Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na rozdział 20.
Naruto pokiwał głową. Wiedział, że tutaj, na tych dachach i tak nie mieliby szans porozmawiać. Sasuke miał rację, najlepiej i najbezpieczniej będzie za wioską, tym bardziej, że nie miał pewności, jak w takiej sytuacji mogły skończyć się ich wymiany zdań. Bardzo prawdopodobne, że tak jak większość sporów – na walce. A jeżeli zniszczą kolejny kawałek lasu, Kakashi naprawdę ich za to zabije, choć w tym momencie Naruto wcale o to nie dbał. Pozwolił się prowadzić Sasuke, ale szybko zorientował się, gdzie chciał iść. Biegli w stronę ich doliny, na której ostatnio tak często trenowali.
Naruto zastanawiał się, jak powinien zacząć tę rozmowę. O raz któryś raz z kolei układał sobie w głowie jakieś zdanie, jednak już dawno nie czuł się tak zagubiony jak teraz. Przez to swoje zamyślenie wpadł na jakąś gałąź, ledwo utrzymują równowagę. Sasuke rzucił mu kpiące spojrzenie, więc postanowił się ogarnąć i trochę bardziej uważać. Uważać... Ostatnio nie uważali i ich tajemnica nie była już tylko ich tajemnicą. Naruto jakoś specjalnie nie przeszkadzało to, że Shikamaru się dowiedział, kto jak kto, ale on potrafił być dyskretny, ale nie wiedział, co o tym wszystkim myśli Sasuke. A jeżeli uzna, że to za duże ryzyko? Naruto tak się zdenerwował, że znowu przez jego głowę zaczęło przelatywać milion myśli. Tym razem wpadł na pień, uderzając o niego głową i tracąc równowagę, spadł na trawę.
– Młotku, ty nadal naprawdę jesteś tak niezdarny... – mruknął, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Już otworzył usta, chcąc mu podogryzać trochę bardziej, ale gdy zobaczył jego wzrok... – Co z tobą? – zapytał, marszcząc brwi.
– Sasuke... Czy... – Naruto westchnął ciężko. – Co z odbudową twojego klanu? – wykrztusił w końcu z siebie to, o co wcześniej nie chciał pytać.
– Nie no, ty też? – Sasuke aż przymknął oczy z irytacji. – Już Kakashi dzisiaj... – zamilkł, bo coś go tknęło. Kakashi Kakashim, ale Naruto przecież... W jednej chwili pojął, o co mu chodzi. – To tym się martwisz? – zapytał, kucając naprzeciwko niego.
– Wcale się nie martwię, ja tylko... – zaprotestował Naruto, ale reszta słów utonęła w pocałunku. Miękkim, uspokajającym. I te oczy Sasuke, te jego oczy... Było w nich coś takiego...
– Tym się nie przejmuj. – Sasuke pocałował go mocniej. – Jakoś rozwiążemy ten problem – mruknął. – Chodźmy stąd, tu ktoś nas może znowu zobaczyć.
Naruto przez chwilę nie był w stanie się ruszyć. Czuł się, jakby był czymś odurzony. Dopiero po dłuższej chwili skinął głową i uśmiechnął się lekko. Sasuke powiedział: „rozwiążemy ten problem". My rozwiążemy. A nie, ja rozwiąże. A to znaczyło... Uśmiechnął się szerzej, wskakując na pobliski konar.
Ruszyli w dalszą drogę, ale Sasuke, o dziwo, nie wybrał doliny, do której zawsze przychodzili. Pobiegł jeszcze dalej, jednak Naruto wcale go nie zatrzymywał. Musieli być ostrożni. Jedna wpadka już dawała dużo do myślenia.
– Sasuke, czekaj! – Naruto zatrzymał się na małej polance. Przypomniał sobie o czymś, kiedy chwilę wcześniej minęli wielki głaz przypominający smoka. Tak, to było to miejsce... Ćwiczył tutaj kiedyś z Jiraiyą. – Tam jest taka jaskinia, w zasadzie nie jaskinia, a...
Sasuke, na początku zdezorientowany, teraz uśmiechnął się lekko i skinął głową.
Tym razem to Naruto prowadził i szybko dotarli do wyżłobienia w skale. Zakątek, co by nie mówić, był bardzo klimatyczny, trochę mroczny, ale było w nim coś niezwykłego. Bo o ile weszli do środka rzeczywiście przez grotę, to po drugiej stronie znajdowała się dolina z dziwnymi drzewami, których Sasuke nie spotkał wcześniej nigdzie. W ich wiosce czy jakiejkolwiek innej. Były wysokie i miały długie gałęzie, które sięgały aż do ziemi. Przez to cała dolina skąpana była w zielonej poświacie.
![](https://img.wattpad.com/cover/101069090-288-k923815.jpg)
CZYTASZ
SasuNaru Hiden
أدب الهواةCzwarta Wielka Wojna Shinobi dobiegła końca i wszystko wraca do normy. Bohaterowie są już dorośli, mają po osiemnaście lat, zaczynają się tworzyć związki. Jednak okazuje się, że nie do końca takie, jakich niektórzy z nich oczekiwali. Bo o ile Naruto...