Chyba nikt nie lubi poniedziałków jednak dla Quiche po ciężkim weekendzie wydawał się on czymś nierealnym do przeżycia.
Okropnie żałowała, że wstała dzisiaj z łóżka.
Pierwszy wykład, jak i kolejne, nie należał do najciekawszych i okropnie się dłużył. Powieki co chwile jej opadały, a panujący za oknem skwar wcale nie poprawiał sytuacji.Uszkodzona wentylacja nie dawała sobie rady z duchotą panującą w pomieszczeniu. Gdy tylko wykład się skończył wraz z tłumem ludzi opuściła salę i niemal natychmiast skierowała się ku wyjściu z budynku. Miała kwadrans na znalezienie się po drugiej stronie obiektu, więc usiadła w cieniu na ławce i jako jedna z wielu osób próbowała się ochłodzić. Przymknęła oczy, jednak po chwili gwałtownie się poderwała przez ból jaki poczuła w prawej stopie. Przed sobą zobaczyła blond włosy, okulary i przepraszający uśmiech Anie.
- Bardzo Cię przepraszam Sorciere- powiedziała ze skruchą - Nie chciałam Cię nadepnąć, to wszystko przez te buty - mówiąc to wskazała na wysokie szpilki
- Nic się nie stało - skłamała Quiche chcąc by rozmówczyni jak najszybciej sobie poszła. Cały czas czuła okropny ból w małym palcu. Anie jeszcze raz przepraszając pożegnała się i pobiegła, niemal zabijając się na niebotycznie wysokich butach, w stronę jakiegoś szatyna machającego w ich stronę. Czy to John? Możliwe. Świruska spotyka się z kujonem. -Pomyślała Sorciere - Może jak sobie kogoś znajdzie na stałe, będzie mniej upierdliwa - dodała w myślach.
Po chwili zdecydowała się podnieść z ławki, jednak gdy dotknęła stopą ziemi ból tylko się wzmógł. Nie chcąc ryzykować przenoszenia się w miejscu publicznym, kuśtykając doczłapała się do drzwi.
Na szczęście zdążyła wejść do sali, nim w drzwiach pojawił się gburowaty profesor. Przez pulchną twarz początkowo wydawał się miły, jednak szybko okazało się, że był on czepialskim starym zgredem, bo inaczej się go nazwać nie dało.
Kiedy z wielkim trudem minęła ostatnia, ciągnąca się wieczność godzina nauki, Sorciere nadal miała problem z chodzeniem. Poszła do łazienki, gdzie po sprawdzeniu, czy w żadnej z kabin nikogo nie było przeniosła się do swojego apartamentu
Tam niemal od razu przywitało ją zmartwione spojrzenie szmaragdowych oczu.
- Nawet. Nie. Pytaj - wysyczała przez zęby wlekąc się by usiąść na łóżku - Moje życie to pasmo przeciwności losu - mówiąc to zdjęła buta tylko po to by zobaczyć opuchniętego palca - Anie chyba złamała mi palca przy pomocy obcasa - powiedziała nieco rozżalona.
- Coś na to poradzimy - powiedział po czym zaczął coś szeptać pod nosem w nieznanym Quiche języku. Sorciere odetchnęła z ulgą gdy ból mijał a ona była już w stanie poruszać palcem - Nauczyła mnie tego moja przybrana matka - powiedział z nostalgią w głosie. - Jest to chyba jedyna dobra rzecz którą potrafię zrobić. Reszta.. służy tylko niszczeniu. - powiedział odsuwając się, a w jego oczach można było dostrzec żal.
Quiche przejechała ręką po jego policzku, a przed jej oczyma pojawiła się wizja tego, jak Laufeyson używa mocy by oszukać niskiego mężczyznę, następnie jak obcina jakiejś kobiecie włosy... Wzdrygnęła się zabierając rękę z powrotem.- Co się dzieje?- zapytał wyraźnie zmartwiony. Właśnie teraz do niego dotarło, że podobna sytuacja miała miejsce także wcześniej, jednak jego priorytetem było wtedy odnalezienie "korzeni" Sorciere.
- Znowu widziałam... Fragment twojego życia. -powiedziała przykładając dłoń do skroni - i znowu głowa mi pęka.
- Połóż się.- mówiąc to podłożył jej poduszkę - Nie pierwszy raz Ci się to przydarza.
- Tak, już Ci mówiłam. Czasem widzę kluczowe rzeczy z życia innych.
- Ale wciąż nie panujesz nad tym? .- Zapytał, choć dobrze znał odpowiedź
- Nie.- powiedziała przymykając oczy.
- Potrenujmy i popracujemy nad tym - powiedział uśmiechając się - A jeśli mogę spytać... Co takiego widziałaś? - rzucił niepewnie.
- Przykład tego o czym mówiłeś.- powiedziała otwierając oczy by na niego spojrzeć. Jak używając swojej mocy okradłeś jakichś niziołków i jak obciąłeś... Zaraz! Czy to było wspomnienie o tych złotych włosach?- zapytała, a gdy przytaknął stwierdziła - Inaczej to sobie wyobrażałam.
- Jak tak dalej pójdzie to nie będziesz musiała zwiedzać krain, żeby wiedzieć jak wyglądają zarówno one jak ich mieszkańcy - zaśmiał się. - jesteś na prawdę... niezwykła.
- Nie wiem czy powinnam dziękować. To był komplement? - Zapytała, a w odpowiedzi dostała jedynie wzruszenie ramion. - Czuję się trochę jak dziwoląg i chyba z każdym dniem jestem nim coraz to bardziej. - przyznała - Zaczęło się od przeniesienia się kubka z herbatą... Teraz nie tylko teleportuję ludzi i przedmioty, ale zakrzywiam czas, choć tego nie kontroluje i siedzę w głowach innych ludzi, czego też nie kontroluje. Na dodatek mój ojciec, którego na oczy nie widziałam, siedzi sobie w innym świecie, po drugiej stronie tęczowego mostu.- podsumowała z lekką pogardą i kpiną w głosie - Chodzące dziwadło z jeszcze bardziej dziwną rodzinką.
- To jest nas dwoje - powiedział po czym poklepał ją po ramieniu i podniósł się z posłania. Quiche spojrzała się na niego nierozumiejącym wzrokiem - No co? Nie powiesz mi, że ja, lub moja "rodzinka" jest normalna.
- Ale ty się tam wychowałeś. Tam byłeś normalny.
- Dobre sobie... - prychnął - nawet w Asgardzie odstawałem. Większość Asgardczyków raczej niewiele miała wspólnego z Lodowymi Olbrzymami, a tym bardziej z ich władcą. A ja? Na dodatek moja skóra zmienia kolor - popatrzył się na nią poważnie - Z resztą sama zobacz. Skupię się na wspomnieniu a ty spróbuj je zobaczyć.
CZYTASZ
Tajemnice ||Marvel ||L.L.
FanficKażdy z nas ma jakieś tajemnice... Szkoda tylko, że czasami mogą mieć one poważne konsekwencje, nie tylko dla nas, ale dla naszych bliskich. Jak trudno odkrywa się zatajoną prawdę, przekona się Sorciere Quiche. Życie nie raz zaskakuje. Ludzie, kt...