XVII

538 49 8
                                    

Minęły kolejne dni, a Sorciere czasem zastanawiała się nad tym czy to wszystko co przeżyła nie było tylko wytworem jej wyobraźni.

Z resztą nie będzie zmuszać Laufeysona do spędzania z nią czasu. Jest dorosły.

Ciesząc się kolejnym spokojnym wieczorem popijała kakao śmiejąc się z głupich filmików, które oglądała na laptopie. W pewnym momencie kątem oka zauważyła pojawienie się postaci w zielonej mgiełce. Nie przyznałaby się ale kamień spadł jej z serca widząc go żywego.

- Sprawdziłam sobie twój fanpage - rzuciła zamiast powitania

- Mam takowy?- zdziwił się mężczyzna

-Tak. - Powiedziała przełączając stronę - Masz prawie tyle fanek co Stark...- uniosła brwi- a nie, sorki... pomyliłam się o jedno zero.- przyznała- Ale i tak więcej niż Hulk albo Clinton.

-Nie ważne. Musimy porozmawiać.- Sorciere spodziewała się wszystkiego. Chyba każdej reakcji na swoje znalezisko, od gniewu po śmiech, ale nie ignorancji i grobowej powagi jakie otrzymała od czarnowłosego.

- Tak?- zapytała zaniepokojona

- Chodzi o to kim jesteś, znaczy kim być może jesteś...

- Słucham...

- Jesteś chyba córką przedwiecznego.- powiedział

- Kogo? - zapytała nie rozumiejąc, jednak z widocznym zainteresowaniem.

- Pradawnego najwyższego maga. Dotychczas wiadomo mi było o jednej żyjącej z nich... Szkoliła na mistrzów nowych magów. Myślałem, że była to ostatnia przedstawicielka przedwiecznych. Czerpała siły z mrocznego świata, co zapewniło, jej jako takie życie wieczne. - Skrzywił się na samo wspomnienie o mrocznym świecie, co sprawiło, że Quiche nie chciała o to pytać.

- Co się z nią stało?

- Została zabita... Chodź w sumie to spadła z wieżowca.

- Nadal czegoś nie rozumiem... Powiedziałeś, że wiadomo Ci było o jednym przedwiecznym, w dodatku kobiecie. Jakim cudem być...

- Twój Ojciec musiał przebywać w innym wymiarze... Magowie mogą tworzyć portale do różnych światów. Najczęściej używają lustrzanego. Potrafią tam zakrzywiać rzeczywistość i takie tam... Niektórzy potrafią zakrzywiać zarówno przestrzeń jak i czas.

- Hmm... Interesujące. - stwierdziła i wpadł jej do głowy pomysł. - Skoro szkoliła nowych magów... To musiała być jakaś szkoła, czy akademia... Nadal istnieje?- zapytała z iskrami w oczach

- Z tego to wiem to tak... Obecnie zajmuje się nią chyba ostatni wyszkolony przez przedwieczną Mistrz - Strange. Jest teraz najwyższym magiem.

- Skądś kojarzę to nazwisko... Było kiedyś coś o nim w telewizji. "Najlepszy neurochirurg traci czucie w wypadku" To było coś o końcu jego kariery. - Powiedziała bardziej do siebie niż do rozmówcy. - Gdzie jest ta cała szkoła.

- To bardziej świątynia. Nazywają ją "Kamar-Taj", cokolwiek to znaczy. - rzucił mimochodem. - Tybet...- zdążył tyle powiedzieć nim złapała go za ramię.

- To w drogę. - powiedziała szybko i ku niezadowoleniu mężczyzny przeniosła ich na drugi kraniec ziemi.

- To nie było przemyślane z Twojej strony. - zganił ją. Stali właśnie na środku zatłoczonej ulicy. - Ostatnio moje spotkanie z Doctorem Strange'm nie było miłe. - Powiedział w chwili gdy naprzeciw nim wyszedł ciemnowłosy, dość przystojny mężczyzna, ubrany w czerwoną pelerynę, która wydawać się mogło, żyła własnym życiem. Na jego szyi spoczywał wisior kształtem przypominający oko. Sorciere mimo dzielącej jej od mężczyzny kilkumetrowej odległości czuła moc bijącą od amuletu, mimo iż ten był nieaktywny. Gdy Strange zbliżył się ku nim jego amulet uaktywnił się świecąc zielonkawym blaskiem. Sam właściciel zdziwił się na ten widok, jednak nic nie powiedział. Otworzył portal i gestem nakazał im iść za nim. Quiche bez namysłu podążyła za przewodnikiem, a jej towarzysz... Mimo niepewności co do zamiarów Doctora ruszył za dziewczyną. Znaleźli się we wnętrzu jakiejś świątyni a portal zamknął się za nimi. Oko nadal się świeciło.

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz