Gdy pojawiła się w apartamencie Loki był w trakcie nerwowego przechodzenia z kąta w kąt.
- Pakuj się. Uciekamy - zarządziła - Tony wszystko wie. Tarcza mnie ściąga.
- W takim razie nie mamy czasu...
- Tony nie wykonał rozkazu. - przerwała mu w pół słowa - Zdążę. Przeniosę rzeczy w bezpieczne miejsce.
-To znaczy?
-W domu moich dziadków na poddaszu jest pokój gościnny. Kiedyś zawsze tam nocowałam - uśmiechnęła się na to wspomnienie - Raczej nikt do nich nie przyjedzie, a nawet jeśli to do pokoju jest dołączona garderoba do której jedyny kluczyk wciąż ja noszę. - mówiąc to wyciągnęła z szuflady pęczek kluczy i wskazała na spory, nieco odrapany, niegdyś blado-różowy klucz. - chyba je tu zostawię - powiedziała chowając pęczek z powrotem. - albo i nie - stwierdziła wciskając pęczek w kieszeń.
Szybko spakowała w walizkę większość ubrań, w torbę podróżną zawartość łazienki i rózne pierdoły. Telefon, laptopa i inne urządzenia które możnaby namierzyć odesłała do swojego domu rodzinnego. Niech jej matka użera się z Tarczą tłumacząc że jej tam nie było...
Jedynie o Milene i Nicolasa się trochę martwiła. Wiedziała jednak, że ci są na kilkudniowej wycieczce i wracają za dwa dni. Przy ostatniej wizycie w domu zauważyła kartkę na lodówce o treści: "odebrać dzieci z lotniska". Obok wisiała broszura z przewidzianymi atrakcjami.
Sorciere zrobiło się wtedy trochę smutno, bo matka nie była skora puszczać ją samą na wycieczki, a sama często była w "delegacji".
Teraz Quiche rozumiała powody, jednak wciąż czuła o to żal do matki.Walizkę i torbę odesłała do domu dziadka, do zapomnianej od paru lat garderoby, a w kieszeń wpakowała dokumenty i pieniądze. Na palec wsunęła tylko pierścień który Laufeyson zwędził Strange'owi. Mógł jej się przydać.
Po sprawdzeniu czy nie zostało nic, co mogłoby być użyteczne w najbliższym czasie była gotowa do drogi.
Spojrzała na towarzysza by utwierdzić się w przekonaniu, że także jest gotowy.
Przeniosła ich najpierw do pobliskiego bankomatu, żeby wypłacić wszystko co miała na koncie. Nie chciała by po wypłatach w kolejnych miejscach mogli ją namierzyć. Gdy w ręce trzymała wszystkie swoje oszczędności, cieszyła się, że Tarcza nie zablokowała jej konta. Być może liczyli, że w ten sposób ją dorwą.
Niedoczekanie...
Przeniosła ich do Las Vegas. W miejskiej dżungli miała nadzieję, że dadzą radę się zaszyć. Loki jako iż ubrany był normalnie, nie jak Asgardzki książe, podjął się wyzwania wynajęcia pokoju w hotelu. Chociaż wnętrze wyglądało raczej na tani motel aniżeli hotel. Przynajmniej nie narażali się na przypadkowe spotkania z agentami Tarczy. Quiche wiedziała, że zazwyczaj wynajmują oni lokum na "nieco" wyższym poziomie, chociaż wciąż niższym niż Stark.
Ciepła woda i miejcie do spania wystarczająco satysfakcjonowało Quiche. Tym bardziej, że po łazience nie biegały karaluchy, czego się po tym miejscu spodziewała.
Ich pokoik wygladał na nie remontowany od przynajmniej dekady, ale w zupełności wystarczał. Nawet mieli telewizor - wielkie kaciaste pudło. Sorciere sięgnęła pilota i włączyła pierwszy lepszy kanał. Akurat leciały wiadomości.
Już miała przełączyć kiedy na ekranie zobaczyła swoją twarz. Zamarła." Zawsze wydawało mi się że coś jest z nią nie tak"- wypowiadała się w wiadomościach jakaś nieznajoma Quicje dziewczyna. Podpisana była jako " wieloletnia przyjaciółka poszukiwanej" .
Wszystko kłamstwa...
- Nie do wiary... Tarcza nie próżnuje.
Okreslono ją mianem zaginionej. Przedstawiono wyssaną z palca historie o jej kłótni z rodziną i przyjaciółmi. Pokazano płaczącą kobiete, podpisaną jako jej matka.
Sorciere jednak najbardziej zdziwiło to, że była to telewizja lokalna. To nie wróżyło dobrze.
- Chyba wiedzą że jesteśmy w tym mieście - stwierdziła. Loki tylko kiwnął głową w geście zrozumienia.
Stał przed brudną szybą pokoju i wpatrywał się w tętniące życiem przedmieście za nią.- Nie możesz używać już mocy - stwierdził
- Co?- Wyrwał ją z zamyślenia -Czemu?
- To energia. Potężna. - stwierdził - Po jej śladzie nas znaleźli. Tak samo kiedyś zlokalizowali mój portal do mrocznego świata. - Wrócił do niej wzrokiem
- Na jakie nazwisko nas zameldowałeś? - spytała, a w odpowiedzi uzyskała tylko uśmieszek - No powiedz... - nalegała na co Laufeyson wywrócił oczyma przeobrażając się w podobiznę Clinta Bartona.
- Zgadnij - powiedział głosem łucznika.
- Skąd wziąłeś dokumenty? - zadała kolejne pytanie. Przecież nie miał kiedy "pożyczyć" ich od Clinta. Laufeyson tylko uśmiechał się zagadkowo - Chociaż chyba jednak wolę nie wiedzieć - powiedziała po przemyśleniu.
- To twoje - Stwierdził oddając dziewczynie jej dowód.
Quiche popatrzyła na niego pytająco.
- To nie problem nałożyć iluzję na kartkę plastiku.- Kawałek - poprawiła go - Mówi się kawałek plastiku - wyjaśniła - Z resztą nie ważne - rzuciła wymijająco po czym ziewnęła
- To był dla Ciebie ciężki dzień.
- Mam wrażenie, że będzie tylko gorzej. - mruknęła - Jutro trzeba będzie stąd wyjechać - kolejne zdanie zakończyła ziewnięciem.
Już chciała przywołać do siebie walizkę kiedy przypomniała sobie o ograniczaniu używania mocy.
- Walizki... - zaczęła jednak Loki jej przerwał
- Przedmioty możesz przenosić - uspokoił ją - Im mniejsze ciało tym lepiej. Problemy pojawią się dopiero kiedy zechcesz przenieść jakąś osobę. Do tego zużywa się o wiele więcej energii.
Sorciere zmęczona po całym dniu nie wdawała się w dyskusję ani o nic nie dopytywała. Przeniosła z garderoby w domu dziadków swoje walizki. Zabrała torby do obskórnej łazienki i naszykowała się do spania. Kiedy sennie wyszła w zaparowanego pomieszczenia, dotarło do niej, że w pokoju znajdowało się jedno podwójne łóżko.
- Ja nie będę spać - wyprzedził jej myśli stojący przed oknem Laufeyson
- Przestań gadać głupoty. - podeszła do niego i niemal zwiesiła się na jego ramieniu
- Idź spać - mruknął niezadowolony.
- Ty też. Nie wymyślaj, tylko chodź - pociągnęła go w stronę mebla. - Nosić Cię jutro nie będę.
CZYTASZ
Tajemnice ||Marvel ||L.L.
Fiksi PenggemarKażdy z nas ma jakieś tajemnice... Szkoda tylko, że czasami mogą mieć one poważne konsekwencje, nie tylko dla nas, ale dla naszych bliskich. Jak trudno odkrywa się zatajoną prawdę, przekona się Sorciere Quiche. Życie nie raz zaskakuje. Ludzie, kt...