XXXI

414 47 13
                                    

Chyba nikt nie lubi poniedziałków jednak dla Quiche po ciężkim weekendzie wydawał się on czymś nierealnym do przeżycia.
Okropnie żałowała, że wstała dzisiaj z łóżka.
Pierwszy wykład, jak i kolejne, nie należał do najciekawszych i okropnie się dłużył. Powieki co chwile jej opadały, a panujący za oknem skwar wcale nie poprawiał sytuacji.

Uszkodzona wentylacja nie dawała sobie rady z duchotą panującą w pomieszczeniu. Gdy tylko wykład się skończył wraz z tłumem ludzi opuściła salę i niemal natychmiast skierowała się ku wyjściu z budynku. Miała kwadrans na znalezienie się po drugiej stronie obiektu, więc usiadła w cieniu na ławce i jako jedna z wielu osób próbowała się ochłodzić. Przymknęła oczy, jednak po chwili gwałtownie się poderwała przez ból jaki poczuła w prawej stopie. Przed sobą zobaczyła blond włosy, okulary i przepraszający uśmiech Anie.

- Bardzo Cię przepraszam Sorciere- powiedziała ze skruchą - Nie chciałam Cię nadepnąć, to wszystko przez te buty - mówiąc to wskazała na wysokie szpilki

- Nic się nie stało - skłamała Quiche chcąc by rozmówczyni jak najszybciej sobie poszła. Cały czas czuła okropny ból w małym palcu. Anie jeszcze raz przepraszając pożegnała się i pobiegła, niemal zabijając się na niebotycznie wysokich butach, w stronę jakiegoś szatyna machającego w ich stronę. Czy to John? Możliwe. Świruska spotyka się z kujonem. -Pomyślała Sorciere - Może jak sobie kogoś znajdzie na stałe, będzie mniej upierdliwa - dodała w myślach.

Po chwili zdecydowała się podnieść z ławki, jednak gdy dotknęła stopą ziemi ból tylko się wzmógł. Nie chcąc ryzykować przenoszenia się w miejscu publicznym, kuśtykając doczłapała się do drzwi.

Na szczęście zdążyła wejść do sali, nim w drzwiach pojawił się gburowaty profesor. Przez pulchną twarz początkowo wydawał się miły, jednak szybko okazało się, że był on czepialskim starym zgredem, bo inaczej się go nazwać nie dało.

Kiedy z wielkim trudem minęła ostatnia, ciągnąca się wieczność godzina nauki, Sorciere nadal miała problem z chodzeniem. Poszła do łazienki, gdzie po sprawdzeniu, czy w żadnej z kabin nikogo nie było przeniosła się do swojego apartamentu

Tam niemal od razu przywitało ją zmartwione spojrzenie szmaragdowych oczu.

- Nawet. Nie. Pytaj - wysyczała przez zęby wlekąc się by usiąść na łóżku - Moje życie to pasmo przeciwności losu - mówiąc to zdjęła buta tylko po to by zobaczyć opuchniętego palca - Anie chyba złamała mi palca przy pomocy obcasa - powiedziała nieco rozżalona.

- Coś na to poradzimy - powiedział po czym zaczął coś szeptać pod nosem w nieznanym Quiche języku. Sorciere odetchnęła z ulgą gdy ból mijał a ona była już w stanie poruszać palcem - Nauczyła mnie tego moja przybrana matka - powiedział z nostalgią w głosie. - Jest to chyba jedyna dobra rzecz którą potrafię zrobić. Reszta.. służy tylko niszczeniu. - powiedział odsuwając się, a w jego oczach można było dostrzec żal.
Quiche przejechała ręką po jego policzku, a przed jej oczyma pojawiła się wizja tego, jak Laufeyson używa mocy by oszukać niskiego mężczyznę, następnie jak obcina jakiejś kobiecie włosy... Wzdrygnęła się zabierając rękę z powrotem.

- Co się dzieje?- zapytał wyraźnie zmartwiony. Właśnie teraz do niego dotarło, że podobna sytuacja miała miejsce także wcześniej, jednak jego priorytetem było wtedy odnalezienie "korzeni" Sorciere.

- Znowu widziałam... Fragment twojego życia. -powiedziała przykładając dłoń do skroni - i znowu głowa mi pęka.

- Połóż się.- mówiąc to podłożył jej poduszkę - Nie pierwszy raz Ci się to przydarza.

- Tak, już Ci mówiłam. Czasem widzę kluczowe rzeczy z życia innych.

- Ale wciąż nie panujesz nad tym? .- Zapytał, choć dobrze znał odpowiedź

- Nie.- powiedziała przymykając oczy.

- Potrenujmy i popracujemy nad tym - powiedział uśmiechając się - A jeśli mogę spytać... Co takiego widziałaś? - rzucił niepewnie.

- Przykład tego o czym mówiłeś.- powiedziała otwierając oczy by na niego spojrzeć. Jak używając swojej mocy okradłeś jakichś niziołków i jak obciąłeś... Zaraz! Czy to było wspomnienie o tych złotych włosach?- zapytała, a gdy przytaknął stwierdziła - Inaczej to sobie wyobrażałam.

- Jak tak dalej pójdzie to nie będziesz musiała zwiedzać krain, żeby wiedzieć jak wyglądają zarówno one jak ich mieszkańcy - zaśmiał się. - jesteś na prawdę... niezwykła.

- Nie wiem czy powinnam dziękować. To był komplement? - Zapytała, a w odpowiedzi dostała jedynie wzruszenie ramion. - Czuję się trochę jak dziwoląg i chyba z każdym dniem jestem nim coraz to bardziej. - przyznała - Zaczęło się od przeniesienia się kubka z herbatą... Teraz nie tylko teleportuję ludzi i przedmioty, ale zakrzywiam czas, choć tego nie kontroluje i siedzę w głowach innych ludzi, czego też nie kontroluje. Na dodatek mój ojciec, którego na oczy nie widziałam, siedzi sobie w innym świecie, po drugiej stronie tęczowego mostu.- podsumowała z lekką pogardą i kpiną w głosie - Chodzące dziwadło z jeszcze bardziej dziwną rodzinką.

- To jest nas dwoje - powiedział po czym poklepał ją po ramieniu i podniósł się z posłania. Quiche spojrzała się na niego nierozumiejącym wzrokiem - No co? Nie powiesz mi, że ja, lub moja "rodzinka" jest normalna.

- Ale ty się tam wychowałeś. Tam byłeś normalny.

- Dobre sobie... - prychnął - nawet w Asgardzie odstawałem. Większość Asgardczyków raczej niewiele miała wspólnego z Lodowymi Olbrzymami, a tym bardziej z ich władcą. A ja? Na dodatek moja skóra zmienia kolor - popatrzył się na nią poważnie - Z resztą sama zobacz. Skupię się na wspomnieniu a ty spróbuj je zobaczyć.

Tajemnice ||Marvel ||L.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz