Jak wszystko się posypało

2.2K 206 6
                                    


Harry jeszcze chwilę wyglądał za Willem i Avery'm, aż miał pewność, że oddalili się wystarczająco daleko.

- Nagini. – zawołał w wężomowie, a wąż podniósł łeb z ciekawością w jego stronę. – Przepraszam, to nie twoja wina.

- O co chodzi dziecko? – zapytała i zaczęła pełznąć powoli bliżej niego, ale Harry podniósł na nią różdżkę.

- To jedyny sposób. Przepraszam. – wysyczał do niej smutno i wciągnął głęboko powietrze, pozwalając wypełnić się nienawiścią, jaką pałał do Voldemorta. – Avada Kedavra.

Nagini nawet nie zdążyła się odsunąć, kiedy zielone światło ją trafiło. Syknęła krótko, słowo bez większego znaczenia i opadła, a potem zaczęła się kruszyć, aż została tylko prochem, ciemnym, bezkształtnym...

Harry otarł twarz i kątem oka zauważył, że McNair zaczyna się przebudzać, więc szybko go oszołomił.

Odetchnął kilkakrotnie i pobiegł do drzwi, którymi wyszedł Czarny Pan.

Odblokował drzwi i znalazł się w drugim pokoju, który był pusty, ale słyszał zza drugich drzwi rozmowy śmierciożerców.

Rozejrzał się po pokoju i wycofywał do następnej komnaty.

Ale ja jestem głupi. – pomyślał. – Jak naiwne dziecko, proszę się o karę.

Kolejny pokój również okazał się pusty, a w dodatku Harry został zmuszony do wyjścia na korytarz. Westchnął i stwierdził – to też jest jakieś wyjście...

Wyszedł na korytarz starając się zwrócić na siebie jak najwięcej uwagi i zaczął miotać klątwami we wszystkie strony.

Nie musiał długo czekać na reakcję, śmierciożercy szybko odpowiedzieli ogniem, wrzeszcząc za siebie, w ciasnej przestrzeni, że Harry zdradził, że coś jest nie tak, sprawdźcie co z Potterem, gdzie Bellatrix, trzeba powiadomić Czarnego Pana... i tak dalej i tak dalej. – Na taką reakcję liczył.

Szanse oczywiście miał niewielkie i został po raz kolejny zmuszony do odwrotu, ale nie zanim zaklęcie tnące zacięło lekko jego skroni.

- MA BYĆ CAŁY!- wrzasnął ktoś ponad ich głowami. – CZARNY PAN BĘDZIE CHCIAŁ GO ŻYWEGO!

Harry westchnął i ściągnął jeszcze jednego śmierciożercę, zanim cofnął się do pokoju, z którego wyszedł i gorączkowo zaczął rozglądać się za ucieczką.

Kiedy dostrzegł małe drzwi, za pewne jedne z korytarzy skrzatów, poczuł potworny ból, tak silny, że zachwiał się i stracił równowagę.

Wiedział, że nie ma wiele czasu, więc podźwignął się na nogi i pobiegł do przejścia.

-Wystarczy jedno okno, niezapieczętowane, małe okno... - mruczał do siebie, próbując skupić myśli na czymkolwiek byle nie na bólu.

Przedarł się korytarzem, który był rzadko używany i znalazł w kolejnej komnacie o kształcie elipsy, gdzie nie było żadnych okien.

Spojrzał nad siebie. Nic- tylko cegły.

Wszystkie ściany – cegła, ciasno przy cegle.

A koło drzwi, którymi właśnie wszedł były drugie, czuł zimno powietrza ciągnące od spodu i złapał za klamkę otwierając drzwi na oścież.

Kiedy zrobił krok do przodu poczuł czyjąś dłoń zaciskającą się na jego gardle, a ból w bliźnie zamglił jego wizję.

- Naprawdę sądziłeś, że uda ci się tak po prostu wyjść? – syknął Voldemort ciągnąc go do tyłu, aż Harry uderzył o kamienną ścianę. – Okpić mnie po raz kolejny?

Harry nie odpowiedział, ale czuł paznokcie Czarnego Pana wbijające się w jego szyję, powoli tracił oddech, a ból paraliżował go i tak na tyle mocno, że nie był w stanie zebrać myśli i powiedzieć coś sensownego.

Voldemort go puścił, a Harry upadł na kolana łapiąc łapczywie powietrze.

- Gdzie Potter? – zapytał lodowato.

Harry zaśmiał się ponuro.

- Bezpieczny. – wydusił z siebie, a potem jego wrzask wypełnił komnatę.

- CRUCIO!

Tysiące maleńkich ostrzy uderzało w jego skórę, czuł jakby był cięty żywcem, jakby ktoś zdzierał z niego skórę. Bolało go to, że jego bok i plecy dotykały zimnej, wilgotnej i zmarzniętego kamienia, że włosy kładły się na czole, że ubrania dotykały ciała. Wszystko sprawiało mu ból, bo Czarny Pan jeszcze chyba nigdy nie był tak wściekły i zdesperowany.

Zaklęcie ustało, a przynajmniej takie Harry miał wrażenie, bo nie bolało AŻ tak bardzo jak jeszcze chwilę temu.

Otwierając powoli oczy, zobaczył, że nie są już sami w śmiesznej komnacie.

Było tam kilku śmierciożerców, Voldemort był do nich odwrócony, ale Harry czuł, że to co słyszy nie podoba się Czarnemu Panu.

- Avada Kedavra! – śmierciożerca upadł martwy na ziemię z charakterystycznym plaskiem, jakie wydaje bezwładne ciało stykające się z twardym podłożem.

- Więc to tak... - mruknął wściekle Voldemort okrążając Harry'ego i pozostawiając pozostałych śmierciożerców w przerażeniu, stojących z boku. - Kolejny dobry sługa mnie zdradził, przez ciebie. I uciekł świstoklikiem z małym zdrajcą krwi.- Harry w tym momencie chciał płakać ze szczęścia, udało im się, Will naprawdę zdołał uciec. – A w dodatku zabiłeś Nagini! – wrzasnął Voldemort i Harry nawet nie usłyszał jak klątwa torturująca trafia go w pierś.

Wszystko zaczęło się od nowa. Wszystko bolało. Wszystko. Chciał, żeby przestało, chciał już umrzeć. Chciał błagać... Ale zaciskał zęby i tylko, co pewien czas krzyczał, aż nie miał na tyle siły, a jego gardło było zdarte do granic możliwości.

Klątwa uderzała go raz za razem. Czasem wydawało mu się, że zdążył wziąć jeden oddech zanim tortura zaczynała się od początku, a czasem myślał, że minęły dni, kiedy tak leżał na ziemi, świadomy, że nie może się ruszyć, nie może uciec, może tylko czekać aż Cruciatus trafi go ponownie i przypomni, że jeszcze żyje. Jeszcze żyje.

A potem miał wrażenie, że w końcu umarł, że o nim zapomnieli. – Tak bardzo chciał, żeby tak było, żeby zostawili go już w elipsowej komnacie, w zimnie i w ciszy, samego.

Stracił rachubę czasu, jedyne co się zmieniało to temperatura, czasem było już tak zimno, że miał wrażenie jakby jego oddech zamarzał na taflę lodu, choć wiedział, że to niemożliwe, a czasem odzyskiwał czucie w palcach. Ale nie wstawał.

Może zdąży umrzeć zanim przyjdą ponownie, zanim tortura znowu się zacznie albo stanie się coś gorszego... Wiedział, że może być coś gorszego, ale nie umiał sobie wyobrazić, co by to musiało być... Już nie wiedział.

I wtedy znowu ogarnęła go ciemność, dzięki której poczuł się trochę lepiej.



Dobra... przemyślałam to - Avery miał tu zginąć, przyznaję, ale uznałam, że jeszcze się przyda. A co do Harry'ego... - Ma chłopak przerąbane. I teraz mam mały problem, bo hehe... Mam już napisany następny rozdział, ale nie wiem co zrobić dalej! Już sami widzicie, że ta opowieść dobiega końca... :( 

Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz