XLIV

359 43 2
                                    

Rankiem obudziło ich wpadające przez okno słońce. Właściwie to obudziło Loki'ego, bo Quiche naciągnęła tylko kołdrę na nos i postanowiła ignorować natarczywą gwiazdę.

- Wstawaj - próbował ją obudzić

- Nie ma takiej opcji - wymamrotała sennie - Daj mi spokój

- Czego Ty ode mnie oczekujesz?

- Śniadania.

- Na to nie licz. Musimy wyjeżdżać. Wstawaj. - mówiąc to zabrał jej kołdrę
Dziewczyna się wzdrygnęła.

- Czy ty otwierałeś okno? - zapytała z powrotem wyrywając pościel i otulając się nią. Tym razem jednak usiadła na łóżku.

- Tak. A teraz wstawaj.

Dziewczyna niezbyt zadowolona wstała i zataszczyła walizkę do łazienki. Kiedy w końcu uporała się z ogarnieciem siebie, w pokoju bylo śniadanie. Przynajmniej można tak było nazwać kanapkę ze stacji benzynowej.
Ale lepsze to niż nic...
Dziewczyna podziękowała za śniadanie jednocześnie przyglądając się widocznie zniecierpliwionemu Laufeysonowi.
Stał z założonymi rękoma i dziewczyna była pewna, że gdyby nosił zegarek, na pewno teraz zerkałby na niego nerwowo.

- A ty nie jesz?

- Zdążyłem zjeść. Pośpiesz się. Po drodze widziałem jednego z agentów.

- Chyba powinni bardziej uważać skoro próbują nas wyśledzić. Chodzenie w rozpoznawalnych mundurach to nie jest najlepszy pomysł... - myślała na głos.

- Nie był w mundurze. Poznałem go, bo kiedyś pilnował mojej celi. - wzruszył ramionami

- A co z pierścieniem? -zapytała natchniona - Tym od Strange'a...

- Co ma z nim być?

- Nie możemy go użyć? W końcu wiele osób na świecie z nich korzysta. Może...

- Nie. - uciął - Wiedzą, że jesteśmy w tym mieście więc każdy, nawet nie wielki, wybuch energii zwróci ich uwagę. Musimy użyć bardziej mitgardzkich metod.

- Jesteśmy na obrzeżach miasta, tak? - spytała podchodząc do okna. Rankiem wszystko wyglądało inaczej. Budynki nie były już tylko ciemnymi plamami, a miały kształty i kolory.

- Może to pomoże - powiedział podając jej ulotkę z jakiegoś Casina. Z drugiej strony kartki była mapka pokazująca jak dojechać do przybytku.

- Okej... - zaczęła analizując mapę - Jesteśmy blisko tej drogi... -zamyśliła się przejeżdżając palcem wzdłuż lini oznaczającej drogę. - I Mamy blisko do dworca centralnego. - ucieszyła się podrywając do góry - Musimy przejść ze dwie ulice i będziemy na miejscu.

- Kiedy już będziemy daleko od Tarczy będziesz mogła użyć pierścienia żeby przenieść nas dalej. Mocy lepiej nie używaj.

- Najlepiej przedostać się poza terytorium kraju. - stwierdziła, na co jej towarzysz przytaknął - No to w drogę. - zarządziła chwytając walizkę. Zrezygnowała z odsyłania jej.
W ciągu paru minut opuścili pokój. Sorciere żałowała, że nie dane jej było zwiedzanie miasta, czy wstąpienie do chociażby jednego casina.
Udali się na dworzec. Quiche od razu zauważyła monitoring. Otuliła się płaszczem i obwiązała się szalikiem.

- Nałożysz na nas iluzję? - zapytała dźgając ukradkiem towarzysza w bok

- Nie ma problemu powiedział i za chwilę rysy jego twarzy zmieniły się. A skóra przybrała czekoladowy kolor.

Sorciere uniosła brew.

- Pożyczyłem twarz od pewnego asgardzkiego strażnika - wyjaśnił - Heimdall raczej nie będzie miał mi tego za złe. - Uśmiechnął się cudzą twarzą. Ten uśmiech nie pasował do miłej twarzy, a twarz do cwaniackiego uśmieszku - Jedynie oczy zostawiam moje. Jego mogłyby... dziwić. - powiedział nie wyjaśniając nic więcej.

- A co ze mną?

- Sama oceń.

Sorciere spójrz na (nie) swoje odbicie w antyramie z trasami przejazdu pociągów.

- Jestem ruda. - stwierdziła przyglądając się swojemu odbiciu. Jej włosy przybrały marchewkowy kolor i sięgały najwyżej brody. Twarz pokrył gros ciemnych kropek. Była zaskoczona jak bardzo zmienił się jej wygląd kiedy masa piegów przyozdobiła jej nos, policzki a nawet czoło. Piegi oraz kolor włosów sprawiały, że nie przypominała samej siebie. Jedynie oczy w kolorze stali pozostały bez zmian

- Mam tylko nadzieję że nie obciąłeś mi ich na stałe - zaśmiała się nerwowo

- Spokojnie. To tylko iluzja - uspokoił ją nieco śmiejąc się przy tym półgębkiem. Sorciere nadal nie pasował uśmiech Loki'ego do twarzy Heimdalla. Mimo iż Quiche nie znała tego asgardczyka, wredny uśmieszek wydał jej się nienaturalny na twarzy strażnika.
Sorciere pokręciła głową i ruszyła w stronę kas biletowych. Zdążyła dać kroka, kiedy Loki przyciągnął ją z powrtem.

- Podobno się spieszymy - wyrzuciła mu zirytowana

- Tarcza. - Szepnął. Quiche dopiero teraz zauważyła stojącego na uboczu, jakieś dwa metry od nich, mężczyznę z dziwnym urządzeniem skierowanym w stronę ludzi. - Spokojnie. Załatwię to.

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz