Rozdrapując stare rany

2.5K 208 17
                                    

Minęło prawie pół roku, ale nie zapomniał drogi do Mrocznej Groty. Wszystko było takie same jakie je zapamiętał. Zamczysko stało na niewielkim wzgórzu, za barierą przeciwko mugolom, i przerażałoby pewnie każdego, kto tędy zabłądził.

Harry dostrzegł kątem oka dwóch dementorów majaczących przy skraju lasu, ale wiedział, że nie zdołają go wyczuć w jego animagicznej formie.

Okolice, w których zwykle znajdowała się blizna zaczęły nieprzyjemnie pulsować i wiedział, że On wie, że Harry jest blisko.

Nie było już odwrotu.

Jak gdyby, żeby go upewnić w tym przekonaniu wrota się otworzyły i na zewnątrz wyjrzał Avery i sześciu innych śmierciożerców.

Harry'emu zrobiło się trochę niedobrze patrząc na zdrajcę-śmierciożercę, żałował teraz jak nigdy przedtem, że użył na nim zaklęcia Obliviate. Jak wiele rzeczy mogło się potoczyć lepiej...- Albo gorzej. – rzucił zdradziecki głosik w jego głowie.

W postaci czarnego sokoła szybował na bezpiecznej odległości, żeby żadne zaklęcie nie mogło go trafić, ale na tyle blisko, że po kilku chwilach został dostrzeżony.

W pierwszej chwili śmierciożercy tylko czasem zahaczali wzrokiem na latającego w oddali ptaka, nieświadomi, kto znajduje się pod jego postacią.

Harry był też prawie pewny, że Voldemort wygląda na zewnątrz przez przyciemniane okna zamku.

Zleciał na dół i w odległości kilku metrów od grupy śmierciożerców, przemienił się z powrotem w człowieka stając twardo na kamiennym chodniku.

Ale w ostatnim czasie bardzo rzadko używał swojej animagicznej formy, dlatego siła przemiany odrzuciła go lekko na przód i przewrócił się na kolana.

W pierwszej reakcji miał zamiar sięgnąć po różdżkę, ale... zostawił ją... w skrzydle szpitalnym...

Zamiast tego uniósł tylko ręce w górę pokazując, że jest nieuzbrojony i się poddaje.

Nie podniósł jednak wzroku.

Następne, co poczuł, to kilka par silnych rąk ciągnących go na nogi i kilka różdżek przyłożonych do jego pleców i szyi.

Został zaciągnięty przez wrota i znajomym korytarzem koło schodów do sali tronowej, którą zwykł tak nazywać.

Kiedy weszli do środka, komnata okazała się być jednak pusta.

Śmierciożercy nie odezwali się do niego nawet słowem, nie byli też zbytnio brutalni, ale i delikatni też nie.

Zaprowadzili go przed miejsce, które zwykle zajmował Czarny Pan i zepchnęli na kolana podtrzymując za ramiona, spodziewając się najwyraźniej jakiejś formy oporu. Żadnej nie było.

Harry klęczał, więc w takiej pozycji, z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w kamienną podłogę, aż drzwi skrzypnęły nieprzyjemnie i do środka wkroczył Voldemort.

Harry od razu wyczuł, że to on. Nie musiał się odwracać. Po prostu to wiedział.

Oprócz kroków Voldemorta słychać było kilka innych, a w śród nich znajomy chód i klekot obcasów.

Bellatrix podbiegła do niego i uniosła jego podbródek w górę.

Widział jej twarz, zezłoszczoną, zdradzoną, ale i zmartwioną, a ona widziała jego – nienawiść i mord, ale tego nie rozumiała, była przyzwyczajona do tego widoku od innych śmierciożerców, więc nie rozróżniła tego spojrzenia od innych.

Zwróciła uwagę tylko na jego zacięty wyraz twarzy i rodzaj bólu, którego nie znała.

- Oh San... Mój mały książę... Co oni ci zrobili! – jęknęła gładząc jego włosy, a Harry szarpnął się w uścisku śmierciożerców, którzy tylko boleśnie wykręcili mu ręce.

W następnej chwili poczuł, ból i policzek zaczął go piec, a głowa została lekko odrzucona na bok.

- Jak mogłeś uciec?! – wrzasnęła. – Po tym co dla ciebie zrobiliśmy?! Wychowali, nauczyli?!

A potem znowu złagodniała i zmniejszyła się pod wzrokiem swojego pana, który z przekrzywioną głową obserwował chłopca na kolanach, z ciekawością i zwycięstwem w oczach.

- Nie martw się mój książę... - wyszeptała do jego ucha. – Nasz pan cię uratuje, zobaczysz...

Harry miał ochotę splunąć jej w twarz, wrzasnąć, ale nic nie zrobił.

Bellatrix odsunęła się na bok robiąc miejsce swojemu panu i chowając się twarz za zasłoną ciemnych loków.

BOJĘ SIĘ, kurczę, jak to pisałam to jak z karabinu!
Wybaczcie, że tak trzymam w napięciu, ale ten rozdziałby byłby za długi, więc podzieliłam go na pół.
Jezuu już się zastanawiam kto dostąpi zaszczytu zabicia Bellatrix! - NIENAWIDZĘ WIEDŹMY ZA SYRIUSZA!!!!! Ale fajnie się nią pisze haha

Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz