Halloween

11.6K 495 128
                                    

31 październik 1981

Dolina Godryka

Lily Potter przygotowywała kolację dla swojego syna, który już za parę godzin powinien znaleźć się w łóżku, jednak zabiegi jego taty z całą pewnością opóźnią tę wyczekiwaną chwilę.

Lily kochała patrzeć na swojego małego synka z kępką czarnych włosów na głowie i okrągłą buzią.

Jego uśmiech przywodził na myśl tylko niewinność i słodką, dziecinną sielankę.

Słysząc jego gaworzenie mogłoby się zapomnieć o całym świecie!

James, z drugiej strony, pomijając oczywisty zachwyt nad jego małym chłopczykiem,  był najdumniejszym ojcem, jakiego można sobie wyobrazić.

Doskonale pamiętał pierwsze słowo Harry'ego.

Tata.

Co z tego, że mówiąc to patrzył na swoją mamę, i tak tryskał radością, i z biegiem czasu poświęcał każdą chwilę na uczeniu go takich słów, jak: mama, Łapa, Lunio, Glizdek.

Teraz podrzucał Harry'ego pod sam sufit i nie potrafił powstrzymać uśmiechu, kiedy ten mały łobuziak piszczał i zaczynał chichotać, gdy opadał z powrotem w jego ramiona.

- Już chłopcy, wystarczy – Lily stanęła w drzwiach salonu z butelką w ręce.

- Ama, Ama! – powiedział roczny chłopiec, i kiedy James postawił go na podłodze, ostrożnie wstał, przewrócił się na tyłek, po czym znowu wstał, powtarzając tę czynność kilka krotnie, aż w końcu ze zdenerwowaniem opadł do pozycji siedzącej i wyciągnął piąstki w stronę mamy, to je otwierając to zaciskając.

James z całych sił starał się nad nim nie rozczulać, ale nigdy mu to nie wychodziło.

Podał ręce Harry'emu, który chyba odruchowo je chwycił i z wielkim zapałem stanął na swoich małych stópkach i podreptał z pomocą Jamesa do Lily.

Lily zaczęła bić brawo wolną ręką i uśmiechać się szeroko powtarzając – Brawo Harry! Brawo Harry!

To był ich zwykły rytuał.

Zawsze, kiedy Harry zrobił coś, co należało być nagrodzone, Lily, James, Syriusz i Remus nauczyli się bić dla niego brawo i powtarzać powyższe słowa.

Lily podniosła go na ręce i ustawiła na swoim boku.

Różdżka Jamesa zadrgała na stoliku przy kanapie.

Lily momentalnie zdrętwiała.

James doskoczył do różdżki, kiedy Lily na miękkich nogach słaniała się w stronę schodów na piętro.

To alarm.

Ktoś nie zarejestrowany znalazł się na ich posiadłości.

Na dworze było ciemno i mroźnie, James wytworzył swojego patronusa i zgodnie z procedurą wysłał go prosto do kwatery głównej Zakonu Feniksa.

W tym samym czasie drzwi otworzyły się z hukiem.

- Lily! To on... Bierz Harry'ego i uciekaj! Zatrzymam go!

Lily zacisnęła ręce wokół swojego syna i z przerażeniem patrzyła, jak lśniący jeleń wybiega przez ścianę.

W domu nastał chłód.

Pobiegła na górę, po drodze gubiąc butelkę Harry'ego.

Harry nie płakał.

Patrzył na wszystko z szeroko otwartym oczami i lekko rozwartymi ustami.

Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz