Siła mentalna

3.7K 345 12
                                    


- Głupi chłopak! – wrzasnęła Alecto, kiedy po raz setny została pokonana przez bariery chłopaka. – Enervate.

Harry budząc się uderzył głową o krzesło i jęknął, żałując że jest przytomny.

Stracił rachubę czasu jak długo znajdował się już w tym pokoju, ale im dłużej stawiał opór tym Alecto cięższe wymyślała tortury, aby go osłabić... Wtedy tracił przytomność, a na takim umyśle nie dało się pracować...

Kobieta szeptała pod nosem zgorączkowana, nie może zawieść swojego pana! Nie może!

Ale chłopak za bardzo się opierał, przez ten cały czas jego bariery nawet się nie zachwiały... Pomijając tą jedną chwilę, ale sama nie wiedziała co było w niej takiego specjalnego, użyła tylko zaklęcia torturującego... Zobaczyła jakiegoś chłopca, podobnego z twarzy do jej księcia, ale jednocześnie bardzo różniącego się... Uśmiechał się smutno i mówił coś, ale Alecto nie zdążyła usłyszeć co.

W każdym razie czuła, że ten chłopiec jest kluczem, żeby dotrzeć do Sanguisa...

- Spróbujemy teraz inaczej. – powiedziała susząc zęby, straciła cierpliwość. – Imperio.

Opuść bariery... Rozluźnij się...

Czy to nie- wspaniały pomysł? Jak miło byłby teraz rozluźnij się i dać sobie w końcu odpocząć?

Opuścić obolałe bariery i mury, które postawił... i ...

Nie! Pokręcił zirytowany głową.

Śmierciożerczyni nachylała się nad nim z łakomym uśmieszkiem czekając aż ten się złamię.

Nie ma tak dobrze.

Harry splunął jej w twarz.

Alecto odepchnęła się od krzesła i ocierając jedną ręką, drugą cięła jego policzek zaklęciem tnącym.

Harry tylko zacisnął powieki i wypuścił powietrze przez zęby.

- Naprawdę uważasz, że warto jest tak cierpieć? Nadal uważasz, że możesz coś osiągnąć sprzeciwiając się naszemu panu? Znam cię San, szkoliłam cię, ty nie jesteś taki.

- Nie wiesz jaki jestem!

Jej twarz pociemniała.

- Ale wiem jaki będziesz. – wyszeptała i podniosła różdżkę. – Nie chciałam tego robić, ale nie dajesz mi innego wyjścia. To będzie duża strata, ale koniec końców... dopuszczalna dla naszych celów.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się w szoku i resztą sił, ignorując ból towarzyszący każdemu nerwowi szarpnął się na krześle.

To była desperacja.

Nie mógł do tego pozwolić! Teraz żałował bardziej niż kiedykolwiek przedtem, że uciekł... że spotkał Blacka... że pomógł tym dzieciakom... że uratował tamtych gości... Ale jednocześnie wiedział, że to były jego własne, świadome decyzje – i tylko takie chciał podejmować.

Alecto westchnęła rozczulając się nad tym słodkim przerażeniem.

- Obliv...

- Expelliarmus! Drętwota!

Harry'emu zakręciło się w głowie od tego nagłego światła, huku drzwi i o mało znowu nie stracił przytomności. Czuł, że ktoś rozpina mu pasy na rękach i nogach i powoli kładzie na podłodze opierając o ścianę.

- Poczekaj, najpierw się nią zajmę. – wyszeptał głos, żeby nie pogarszać stanu chłopca.

Harry tylko kątem oka widział jak mężczyzna podnosi ciało legilimentki i zapina ją w fotelu, który nie dawno zajmował.

- Enervate. Silencio. – oczy Alecto rozszerzyły się w szoku i niedowierzaniu, szarpała się i wyrywała, ale to i tak nic nie dawało.

Mężczyzna westchnął i wymierzył w nią różdżkę jeszcze raz.

Jak bardzo jej teraz nienawidził! Chciał ją zabić! Chciał, żeby cierpiała!

Spojrzał na Sana... Harry'ego, widział w jego oczach zagubienie, konsternację. Na pewno był zdziwiony widząc go tutaj... Powrócił wzrokiem do kobiety, już miał zaklęcie na końcu języka kiedy...

- Nie zabijaj jej. – szepnął słaby głos. – On będzie wiedział, że ja bym tego nie zrobił.

Avery spojrzał na chłopca z podniesioną brwią.

- Nie chcę, żeby cię przeze mnie zabił. – powiedział z wysiłkiem.

Śmieriożerca zerknął z powrotem na kobietę, która nawet nie zareagowała na ich jednostronną konwersację.

- Obliviate. – powiedział pewnym głosem to samo zaklęcie, które kilka minut wcześniej zaaplikował na Belli.- Drętwota.

Bezwładne i zagubione w wydarzeniach ciało kobiety opadło na krzesło oddychając miarowo.

Avery ze wstrętem odwrócił głowę od niej i podbiegł do chłopaka.

Podniósł różdżkę do jego policzka, chcąc uleczyć ranę, ale zatrzymała go ręką nastolatka.

- Nie ma czasu, muszę...

- Masz rację.

Podźwignął Harry'ego na nogi, którego kolana wręcz uginały się i drżały.

Jęknął kiedy ciężar jego ciała opadł wgniatając go w kamienną posadzkę.

- Szlag. – przeklął Avery gorączkowo próbując wymyślić wyjście z zaistniałej sytuacji.

- Dlaczego to robisz? – spytał Harry opierając się o ścianę i biorąc głębszy oddech.

- Nie mogłem tylko stać i słuchać jak cierpisz. Ludzie wybierają po której stronie stają nie zależnie od tego gdzie się urodzili, chodząc różnymi drogami.- przetarł twarz dłonią i rzucił spojrzenie na Carrow. - Byłeś trzymany w chmurach, burzliwych chmurach na oceanem. Skoczyłeś na główkę i znalazłeś brzeg, nie ma takiej siły, która mogłaby zaciągnąć się z powrotem na górę.

Harry uśmiechnął się smutno.

- Brzmi jakbym rezygnował z łaski Boga, a nie porywacza, manipulatora i mordercy.

- A nie tacy są bogowie? – parsknął Avery wyglądając na korytarz. – Wierzę, że możesz zapobiec pewnym ... wydarzeniom, tak jak to robiłeś wcześniej.

- Ty wiesz? – zapytał z szokiem.

- Wiem.

- I nic nie powiedziałeś?

- Nie widziałem takiej potrzeby, one na to nie zasłużyły, nie ważne co twierdzi Czarny Pan. Otworzyłeś mi wtedy oczy.

Harry przestąpił przez próg uśmiechając się wrednie widząc nieruchome ciało Bellatrix na podłodze.

Uklęknął przy niej i wyjął różdżkę.

- Mam nadzieję, że mi to wybaczysz... - wyszeptał odwracając się do przyjaciela. – Obliviate! Drętwota.

Avery upadł ciężko na podłogę nie daleko ciała Belli.

Harry jeszcze przez chwilę wpatrywał się w niego, żałując, że musiał to zrobić.

Wiedział jak może spróbować zadbać o siebie, ale nie chciał ryzykować życia Avery'ego.

Może przy odrobinie szczęścia, mężczyzna mu przebaczy, może nie zapomni tego co o nim sądzi.

- Przepraszam. – szepnął przełykając gorzkie poczucie winy i owijając wokół siebie ciaśniej pelerynę zaczął posuwać się pośród cieni zamku do wyjścia.

A jego sojusznikiem była noc.


DZIĘKUJĘ GORĄCO JAK TO SŁONECZKO, KTÓRE PRAŻY U MNIE ZA TE WSZYSTKIE AŻ 395 GWIAZDEK DO TEGO FANFICTION.
JESTEŚCIE WIELCY,
Ludzie mówią, że potencjał pojawia się, u niektórych osób i tylko czeka aż zostanie wykorzystany, dziękuję, że dajecie mi szansę :)

Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz