zniszczyć Nowego Jorku. Znowu.- prychnął Loki - To było trzy tygodnie temu. - powiedział siadając na długim stole w niewielkiej odległości od Quiche. Ku zdziwieniu i niejakim przerażeniu obecnych tam Avengersów zaczął zawijać na palce jej czarne kosmyki i kontynuował. - Wiesz Stark, całkiem miło tu macie. Nie mówię oczywiście o tym budynku, bo moim zdaniem wystrój jest okropny...

- Dziękuję? - powiedział Tony nadal celując.- Wystrój swojej celi będziesz mógł zmieniać jak często Ci się będzie podobać Jelonku. - Uśmiechnął się nieszczerze. Nie podobała mu się odległość w jakiej siedział jego nieprzyjaciel od Quiche. Gdyby strzelił mógłby ją przypadkiem trafić.

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz