extra rozdział na zakończenie

243 24 3
                                    

Niemal od samego początku przygotowywaliśmy się na dzień końca. Szkoliliśmy się by gdy nadejdzie ostatnia godzina, zmierzyć się z poległymi haniebną śmiercią.
I oto nadeszła. ONA. Na czele swoich nieumarłych wojsk. 
Ci, którzy zginęli w boju rzecz jasna walczą z nami ramię w ramię. Wojownicy Walhalli. Byłem podekscytowany gdy usłyszałem trąby zwiastujące Ragnarok. Wsiadłem na koń i w pierwszym szeregu z innymi Wojami galopowaliśmy ku końcowi.

- Za Asgard! - krzyczeliśmy ile sił w piersiach.

Spodziewałem się wszystkiego. Nieludzkich kreatur, rozlewu krwi i spotkania twarzą w twarz ze śmiercią we własnej osobie. W życiu jednak nie pomyślałbym, że zobaczę to, co tam ujrzałem.
Nie spodziewałem się zobaczyć znudzonej, stojącej w nieładzie armii umarłych z zawodem wpatrujących się w cztery postaci.
Heimdall stał z założonymi rękami i z uśmiechem patrzył jak jedna drobna dziewoja zakończyła walkę nim ta się w ogóle zaczęła! Przerażająca Hel również się uśmiechnęła wykrzywiając swoje odrażające oblicze.  Mimo uśmiechu miałem wrażenie, że zło bijące z jej oczodołów raniło duszę każdego kto w nie spojrzał. Minęła chwila, a armia trupów wracała na statek. Na brzegu za to pozostawili swoją królową.
Nawet Odyn zsiadł ze swojego konia, który swoją drogą był bratem obecnej tu królowej Hel.
Cała ta sytuacja była absurdalna. Któż by pomyślał, że zamiast zmierzchu bogów ujrzę taką groteskę...
Nawet ten zdrajca Loki się uśmiechał, a co dziwniejsze nazwał Thora bratem, jak gdyby ich wcześniejsze waśnie nie miały teraz żadnego znaczenia. Odyn nakazał nam odwrót, więc ostatnie co wtedy widziałem, to jak Thor ściska kłamce i tą jego Mitgardkę, córkę Forsetiego. Ta sytuacja była na prawdę dziwna, a ja w życiu nie spodziewałbym się takiego zakończenia Ragnaroku. - powiedział pociągając ogromny łyk miodu z kufla mężczyzna. Siedząca u niego na kolanach kobietka potaknęła głową. Chciała jeszcze o coś zapytać, jednak przerwało jej głośne "Toast" wybrzmiewające na sali.

- Za młodą parę! - wrzasnął Thor kładąc dłoń na ramieniu brata i obejmując jego świeżo upieczoną małżonkę.
Na sali rozbrzmiały liczne toasty.

-  Wystarczy wystarczy- Próbowała wyrwać się z miażdżących objęć blondyna Quiche. Gdy w końcu jej się to udało, wygładziła suknię. "Dużo wrażeń jak na jeden dzień" pomyślała wracając pamięcią do wydarzeń minionego dnia...

Gdy na moście zostali sami, no może poza obecnością Thora, Sorciere zamachnęła się i z głośnym plaskiem uderzyła czarnowłosego. 

- Ty debilu! Dlaczego do cholery przez tyle czasu nie dawałeś nawet znaku życia?! - krzyczała, a po jej policzkach sunęły łzy - Ty pieprzony samolubie!

- Sorciere uspokój się - odezwał się Thor - 

- Zamknij się! - ryknęła na niego nawet nie spoglądając w jego stronę.- Najlepiej dołącz do swoich wojsk - powiedziała nieco spokojniej. Thor postanowił, że pozwoli im pobyć trochę na osobności i dość szybko się oddalił. - Dlaczego? - wychlipała

- Sorciere... Wybacz. 

- Dlaczego? - powtórzyła jak by jego przeprosiny do niej nie dotarły.

- Zrozum, nie mogłem. Nie potrafiłem. Przez chwilę myślałem, że jak znowu zniknę, jak znowu wszyscy uznają mnie za zmarłego, będzie lepiej. 

- Niby dla kogo?! Czy ty wiesz jakim jesteś samolubnym sk...

- Dla Ciebie.-  przerwał jej w pół słowa i złapał na dłoń - Nikt ci nie mówił, że jestem nieodpowiednią partią? - uśmiechnął się patrząc na to jak Quiche splata swoje palce z jego.

- Nawet nie wiesz ile razy i ile osób - przyznała nieco prychając pod nosem - Straciłam rachubę kiedy zrobiła się z tego liczba trzycyfrowa - uśmiechnęła się smutno 

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz