LI

345 36 7
                                    

To będzie z korzyścią dla obu światów... - utwierdzał się w przekonaniu.

- Skoro już się wyspałaś to może zechcesz być przydatna i nam pomożesz? - odezwał się wytrącając dziewczynę ze skupienia. Płomień tańczący jeszcze przed chwilą na jej dłoni zniknął.

- Możecie mi telewizję zamontować.

- Liczymy na Twoją współpracę.

- Przeliczycie sie. Nie macie karty przetargowej. Nie mam do czego wracać.

- Możemy Cię uniewinnić.

- A co to da? Natasha przy pierwszej lepszej okazji rozszarpie mnie na strzępy. Rozgłosiliście w mediach jako bym była uciekinierką, więc nie mam przyjaciół ani życia w mieście. A tu w sumie macie nienajgorzej. Tylko z jedzeniem gorzej, bo nie jadłam od... pięciu godzin zanim tu trafiłam. I w sumie telewizją też bym nie pogardziła.

- Dajcie jej coś do jedzenia - rzucił jednooki, po czym podszedł do pulpitu znajdującego koło celi - A my pójdziemy na spacer. Rozemocjonowałaś swoją matkę wiesz?

- Nie interesuje mnie to.

- Wiesz czemu do nas wstąpiła?

- Nie i nie interesuje mnie to.

- Dla Ciebie. Chciała byś mogła iść na takie studia jakie chcesz. Zrobiła to dla Ciebie

- Nie prosiłam o to.  Mogła przecież znaleźć normalną pracę

- A ty normalnych znajomych. - skwitował

- Powiedział to gościu w skórzanym płaszczu i przepaską na oku, mieszkający kilka kilometrów nad ziemią, otoczony bandą ludzi w czarnych kostiumach z wróblem jako godłem.

- Wracając do tematu twojej matki

- Już powiedziałam jej wszystko... No prawie, ale wystarczająco. - powiedziała, kiedy cela się otworzyła.

- Chodź.

- Mnie tu wygodnie.

- Twoja mama stwierdziła, że się zmieniłaś odkąd..

- No ja też myślałam, że jest inna. - przerwała mu - A tu proszę! Tajna agentka, a na dodatek... - zacisnęła usta w wąską linię - Szkoda w ogóle gadać.

- Chodź, coś Ci pokaże.

- Możesz mnie od razu wyrzucić za burtę Dyrektorku.

- Gdybym chciał Cię zabić, to już byś nie żyła. Teraz chodź. - podszedł, a Sorciere z westchnięciem podniosła się z ławki.

- Mam nadzieję, że dajecie coś dobrego na stołówce - stwierdziła wychodząc z celi. Wciąż miała skute ręce. Wyprowadził ją z pomieszczenia z celą i o dziwo w towarzystwie jedynie jednego strażnika prowadził Quiche w jakąś stronę.

- Mówisz, że nami gardzisz tak?

- Gardzę tym śmieciem który miał mnie niby przesłuchiwać. To na pewno, a co do reszty... Zastanowię się. Chociaż i tak nie dażę was sympatią.

- To i tak nie najgorzej. Wiesz co robi nasza organizacja? - drążył dalej.

- No właśnie odczuwam na własnej skórze - powiedziała unosząc do góry kajdany.

- To tylko kwestia bezpieczeństwa.

- Sądząc po ogniu w mojej celi niezbyt skuteczne. - stwierdziła na co Fury ściągnął brwi.

- Tylko w przypadku niebezpieczeństwa stosujemy takie metody. Ty uciekałaś, więc było to konieczne.

- Człowieku, ja wam dałam się aresztować! Do końca swojej kadencji ganiałbyś mnie po świecie.

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz