XX

509 53 6
                                    

Rankiem obudził go zapach świeżo zmielonej kawy. Coś mu nie pasowało... No tak, spał w łóżku Sorciere. Która najwyraźniej obudziła się dużo wcześniej, gdyż była już ubrana oraz niosła w dłoniach parujące kubki. Uśmiechnęła się w dziwny sposób, gdy podniósł się do siadu. Czy coś było z nim nie tak? Włosy? Gdy ich dotknął i z niejakim przerażeniem stwierdził że znowu zaczęły się kręcić. Szybko ukrył to zaklęciem. Sorciere zatrzymała się w połowie drogi z niezadowoloną miną. Podobało jej się gdy jego pofalowane włosy były w lekkim nieładzie. Wiedziała tez że nie często ktoś ma okazję zobaczyć go w takim stanie.

- Tak? - zapytał nie do końca wiedząc o co jej chodzi. Zrobił coś źle? Znowu?

- Nie używaj na mnie trików. - powiedziała, a po jej słowach nastała chwila ciszy pod czas której wpatrywali się w siebie. Trwali tak do czasu, aż Loki ciężko westchnął po czym zdjął czar.

- Wątpię by Strange podołał zadaniu i dowiedział się czyją jesteś córką...- powiedział przeczesując włosy palcami po czym wziął od dziewczyny kubek z kawą.

Taka mała rzecz jak kawa, a tak cieszy

- Masz jakiś plan? - zapytała

- Udamy się do Studni Udr...

- Tam mieszkają Norny? - zapytała przypominając sobie wiadomości z mitologii. Mogła przeczytać całą...

- Tak. - powiedział po czym przeczesał ręką poplątane kosmyki - Tylko przedostanie się tam może być ciężkie. Najpierw trzeba mieć otwarty i w miarę stabilny portal.

- Jak rozumiesz "w miarę stabilny"? - zapytała z lekkim niepokojem w głosie.

- Taki, żeby nie zamknął się nim cała się w nim zmieścisz. - odpowiedział jak by to było oczywiste nawet dla dziecka

- A co jeśli nie zdążę? 

- Wtedy na przykład twoja noga zostanie w innym wymiarze niż reszta ciała.- wzruszył ramionami - Ale spokojnie, nie musimy nawet szukać żadnego portalu. I raczej nie będzie problemu z jego stabilnością.

-Jak to? - zapytała, a Loki wyciągnął z kieszeni pierścień. Taki sam jaki widziała w Kamar-Taj u Strange'a i innych mistrzów - Nie wiem czy powinnam Cię opieprzyć za kradzież tego cacka, czy może podziękować.- uśmiechnęła się szeroko Quiche

- Wolę to drugie, ale rób co chcesz- rzucił z charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem.

- To kiedy się tam wybieramy? - spytała z nieukrywanym entuzjazmem

- Mógłbym nawet teraz. Jednak twoje zniknięcie rzuci się w oczy. Poczekaj do weekendu, wtedy wyruszymy.

- Ale chodzi Ci o ten weekend? - upewniła się

- Nie, za jakieś cztery tysiące lat- powiedział nieco zirytowany- Czy jest powód dla którego miałby nie być to ten weekend?- dodał z westchnięciem.

- Jest ślub Josha...

- To w takim razie poczekam.- powiedział neutralnie choć z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. 

- Dziękuję. - powiedziała po czym przytuliła go. Delikatnie ją objął. Chyba zaczął się do tego przyzwyczajać i musiał przyznać że to... Miłe.

- Przecież chodzi tu o Ciebie. Nie masz za co mi dziękować. 

- Oboje wiemy że jest inaczej.- stwierdziła - Potrzebuję osoby towarzyszącej. - stwierdziła czym przykuła uwagę rozmówcy. - Na ślub Josha- wyjaśniła

- Masz już jakiegoś kandydata? - spytał oglądając swoje paznokcie

- Muszę przyznać, że najchętniej, to poszłabym tam z tobą...

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz