Kiedy skończył mówić, w jego ręce pojawił się telefon. Przyłożył telefon do ucha i zaczął mówić, dosyć głośno i bardzo bez sensu. A przynajmniej Sorciere nie zrozumiała ani słowa wypowiedzianego w tym dziwacznym języku. W niczym nie przypominał tych, które chociażby słyszała wcześniej. Dlatego uznała, że kiedy indziej zapyta o to Laufeysona.
Loki szybkim krokiem staranował agenta, który wypuścił urządzenie z rąk. To spadło na podłogę i popękało.- Oh pardon - wtrącił po francusku miękkim i melodyjnym głosem Laufeyson udając, że jest mu bardzo przykro z powodu "wypadku". - Pokryję koszty telefonu - przeszedł na angielski. Sięgnął za poły marynarki i wyjął z niej portfel. Zaczął wyciągać i liczyć banknoty
- Niech się pan nie trudzi - powiedział agent z westchnięciem i tak jecchałem kupić nowy - uśmiechnął się krzywo brnąc w kłamstwo Lokiego o "telefonie"
- Naprawdę? Wygląda na nowy. Jakiej to firmy? - zapytał i zaczął się schylać po leżące nadal na ziemi urządzenie.
Zgodnie z jego przewidywaniem agent szybko poderwał urządzenie nie pozwalając "cywilowi" na dotykanie urządzenia.- Spokojnie. Na prawdę nic się nie stało. - powtórzył agent - wygrałem mnóstwo kasy więc kupno nowego nie będzie problemem - wymyślił w nagłym przypływie weny. W końcu byli w Las Vegas, gdzie wygrane i bankructwa są na porządku dziennym.
-Na wszelki wypadek podam Panu mój numer - Loki nadal brnął w granie uczciwego obywatela. Wyciągnął dwie kartki i przepisał coś z jednej na drugą po czym podał zmieszanemu agentowi. - Gdybym jednak trzeba by było pokryć koszty... - zaczął jednak przerwała mu Sorciere podbiegając w raz z walizkami do mężczyzn.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale zaraz pociąg nam ucieknie. - powiedziała wręczając Laufeysonowi jeden z bagaży.
- Gdyby jednak... - ponownie zaczął natarczywie Loki, jednak agent zbył go obiecując, że w razie potrzeby zadzwoni.
- Co mu podałeś za numer? - spytała Sorciere gdy już siedzieli w pociągu. Loki wzruszył ramionami. - No wiem, że chcesz mi powiedzieć... - powiedziała z przekonaniem
Ciekawość zżerała ją od środka. Quiche dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć boga kłamstw w akcji.
- Jeśli już musisz wiedzieć to był to numer do tej twojej natarczywej koleżanki - uległ w końcu
- Gabriele?
- Nie. Tej irytującej z którą omal nie dzieliłaś pokoju.
- Chodzi Ci o Anie?
- Prawdopodobnie tak. - kiwnął głową -Wcisnęła mi kiedyś tę kartkę. - powiedział
- I nosisz ją ze sobą przez cały czas? - Quiche uniosla brwi
- Przed chwilą przypomniałem sobie o tej kartce. - wytłumaczył czując, że jednak powinien coś powiedzieć. Przeczesał przy tym nerwowo włosy.
Niewygodny temat... - pomyślała czując przy tym ukłucie zazdrości. Sama nie wiedziała z jakiego powodu, więc zaraz skarciła się za to w myślach. - To jego sprawa. Nic mi do tego
- Eche... - powiedziała z zwątpieniem w głosie. Postanowiła nie drążyć tematu.
- Wątpisz w to czy mówię prawdę?
- Dziwne by było gdybym nie wątpiła
- Do czego to doszło, żebym nie potrafił oszukać Mitgardki - westchnął nieco zbyt teatralnie.
- Mitgardkę może oszukasz - nachyliła się do niego - ale oboje wiemy, że nawet nie próbowałeś być przekonujący w moim przypadku - wróciła na swoje miejsce.
Siedzieli na poczwórnych siedzeniach ustawionych po dwa naprzeciwko siebie. Umożliwiało to siedzenie twarzą w twarz. Oddzielał ich tylko rozkładany stolik.
CZYTASZ
Tajemnice ||Marvel ||L.L.
FanficKażdy z nas ma jakieś tajemnice... Szkoda tylko, że czasami mogą mieć one poważne konsekwencje, nie tylko dla nas, ale dla naszych bliskich. Jak trudno odkrywa się zatajoną prawdę, przekona się Sorciere Quiche. Życie nie raz zaskakuje. Ludzie, kt...