Przyjaciół znajduje się w biedzie

1.9K 191 37
                                    


Remus wbiegł do kawiarni tak szybko jak tylko do jego uszu dobiegł przerażony krzyk Syriusza, światło w kawiarni poruszyło się niebezpiecznie szybko i zniknęło pomiędzy stołami.

- Łapo! – zawołał odnajdując przyjaciela na podłodze, zasłaniającego Harry'ego. – Czuję krew. Coś ty zrobił to cholery?!

- To nie ja! – warknął Syriusz wzburzony. – Był już w takim stanie, kiedy wszedł do środka!

Remus się nie odezwał tylko różdżką zaczął skanować obrażenia chłopca.

- Stracił dużo krwi. – wymamrotał.

W tym samym czasie do kawiarni zbiegli się wszyscy pozostali Aurorzy.

- Poinformujcie ministerstwo. – rozkazał Syriusz. – Powiedzcie, że go znaleźliśmy.

- Przeniesiemy Pottera do Munga, szefie? – zapytał młodszy Auror Wells.

Syriusz warknął pod nosem i pomógł Remusowi podnieść Harry'ego za ramiona.

- Nie. – powiedział. – Potrzebne jest bardziej prywatne miejsce.

Remus potaknął.

- Poinformujcie Dumbledora, że będziemy w domu... - powiedział Remus wiedząc, że Aurorzy i tak nie zrozumieją, co „dom" oznacza. – I Madame Pomfrey z Hogwartu, tak będzie szybciej.

Aurorzy się nie ruszyli.

Syriusza zacisnął szczęki.

- Róbcie, co mówi!

Aurorzy zatrzęśli się na ton Blacka, ale nie oponowali, zgodnie odpowiedzieli:

- Tak jest! – i zaczęli się aportować. – Nie potrzebujecie pomocy? – zapytał jeden z mężczyzn, ale zgromiony spojrzeniem swojego szefa i wilkołaka cofnął się i zniknął.

- Szybko. – powiedział Remus. – Nie jest z nim dobrze.

Syriusz się nie odezwał tylko roześmiał niewesołym śmiechem.

- Jak za dawnych czasów, co Luniu?

- To nie czas i miejsce na żarty Syriuszu. – przerwał mu ostro Remus.

Postanowili użyć świstoklika, bo nie mieli pewności czy aportacja nie zaszkodzi Harry'emu bardziej.

- Czy James...?

- Wysłałem go z patrolem po Harry'ego, niedługo pewnie się dowie i tu przyjdzie. – odpowiedział Syriusz na niezadane do końca pytanie. – Połóżmy go w salonie.

Tak ja powiedział tak zrobili.

Położyli Harry'ego na kanapie w salonie naprzeciwko kominka i Remus zaczął rozrywać mu rękaw koszuli i ściągać kurtkę.

- Wygląda inaczej. – skomentował cicho Syriusz, zbolałym głosem. – Dojrzalej.

Remus nie odpowiedział tylko dalej próbował oczyszczać rany.

Chwilę później kominek robłysnął zielonym płomieniem i ze środka wyszła Madame Pomfrey.

Rzuciła swoją skrzyneczkę z eliksirami obok kanapy i odepchnęła Remusa na bok robiąc sobie więcej miejsca.

- Wy skończeni idioci! – jęknęła. – Jesteś jego ojcem chrzestnym Syriusz, spodziewałam się po tobie więcej.

- To! To przecież nie ja! – bronił się Syriusz, ale nikt go nie słuchał.

Matrona zajęła się uleczaniem ran Harry'ego i z małą pomocą Remusa wmusili w jego zamknięte usta kilka różnokolorowych eliksirów.

- Syriusz! Remus! Halo?! Jesteście tu?! – rozległo się wołanie z holu i chwilę później James wpadł do salonu.

Zobaczył Syriusza patrzącego na niego z jakimś niezrozumiałym wyrazem twarzy, ale się nim w ogóle nie przejął tylko podbiegł do kanapy i rzucił się na kolana, klękając przed twarzą swojego syna.

- Harry... Merlinie... - ujął jego bladą buzię w dłonie.

Chłopiec miał sine usta i wyglądał po prostu... źle.

James dostrzegł krew na jego ubraniach i posklejane włosy, a potem zorientował się o obecności Poppy w pomieszczeniu.

Zerwał się na nogi lustrując Harry'ego od góry do dołu, zerkając szybko na wiedźmę, potem na Remusa, który miał twarz wymalowaną troską, strachem i przejęciem, a potem odwrócił się niebezpiecznie powoli w stronę Syriusza.

Robił szybkie kroki do przodu w jego stronę, a Syriusz cofał się do tyłu.

- Jak mogłeś! – wrzasnął mu w twarz. – To Harry na miłość boską, jak mogłeś go tak... ! – jego pięść uderzyła w szczękę Syriusza, a ten był w zbyt silnym szoku, żeby zareagować.

Przewrócił się na ziemię, a James usiadła na nim okrakiem i zamachnął się, żeby znowu go walnąć, ale Remus złapała jego ramię i siłą odepchnął od Syriusza.

- Dość! – krzyknął. – James, to nie Syriusz zranił Harry'ego!

James miał jeszcze mord w oczach, który zniknął całkowicie, kiedy dotarły do niego słowa przyjaciela.

- Co...?

Syriusz jęknął dotykając swojej szczęki, a długie włosy ukryły je twarz, kiedy pochylał się na kolanach to przodu.

James trzymał pięść, która pulsowała otrzeźwiającym bólem, przy piersi, spojrzał na nią i jego oczy rozszerzyły się w szoku.

Zerwał się na nogi i podbiegł do Syriusza, kładąc mu rękę na ramieniu.

- Syriuszu... Boże, przepraszam, nie chciałem, przepraszam...

- Zostaw. – warknął Syriusz i odepchnął od siebie Jamesa.

Jego głos był lekko zniekształcony i zbolały, a on nie puszczał swojej szczęki.

- Naprawdę przepraszam, Syriuszu...

- Powiedziałem zostaw! Po prostu to zostaw James! – powiedział Syriusz i głośno odetchnął. – W porządku... Rozumiem... Zrobiłbym to samo.



Zauważyłam, że nieco zaniedbałam więź braterską pomiędzy Syriuszem i Jamesem... 
Może to nie najlepszy sposób, że ją przywołać, ale lepszy taki niż żaden...
Niestety obawiam się, że na pobudkę Harry'ego będziecie musieli poczekać do jutra :)

Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz