Letni śnieg

1.1K 110 4
                                    


Harry siedział na parapecie i wpatrywał się w miejski krajobraz uśpionego jeszcze miasteczka.

- Musisz mnie zabić, Harry.

Nie odpowiedział, ale zacisnął szczękę, stąd Draco wiedział, że ten go słyszy.

- Tak będzie lepiej. Nie dam rady tego wiecznie kontrolować, a wystarczy drobny błąd z naszej strony i... - przerwał nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa. – Już raz zginąłem, drugi raz nie zrobi mi różnicy...

- Ale mi zrobi! – przerwał mu gwałtownie. – Nie rozumiesz? A ty byłbyś w stanie mnie zabić, gdybym cię o to poprosił?

- Nie.

- Więc nie oczekuj, że ja będę w stanie zrobić coś takiego dla ciebie Draco! – wykrzyknął, a potem spojrzał na drzwi, bojąc się żeby kogoś nie obudzić.

Draco westchnął ciężko.

- Nie masz innego wyjścia.

Harry pokręcił głową, ale się nie odezwał.

Nie było co powiedzieć, bo Draco miał rację. Nie było innej opcji. Nie dało się zniszczyć tej ciemnej strony, która przejmowała kontrolę nad ciałem Malfoya. Jeden nie mógł istnieć bez drugiego.

- On cię zabije. – odezwał się nagle Draco cichym i nawet zdziwionym głosem. – Myśli o tym.

Harry nawet się nie odwrócił.

Nagle coś zastukało w szybę okna.

Harry ze zdziwieniem patrzył na sowę. Bardzo znajomą, śnieżną sowę.

- Hedwiga. – wyszeptał i otworzył okno wpuszczając ją do środka.

Pogłaskał jej piórka, a potem obejrzał się w stronę Dracona, który zaczął się śmiać.

- Pogawędka się udała?- zapytał wrednym tonem.

Harry nie odpowiedział, wywrócił oczami i układając Hedwigę na ramieniu wyszedł z pokoju, kompletnie ignorując komentarze Malfoya.

I naszła go ochota, żeby go naprawdę zabić, ale wiedział, że i tak nie potrafiłby tego zrobić...

Zszedł na dół do kuchni, mając nadzieje, że znajdzie coś czym będzie mógł poczęstować swoją sowę, kiedy usłyszał jak drzwi wejściowe gwałtownie się otwierają.

Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę drzwi. Ze schodów zbiegła Sally, jeszcze w szlafroku i w porozwalanych papilotach.

Nagle Hedwiga oderwała się od jego ramienia i poleciała prosto w stronę wejście frontowego.

- Hedwiga! – zawołał za nią Harry, ale sowa nie zareagowała.

Było cicho, a potem ktoś pisnął i zaczął ganić sowę.

- Tak wiem, że on tam jest! Uspokój się!

Harry od razu rozpoznał głos.

- Ginny? – zapytał obniżając różdżkę.

I miał rację.

Ginny pojawiła się w progu.

Miała na sobie mugolskie ubrania, jeansy i jasną koszulkę pod brązową skórzaną kurtką.

Za nią stanął James i Syriusz... I mnóstwo innych ludzi, którzy zaczęli wchodzić do środka.

- CO TO DO ŚWIĘTEJ KROWY VIOLI MA ZNACZYĆ NA GACIE MERLINA?! – zawołała Sally i zaczęła krzątać się wokół kuchni. – HARRY! GDZIE SCHOWAŁEŚ PROSZEK USYPIAJĄCY?!

Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz