XLVI

331 40 2
                                    

Wysiedli z pociągu w milczeniu. Zarówno teraz ruda Quiche jak i ciemnoskóry Laufeyson nie uważali ciszy za krępującą. Rozglądając się po stacji nie zauważyli niczego choćby wyglądającego podejrzanie. Jednak to, że nie widzieli żadnego ewidentnego agenta tarczy, nie znaczyło że ich tu wcale nie było. Musieli zachować czujność. Usiedli na ławce i czekali na swój transport.

- W sumie mogłabym już teraz użyć mocy i nas przenieść gdzieś daleko - myślała na głos Sorciere.

- Im dłużej będziemy używać Mitgardzkich metod tym lepiej. Twoja moc jest charakterystyczna, a nasze pierścienie tworzą tunel, którego krańce łatwo prześledzić.

- Pierscienie? Mam rozumieć, że zwędziłeś Strange'owi więcej niż jeden? - spytała unosząc brew

- Używam jednego od dość dawna. - stwierdził - Jak inaczej dotrzymałbym Ci tempa? Maskuje jedynie portal. - przyznał - To poniżające, że muszę używać metod, którymi posługiwać może się każdy zwykły człowiek po odpowiednim treningu. To niegodne boga.

- Jakoś teraz nie przeszkadza Ci czekanie na pociąg. A to przecież zwyczajny ludzki środek transportu.

- Nie chodzi o sam transport, a o używanie tak banalnej magi. - skrzywił się, kiedy w zdanie wciął się mu odjeżdżający pociąg - Wolę bardziej wyszukaną. Z resztą nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków.

- Niezłe wytłumaczenie - burknęła dziewczyna.

Po odjeździe pociągu stacja opustoszała. Byli tylko oni i schowana za okienkiem kasy biletowej kobieta. Ta jednak nie była zainteresowana siedzącą nieopodal dwójką. Zapatrzona w ekran komórki uśmiechała się do siebie.

- Chociaż... - Przerwał ciszę Loki wpatrując się gdzieś w dal.

- Co "chociaż"? - została wyrwana z zamyślenia.

- Może jeszcze masz szansę - powiedział odwracając się w jej stronę z nieodgadnionym błyskiem w oku.

- Nie rozumiem o czym mówisz. - pokręciła głową, a mężczyzna chwycił ją za dłoń.

- Miałaś, wciąż masz, swoje życie, rodzinę. Matkę, ojczyma, rodzeństwo i dziadków. Jeszcze możesz do nich wrócić. Do nich i do przyjaciół. Przekreśliłem wszystko to co między wami było. Sama to przyznałaś. Innymi słowy, ale jednak - powiedział szybko, tak by nie dać sobie przerwać. Dziewczyna wyraźnie miała zamiar wciąć się w jego wypowiedź. Jednak on musiał skończyć to co zaczął mówić - Można to jeszcze naprawić. Zwal winę na mnie. Przyznam się do do zawładniecia Twoim umysłem, do wszystkiego! - jego oczy się zeszkliły kiedy to mówił - Wciąż masz szansę!

Stworzona wcześniej iluzja rozpłynęła się niczym mgła. Quiche aż coś w środku zabolało widząc Loki'ego na skraju rozpaczy. Wrak człowieka którego znała

- Pojawiając się tamtego dnia, zniszczyłem Ci życie. - kontynuował. Przygryzł lekko wargę, nim z jego ust popłynęły kolejne słowa - Niewiedza bylaby dla Ciebie lepsza, niż to co Ci zgotowałem. Nawet gdyby ktoś odkrył wtedy Twoją moc, to prawdopodobnie potraktowano by Cię jak zwykłego X-mana. Sama mówiłaś, że to była pierwsza myśli Starka. Od tarczy dostalabys cieplą posadke w zamian za to, że nie zniszczenie świata oraz współpracę. - zwiesił nieco głowę jednak wciąż świdrował ją szmaragdowym wzrokiem - Nawet teraz może się to udać. - powiedział z nagłym ożywieniem - Może, tak po prostu, wrocilabys do studiowania i swojego życia. Nadal mieszkałabyś u Tonego... - rozwijał temat choć sam nie do końca w to wierzył

- Wiesz że to nie byłoby to samo? - przerwała mu.

- Wiem. Bezpowrotnie zniszczyłem Ci życie - zacisnął powieki

- Nie byłoby to samo bez Ciebie. - powiedziała nim usłyszeli z oddali gwizd nadjeżdzającego pociągu. Laufeyson ponownie nałożył na nich iluzję.

- Było by lepiej - prychnął wstając i chwytając za walizkę Quiche.
Sorciere uniosła brew po czym z zaskoczenia cmoknęła go w usta.

- Ja uważam inaczej. - stwierdziła zabierając drugą torbę i idąc w stronę hamującego pociągu.
Loki burknął coś pod nosem ale podążył za dziewczyną.
Mimo wszystko nie żałowała swojej decyzji. Tego, że razem uciekli.
Przecież wiedziała na co się pisze. Zdawała sobie sprawę, że jej decyzja bedzie nieodwołalna... Może nie do końca ale w pewnym stopniu wiedziała jakie będą skutki. Z resztą może to i lepiej dla wszystkich, że uciekła?
Nie widziała swojej przyszłości ani w Nowym Jorku ani nigdzie. Mimo, że miała dobrą szkołę i zapowiadało się, że skończy ją z nie najgorszymi wynikami, nie widziała tam swojego miejsca.
Przecież już wcześniej nigdzie nie pasowała. Zakolegowała się z nią tylko Gabriele ale to też dlatego, że inni ją omijali. Tak więc były dwoma dziwadłami które zamiast bawić się lalkami, ganiały się po lesie na działce należącej do rodziców Gabriele.
Sorciere z utęsknieniem wspominała czas gdy nie przejmowała się swoim "odstawaniem" od reszty. Nie była wtedy sama. W sumie teraz też nie jest...

Spojrzała przelotnie na Laufeysona. Siedział już wygodnie na fotelu obok. Quiche mogłaby przysiądz że śpi.

Teraz też ma towarzysza "inności", choć miała wrażenie, że ich relacja znacznie się różni od tej znanej z dzieciństwa. Sorciere zastanawiała się nad tym, czy przyczyną tego jest fakt, że teraz jest dorosła, czy może coś zupełnie innego.
Miała na końcu języka słowo, które mogłoby opisać ich więź, lecz ciągle gdzieś jej umykało.
Oparła się o jego ramię i ze zdziwieniem zauważyła że mężczyzna ją objął. Jeszcze raz na niego spojrzała.
Nadal wyglądał jak by spał, jednak Sorciere zauważyła nikły uśmiech w kąciku.
Wtuliła się i próbowała rozluźnić.
Zauważyła już jakiś czas temu że jest cały czas spięta. Jej ciało gotowe było w każdej chwili do ucieczki.
Przeleżała tak do ich stacji.

Miasto aniołów powitało ich gwarem i pędem. Sorciere dostrzegła, że tak naprawdę jest bardzo podobne do Nowego Jorku. Gdzieś między budynkami zamajaczyła im Statua Wolności. Ogromny pomnik dający złudną nadzieję, że wszystko jest w porządku a każdy jest wolny i ma wolną wolę.

Z jakiegoś powodu Quiche przeszły ciarki. Nie była pewna czy to przez wizję niechybnego aresztowania przez tarczę i stracenia tak ważnej dla każdego amerykanina rzeczy jaką jest wolność, czy przez różnicę temperatur między wnętrzem pociągu a dworcem centalnym.

Po raz kolejny nie wiedziała gdzie się udać.

Miasto było rozświetlone i tętniło życiem. Niemal na każdym kroku ktoś reklamował atrakcje turystyczne
- Co powiesz na małą przejażdżkę? - spytała nagle, wskazując przy tym brodą na bilbord zachęcający do objazdu po kluczowych punktach miasta.

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz