Lily obudziła się z krzykiem.
W zasadzie nie pamiętała, co ją tak przestraszyło, ale czuła się wręcz sparaliżowana strachem.
Nawet nie wiedziała, że płacze. Ale nie płacze-płacze, tylko płacze-płacze-płacze – jak w prawdziwej histerii!
- Ci... Już Lils, spokojnie, jestem tu, słyszysz? Jesteś bezpieczna, to ja... Lily, kwiatuszku, proszę... Nie płacz, jestem... jestem... - powtarzał James również bliski łez i spacyfikował jej ręce, żeby go nie uderzyła, bo w przypływie paniki zaczęła wymachiwać rękami i kopać nogami, powieki miała mocno zaciśnięte.
Wpakował się za nią na szpitalne łóżko i mocno ją objął, kiedy ona dalej się wyrywała i płakała. Położył policzek na czubku jej rudych włosów i szeptał dalej uspokajające słowa.
Po kilku minutach, Lily w końcu zaczęła brać głębsze oddechy, a i brakło jej już siły i pozwoliła ramionom opaść.
- J-James? – wychrypiała.
- Tak Lily, to ja. – ledwo wyszeptał, bo jego gardło było tak zaciśnięte z ulgi i szczęścia, że nie mógł nawet mocniej rozewrzeć warg, przez odcisk uśmiechu.
Otworzyła oczy i obróciła się do niego, a jej ramiona lekko się zatrzęsły, kiedy spojrzała w jego oczy. Z kolei James nie mógł oderwać od niej wzroku. Tak dawno nie widział tych zielonych tęczówek, jej opadających i wznoszących się wraz z powieką rzęs. Drgania kącików jej ust, rumieńców... A teraz nie mógł przestać wpatrywać się w jej różane usta.
Nie zastanawiając się wiele pocałował ją delikatnie, ale zaraz pocałunek przeistoczył się w bardzie żarłoczny i namiętny.
Lily zarzuciła mu ręce na szyję i usiadła na jego kolanach w bardziej wygodnej pozycji.
- Myślałem... że... Cię ... stracę... - wyszeptał biorąc oddechy między pocałunkami.
Lily uśmiechnęła się, choć ich usta dalej się dotykały, a on następnie scałował łzy z jej policzków.
Potem wtuliła się w jego pierś. Siedzieli w takiej pozycji, wsłuchując się w swoje oddech i wbijając dłonie jak najmocniej w swoje ciała, niczym w morderczym uścisku, bojąc się puścić.
- Harry? – zapytała po kilku minutach ciszy, kiedy zdołała zebrać myśli.
James nie odpowiedział.
Jak mógł jej powiedzieć, że Harry się obudził? Że cierpi prawdopodobnie na amnezję? I że on, James zawalił na całej linii i go stracił, pozwolił chłopcu uciec w nieznane?
Jednak Lily inaczej zinterpretowała ciszę ukochanego. Pomyślała, że Harry dalej musi być w śpiączce i James nie chce o tym mówić.
- Długo spałam? – zapytała zamiast tego. – Nic mnie nie boli, choć czuję się trochę sztywna...
James jęknął z frustracją i schował twarz w jej włosach.
Dlaczego zadawała pytania? Dlaczego chciała o tym rozmawiać, o tym wszystkim?
- James? – zapytała cicho i delikatnie.
- Dwa tygodnie minęło od śmierci Albusa. – powiedział w końcu.
Lily wessała głośno powietrze.
- Byłam nieprzytomna przez tydzień? – zapytała z przerażeniem. – Co z Hogwartem? Syriuszowi i Remusowi nic nie jest? – pytania same nasuwały się na język, kiedy nagle zesztywniała. – James. Gdzie jest Will? Dlaczego go tu nie ma?
CZYTASZ
Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]
Fiksi Penggemar[ZAKOŃCZONE] -Słyszeliście o Harry'm Potterze? - Niestety, szkoda dzieciaka... - A co sądzisz o Sanguisie? - O kim? - Och! To wspaniała opowieść o chłopcu narodzonym pewnej jesiennej nocy... Co by było, gdyby James nie umarł tylko Lily...