Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział:)
Sakura obudziła się nad ranem, czując ruch blisko siebie. Uniosła głowę i jęknęła mimowolnie, gdy rana na plecach zapiekła żywym ogniem.
– Sakura? – usłyszała niski, głęboki głos Sasuke i otworzyła oczy. Stał przy wejściu do jaskini. Wschodzące światło oświetlało go od tyłu i przez to wydawał się jeszcze przystojniejszy. Te jego ciemne spojrzenie i jasna skóra...
– Długo już nie śpisz? – zapytała i spróbowała się podnieść, ale zdała sobie sprawę, że lewą rękę miała niemal całkiem sparaliżowaną. – Szlag! – zaklęła i skrzywiła się. Bolało tak bardzo, że zrobiło się jej niedobrze.
Sasuke dopiero po chwili podszedł do niej, żeby jej pomóc. Po jej minie poznał, że nie uda im się wyruszyć tak prędko, jakby chciał.
– Dasz radę to zaleczyć? – zapytał. Sakura w końcu była jednym z najlepszych medycznych ninja. Przecież musiała znać jakieś sztuczki.
– Postaram się, ale wydawało mi się wczoraj, że wszystko okej. – Zmarszczyła lekko brwi i spróbowała poruszać ramieniem. – Nie wiem, co to może być. Będę musiała spróbować czegoś innego, ale to zużyje trochę więcej chakry.
– Nieważne, po prostu się tym zajmij. Wyruszymy w południe, jesteśmy już blisko granicy. – Sasuke odsunął się. – Ja jeszcze raz sprawdzę okolicę, bo nad ranem ktoś kręcił się niedaleko jaskini. Na szczęście nas nie znaleźli, ale wolałbym długo tutaj nie przebywać.
– Mhm, postaram się. – Sakura odprowadziła Sasuke wzrokiem. Był dla niej bardzo oschły, jak zwykle zresztą. Teraz dodatkowo sprawiał wrażenie, jakby irytowało go, że dała się zranić. Chociaż to znowu nic dziwnego, on nienawidził słabości. Zacisnęła oczy i przeklęła kilka razy. Musi sobie jak najszybciej z tym poradzić. W końcu nie powinni zwlekać. Byli na misji.
Sasuke oddał Sakurze resztę plastrów żywieniowych od Karin. Miał świadomość, że im szybciej dojdzie do siebie, tym szybciej wyruszą, a na tym mu zależało. Porcje żywnościowe już się skończyły, bo według planu powinni właśnie przekraczać granicę Kraju Wiatru, a tam miał ktoś na nich czekać. Sasuke zaklął cicho i poszedł poszukać czegoś do jedzenia. Jak na złość nie znalazł niczego, co by się nadawało, klimat tu był już na tyle suchy, że rośliny wyglądały na zmarniałe, a na żadne zwierzę nie trafił. Trafił za to na mnóstwo owadów.
W pewnym momencie syknął i chwycił się ręką za szyję. Coś go ukąsiło i to dość boleśnie. Rozejrzał się jeszcze dla pewności, ale w końcu dał sobie spokój. To, co zebrał z tych marnych krzaków, będzie musiało wystarczyć. Nie mógł oddalać się za bardzo, bo Sakura nie mogłaby się bronić, gdyby nagle pojawili się jacyś najemnicy, a to było bardzo prawdopodobne, gdyż znajdowali się naprawdę blisko granicy. Przemyt, różne układy pomiędzy co mniejszymi wioskami. To, że na świecie panował pokój, nie znaczyło, że nie było żadnych lokalnych konfliktów.
Sakura cały czas leżała w jaskini, nie chcąc wychodzić na palące słońce. Tu przynajmniej miała przyjemny chłód. Poza tym co jakiś czas wysyłała lecząca chakrę w zranione miejsce. Zjadła skromny posiłek, składający się głównie z jagód i jakichś korzonków, ale dzięki plastrom żywieniowym czułe, że energia jej wraca. To dobrze, bo w końcu będą mogli wyruszyć.
Sasuke od dobrych dwóch godzin siedział na konarze jednego z najwyższych drzew w pobliżu. Stad było widać całą okolice, a on musiał być czujny. Przymknął oczy. Słońce już nie dawało się tak we znaki, poza tym na niebie pojawiło się kilka chmur. Myślał. Najpierw o sytuacji, w której się znaleźli, potem o misji, o tablicach, o Naruto... Naruto... Ciekawe co teraz robi. Pewnie siedzi w Ichiraku i pożera kolejną porcję ramenu. Młotek...
CZYTASZ
SasuNaru Hiden
FanfictionCzwarta Wielka Wojna Shinobi dobiegła końca i wszystko wraca do normy. Bohaterowie są już dorośli, mają po osiemnaście lat, zaczynają się tworzyć związki. Jednak okazuje się, że nie do końca takie, jakich niektórzy z nich oczekiwali. Bo o ile Naruto...